Postać Wonder Woman- komiksowej superbohaterki z uniwersum DC Comics, po raz pierwszy pojawiła się w 1941 roku. Diana z Themysciry
należy do plemienia Amazonek żyjących na skąpanej we mgle i
odizolowanej od ludzi wyspie Themyscira. Wonder Woman jest
przedstawiana jako niezłomna, odważna wojowniczka, która walczący ze
złem. Szybko stała się komiksową ikoną feminizmu i równouprawnienia
kobiet. Postać Amazonki pojawiła się już wcześniej w filmie telewizyjnym
z 1974 roku, w którym tytułową rolę odegrała Cathy Lee
Crosby oraz serialu emitowanym także w latach 70. Na dużym ekranie
zadebiutowała dopiero niedawno w filmie Batman v Superman: Świt
Sprawiedliwości.
Film
zaczyna się dość spokojnie. Poznajemy historię Amazonek. Królowa
Amazonek Hippolita opowiada małej Dianie, przed snem historię ludzkości.
Wieki temu Ares szerząc zło, zepsuł ludzi i zabił wszystkich bogów,
oprócz Zeusa. Amazonki zostały stworzone do ochrony ludzi przed złem.
Diana
pragnie za wszelką cenę rozpocząć szkolenie na wojowniczkę, jednak
Hippolita jest temu przeciwna. Za namową siostry, Hippolita zgadza się
na szkolenie córki. Diana jednakże musi dawać z siebie o wiele więcej,
być lepsza, silniejsza i waleczniejsza niż pozostałe Amazonki.
Amazonki
żyją na ukrytej przed ludźmi wyspie Themyscira, którą stworzył dla nich
sam Zeus. Jednak ich spokój zostaje zakłócony. Na wyspie pojawia się
mężczyzna- Steve Trevor, a wraz z nim inni
ludzie. Dochodzi do nierównej walki między Amazonkami, dysponującymi
jedynie strzałami, a żołnierzami z bronią. Od tego czasu życie Diany
ulega zmianie, a film się rozkręca. Od tej pory Dianą
kieruje jedna myśl: znaleźć i zabić Aresa. W tym celu wraz z Stevem
wyrusza do Londynu, gdzie po raz pierwszy styka się z rzeczywistością,
co zaowocowało kilkoma śmiesznymi scenami. Sytuacja w Londynie komplikuje się, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem Steve'a.
Jak
to bywa w większości filmów, na przeciw złu musi wyruszyć grupka
bohaterów, którzy ocalą świat. I ta koncepcja zawitała także w
Wonder Woman. Steve werbuje niespełnionego aktora, Indianina i
wyborowego strzelca z traumatycznymi przeżyciami. Razem tworzą
przezabawną ekipę wyrzutków, którzy wyruszają stawić czoło generałowi E. Ludendorff i
ocalić ludzkość. Choć bardzo ich polubiłam, to jednak motyw ten nie za
bardzo do mnie przemówił. Mimo wszystko nie osiągnęliby tego bez
heroicznych wyczynów Wonder Woman
Diana wkracza w czas wojny. Zauważyłam, że
motyw wojenny jest niezwykle popularny wśród postaci komiksowych.
Kształtuje on bohatera, pokazuje zło świata, prawdziwą ludzką naturę,
bezradność i ciężkie życie cywili. Jest to bardzo lubiany motyw kinowy, a
jednocześnie bardzo trudny dla widza. Nie zabrakło go w Wonder Woman. Uczynienie świata lepszym
miejscem byłoby zbyt proste, gdyby wystarczyło zabić wyłącznie złego boga. Diana rzucona w wir wojny dopiero poznaje
świat i uczy się go. Świat i ludzie nie okazują
się czarno-biali. Potrzebuje czasu, aby
zrozumieć ludzką naturę. Dobro i zło są nieodłącznym elementem człowieka, który sam decyduje, po której stronie stanie. Superbohaterka na dużym ekranie przechodzi przemianę od niesfornej dziewczynki,
po zbuntowaną nastolatkę aż staje się niezwyciężoną wojowniczką.
Fabuła
jest dość prosta, ale to postać wykreowana przez Gal Gadot skradła całe
show. Aktorka potrafiła być twardą wojowniczką a zarazem uroczą
kobietą. Na
początku filmu mamy okazję zobaczyć moc, jaką dysponuje Diana, gdy
styka ze sobą noszone przez nią karwasze. Cały czas czekałam, jak
główna bohaterka ponownie wykorzysta swoje zdolności. Niestety nie doczekałam
się. Wonder Woman zupełnie zapomniała o tym, co wydarzyło się na wyspie.
Diana okazała się także zapominalska, pozostawiając swoją tarczę przy koniu, który pogalopował w nieznane. Jeszcze jedna rzecz w filmie nie dawała mi spokoju. A mianowicie sposób w jaki ukryto wyspę Amazonek. Czy gęsta mgła spowijająca wyspę to aby na pewno dobra zasłona? Skoro bez problemu można ją przepłynąć to raczej nie.
Najbardziej
zaskakującą postacią dla mnie okazał sam Ares. Skoro o bogu wojny mowa,
to wyobrażałam sobie go jako umięśnionego twardziela à la Thor. Twórcy zaserwowali mi niezłą niespodziankę ujawniając pod koniec filmu jego tożsamość. Szkoda, że tak mało uwagi poświęcono dr. Truciźnie. Tajemnicza i niezwykle charakterystyczna postać, skrywająca twarz za maską.
Zakończenie sprawiło, że łza zakręciła mi się w oku. Nie spodziewałam się takiego finału! Film uważam za dobry, choć niektóre jego niedopracowane elementy do tej pory dźgają mnie w oczy. Teraz czekam na Ligę Sprawiedliwości (premiera 17.11.17), aby zobaczyć Wonder Woman w akcji.
3 komentarze
I want see this film!
OdpowiedzUsuńKisses
Recenzja dość kontrastowa z naszą. DC samo w sobie jest specyficzne... Marvel wygrywa boj o moja uwage 😉
OdpowiedzUsuńNie oglądałam jeszcze tego filmu, ale lubię takie klimaty, więc myślę, że mógłby mi się spodobać. Skoro jest i trochę humoru, trochę wojny, na koniec łza w oku... To czemu nie, na pewno w przyszłości sięgnę po tą produkcję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na recenzję książki "Trzy i pół sekundy",
www.bookmoorning.blogspot.com