Recenzja filmu Wonder Woman

by - 17:17

recenzja wonder woman

Postać Wonder Woman- komiksowej superbohaterki z uniwersum DC Comics, po raz pierwszy pojawiła się w 1941 roku. Diana z Themysciry należy do plemienia Amazonek żyjących na skąpanej we mgle i odizolowanej od ludzi wyspie Themyscira. Wonder Woman jest przedstawiana jako niezłomna, odważna wojowniczka, która walczący ze złem. Szybko stała się komiksową ikoną feminizmu i równouprawnienia kobiet. Postać Amazonki pojawiła się już wcześniej w filmie telewizyjnym z 1974 roku, w którym tytułową rolę odegrała Cathy Lee Crosby oraz serialu emitowanym także w latach 70. Na dużym ekranie zadebiutowała dopiero niedawno w filmie Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości.

Film zaczyna się dość spokojnie. Poznajemy historię Amazonek. Królowa Amazonek Hippolita opowiada małej Dianie, przed snem historię ludzkości. Wieki temu Ares szerząc zło, zepsuł ludzi i zabił wszystkich bogów, oprócz Zeusa. Amazonki zostały stworzone do ochrony ludzi przed złem.
Diana pragnie za wszelką cenę rozpocząć szkolenie na wojowniczkę, jednak Hippolita jest temu przeciwna. Za namową siostry, Hippolita zgadza się na szkolenie córki. Diana jednakże musi dawać z siebie o wiele więcej, być lepsza, silniejsza i waleczniejsza niż pozostałe Amazonki.

Amazonki żyją na ukrytej przed ludźmi wyspie Themyscira, którą stworzył dla nich sam Zeus. Jednak ich spokój zostaje zakłócony. Na wyspie pojawia się mężczyzna- Steve Trevor, a wraz z nim inni ludzie. Dochodzi do nierównej walki między Amazonkami, dysponującymi jedynie strzałami, a żołnierzami z bronią. Od tego czasu życie Diany ulega zmianie, a film się rozkręca. Od tej pory Dianą kieruje jedna myśl: znaleźć i zabić Aresa. W tym celu wraz z Stevem wyrusza do Londynu, gdzie po raz pierwszy styka się z rzeczywistością, co zaowocowało kilkoma śmiesznymi scenami. Sytuacja w Londynie komplikuje się, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem Steve'a.


Jak to bywa w większości filmów, na przeciw złu musi wyruszyć grupka bohaterów, którzy ocalą świat. I ta koncepcja zawitała także w Wonder Woman. Steve werbuje niespełnionego aktora, Indianina i wyborowego strzelca z traumatycznymi przeżyciami. Razem tworzą przezabawną ekipę wyrzutków, którzy wyruszają stawić czoło generałowi E. Ludendorff i ocalić ludzkość. Choć bardzo ich polubiłam, to jednak motyw ten nie za bardzo do mnie przemówił. Mimo wszystko nie osiągnęliby tego bez heroicznych wyczynów Wonder Woman

Diana wkracza w czas wojny. Zauważyłam, że motyw wojenny jest niezwykle popularny wśród postaci komiksowych. Kształtuje on bohatera, pokazuje zło świata, prawdziwą ludzką naturę, bezradność i ciężkie życie cywili. Jest to bardzo lubiany motyw kinowy, a jednocześnie bardzo trudny dla widza. Nie zabrakło go w Wonder Woman. Uczynienie świata lepszym miejscem byłoby zbyt proste, gdyby wystarczyło zabić wyłącznie złego boga. Diana rzucona w wir wojny dopiero poznaje świat i uczy się go. Świat i ludzie nie okazują się czarno-biali. Potrzebuje czasu, aby zrozumieć ludzką naturę. Dobro i zło są nieodłącznym elementem człowieka, który sam decyduje, po której stronie stanie. Superbohaterka na dużym ekranie przechodzi przemianę od niesfornej dziewczynki, po zbuntowaną nastolatkę aż staje się niezwyciężoną wojowniczką.



Fabuła jest dość prosta, ale to postać wykreowana przez Gal Gadot skradła całe show. Aktorka potrafiła być twardą wojowniczką a zarazem uroczą kobietą. Na początku filmu mamy okazję zobaczyć moc, jaką dysponuje Diana, gdy styka ze sobą noszone przez nią karwasze. Cały czas czekałam, jak główna bohaterka ponownie wykorzysta swoje zdolności. Niestety nie doczekałam się. Wonder Woman zupełnie zapomniała o tym, co wydarzyło się na wyspie. Diana okazała się także zapominalska, pozostawiając swoją tarczę przy koniu, który pogalopował w nieznane. Jeszcze jedna rzecz w filmie nie dawała mi spokoju. A mianowicie sposób w jaki ukryto wyspę Amazonek. Czy gęsta mgła spowijająca wyspę to aby na pewno dobra zasłona? Skoro bez problemu można ją przepłynąć to raczej nie.

Najbardziej zaskakującą postacią dla mnie okazał sam Ares. Skoro o bogu wojny mowa, to wyobrażałam sobie go jako umięśnionego twardziela à la Thor. Twórcy zaserwowali mi niezłą niespodziankę ujawniając pod koniec filmu jego tożsamość.  Szkoda, że tak mało uwagi poświęcono dr. Truciźnie. Tajemnicza i niezwykle charakterystyczna postać, skrywająca twarz za maską.

Zakończenie sprawiło, że łza zakręciła mi się w oku. Nie spodziewałam się takiego finału! Film uważam za dobry, choć niektóre jego niedopracowane elementy do tej pory dźgają mnie w oczy. Teraz czekam na Ligę Sprawiedliwości (premiera 17.11.17), aby zobaczyć Wonder Woman w akcji.

You May Also Like

3 komentarze

  1. Recenzja dość kontrastowa z naszą. DC samo w sobie jest specyficzne... Marvel wygrywa boj o moja uwage 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam jeszcze tego filmu, ale lubię takie klimaty, więc myślę, że mógłby mi się spodobać. Skoro jest i trochę humoru, trochę wojny, na koniec łza w oku... To czemu nie, na pewno w przyszłości sięgnę po tą produkcję.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na recenzję książki "Trzy i pół sekundy",
    www.bookmoorning.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń