• Home
  • O blogu
  • Recenzje książek
    • O książkach
    • Literatura młodzieżowa
    • Fantastyka
    • Romanse
    • Literatura obyczajowa
    • Kryminał/thiller
    • Literatura polska
    • Poradniki
  • Współpraca
  • Moda
    • Stylizacje
    • Porady modowe
  • Lifestyle
  • Polityka Ochrony Prywatności
Kopiowanie zdjęć zabronione! Ikonografiki wykorzystane na stronie pochodzą z serwisu Freepik.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

▪ Mów mi Kate ▪ blog lifestylowo-recenzencki

Dwór mgieł i furii

Twórczość Sarah J. Maas nie przechodzi bez echa w blogosferze. Autorka szybko zaskarbiła sobie moje uznanie "Szklanym tronem" a teraz także kolejną serią. Czytając recenzje "Dworu mgieł i furii", wielokrotnie zastanawiałam się co jest tak niesamowitego w postaci Rhysa, że niemal każdy ją uwielbia. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, postanowiłam sama sięgnąć po kontynuację "Dworu cierni i róż".

Feyra pokonała potężną Amaranthę, która zniewoliła siedmiu książąt Prythianu. Dziewczyna ocaliła Prythian a teraz czeka ją ślub z ukochanym mężczyzną- Tamlinem. Niegdyś mieszkała w nędznej chacie, a teraz otaczają ją drogie suknie, lśniąca biżuteria i dworskie przyjęcia. Jednak to nie jest życie, o którym marzyła. Nigdy nie chciała zostać księżniczką z bajki. Feyra pokonała Amaranthę, lecz teraz musi zapłacić za to wysoką cenę. W snach powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, której się dopuściła. Rhysand- wróg Tamlina upomina się o spłatę zaciągniętego długu, a jakby tego było mało, w jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemie potężna moc, nad którą nie potrafi zapanować. Amarantha była zaledwie początkiem, a prawdziwe zło ma dopiero nadejść.

Sarah J. Maas po raz kolejny zaskoczyła mnie swoim fantastycznym warsztatem pisarskim. Najlepszą rzeczą w tej serii jest wykreowany świat. Świat tajemniczych, niebezpiecznych i nieśmiertelnych fae. W tej części dalej odkrywały historię Prythianu, poznajemy nowe niesamowite postaci (Tkaczka, Rzeźbiący w Kościach) i krainy oraz doświadczamy jeszcze więcej emocji.

Feyra ocaliła świat fae i ukochanego, ale teraz musi ponieść konsekwencje swojego czynu. Amarantha nie daje o sobie zapomnieć, przez co dziewczyna każdej nocy przeżywa katusze. Załamana psychicznie nie umie poradzić sobie z nowymi mocami, przepełnia ją smutek i ból. Lecz cały czas wierzyłam w nią, a pod koniec książki, byłem z niej dumna. Stała się silniejsza, bardziej niezależna i  pewniejsza siebie.

Tamlin zaś okazał się postacią, która najbardziej mnie rozczarowała. W pierwszym tomie z łatwością zaskarbił sobie moją sympatię, ale jego zachowanie w "Dworze mgieł i furii" momentami doprowadzało mnie do istnej furii. Za to Rhysand… skradł moje serce. W pierwszym tomie zaintrygował mnie, a teraz… Jego przebiegłość, sarkazm, skrywane tajemnic, otaczający go mrok i historia dosłownie mnie urzekły. To właśnie jego postać zaserwowała mi najwięcej emocji. Rozumiał Feyre i starał się jej pomóc w taki sposób, aby wyzwolić w niej ukrytą siłę. Razem tworzyli świetny duet. Dawno w literaturze nie spotkałam tak dobrze wykreowanej postaci, której cały czas byłoby mi mało. Uwielbiam mrok spowijający jego osobę i więź łącząca go z Feyrą.

W książce pojawiły się także nowe postaci, w których nie mogłam się nie zakochać: Kasjan, Azriel, Amrena i Mor. Każda z postaci miała inny, lecz wyjątkowy i niepowtarzalny charakter, a do tego łączyła ich unikalna więź i historia.

"Dwór cierni i róż" był dobrą pozycją, lecz "Dwór mgieł i furii" jest jeszcze lepszy, bardziej ekscytujący i zmysłowy. Jeśli po przeczytaniu pierwszego tomu mieliście jakiekolwiek wątpliwości czy sięgnąć po kontynuację, to nie wahajcie się ani minuty dłużej i zabierajcie się za "Dwór mgieł i furii". W przypadku pierwszego tomu, akcja do połowy książki snuła się leniwie, natomiast w tej części, od początku do końca nie doznałam ani minuty nudy, a ostatnie 100 stron było tak emocjonujące, że pochłaniałam treść z prędkością Flasha. Ta książka jest dynamiczna, intrygująca i niezwykle wciągająca. A jakby tego było mało, jest jeszcze niesamowity Rhysand. Z niecierpliwością czekam na kontynuację, która pojawi się już w październiku. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję

Wydawnictwo: Uroboros ‖ Rok wydania: 2017 ‖ Liczba stron: 768
Tom: II ‖ Tytuł oryginalny: A Court of Mist and Fury ‖ Ocena: 6/6

Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze

Feyra srogą zimą zapuszcza się w las, by zapolować i zapewnić w ten sposób głodującej rodzinie zapasy jedzenia. Podczas polowania Feyra zabija łanię oraz dużego wilka, co zapoczątkowuje serię wydarzeń, które zmieniają życie dziewczyny. Wilk, którego zabiła był jednym z fae i musi ponieść konsekwencje swojego czynu, gdyż naruszyła warunki traktatu zawartego między ludźmi a ludem Prythianu. W drzwiach jej nędznej chaty staje bestia, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Dziewczyna może zginąć w nierównej walce z nieśmiertelną istotą albo spędzi resztę życia na dworze bestii. Feyra decyduje się udać wraz z bestią do jej magicznego królestwa. Dziewczyna dowiaduje się, że Prythian nęka plaga. Feyra jeszcze nie wie, że losy krainy nieśmiertelnych zależą od niej.

Maas stworzyła niesamowitą krainę. Prythian podzielony na siedem dworów, jest krainą magicznych i nieśmiertelnych stworzeń. Feyra trafia do Dworu Wiosny, gdzie ma spędzić resztę swoich dni. Bestia, która zażądała w jej chacie zapłaty, tak naprawdę okazuje się młodym, przystojnym aczkolwiek nieśmiertelnym księciem Tamlinem, spętanym klątwą, w wyniku której jego twarz, oraz wszystkich mieszkańców dworu zasłania maska. Feyra nienawidzi magicznych istot, lecz Tamlin nie okazuje się potworem z ludzkich opowieści. Czy Feyra pokona uprzedzenia i obdarzy nieśmiertelnego księcia zaufaniem?


Feyrę polubiłam już od pierwszych stron książki. W literaturze uwielbiam silne bohaterki a taką właśnie okazała się Feyra. Jest silna i odważna, ale potrafi także rzucić coś sarkastycznego. Maas wykreowała bohaterkę, która stała się głową rodziny a na jej barki spadła odpowiedzialność za kalekiego ojca i siostry. Wszystkie zarobione pieniądze przeznaczała na zapewnienie rodzinie bytu. Jest jedyną żywicielką rodziny, gdyż jej siostry nie są zdolne do pracy fizycznej a ojciec nie rusza się z domu. Dlatego dziewczyna nie zawahała się zabić ogromnego wilka, za którego skórę mogła otrzymać wystarczającą ilość pieniędzy, aby mogli przetrwać zimę.

Ale nie tylko Feyra zaskarbiła sobie moją sympatię, także Tamlin i Lucien, a także Rhys, który pojawił się w dalszej części książki. Tajemniczy książę niezwykle mnie zaintrygował, aczkolwiek po przeczytaniu lektury, nie mogłam wyrobić sobie o nim opinii, gdyż było go za mało.

Życie głównej bohaterki na dworze nie jest zbyt fascynujące, przez co fabuła sunie dość leniwie, a niektóre rzeczy wydały mi się nieistotne, aczkolwiek w ten sposób autorka kawałek po kawałku, odsłaniała przede mną fascynujący, magiczny i niebezpieczny Prythian. Za to dalsza część książki zupełnie mnie porwała. Gdy Maas wzbogaciła fabułę wprowadzając spowitego cieniem Rhysanda i tajemniczą Amaranthę, akcja nabrała tempa, stając się wybuchowa, interesująca i emocjonująca do tego stopnia, że nie potrafiłam oderwać się od książki.

Sarah J. Maas jest mistrzynią kreowania fantastycznych opowieści. Autorka urzekła mnie już światem stworzonym w cyklu "Szklany tron", a "Dworem cierni i róż" tylko potwierdziła, że jest w tym naprawdę dobra. "Dwór cierni i róż" jest ekscytujący, pełen akcji i zmysłowego pożądania. Ta książka jest HOT i pokochałam w niej dosłownie wszystko! Jestem kompletnie zachwycona bohaterami i historią, opartą na kanwie baśni o Pięknej i Bestii, wzbogaconej o krwawe czarodziejskie istoty. Dwór cierni i róż to świetna mieszanka fantastyki, romansu i Young adult. 

Wydawnictwo: Uroboros ‖ Rok wydania: 2015 ‖ Liczba stron: 527 
Tom: I ‖ Tytuł oryginalny: A Court of Thorns and Roses ‖ Ocena: 5/6

Share
Tweet
Pin
Share
14 komentarze

Pterodaktyle i raptory? Takie rzeczy tylko w Jurrasic Park. Otóż nie do końca… Po przeczytaniu opisu z okładki „Twierdzy Kimerydu” pomyślałam sobie: Czy ta historia jest zjadliwa? Moją barierą przed książką była niechęć do tematyki dinozaurów. Jakby tego było mało, dochodzą jeszcze badania genetyczne w wyniku których mamy do czynienia ze  mutowanymi ludźmi. Nie wiedziałam czy odważna powieść Magdaleny Pioruńskiej okaże się smaczna, czy też po jej przeczytaniu będę cierpieć na niestrawność. Zaryzykowałam, gdyż ciekawość zwyciężyła.

Anna Guitereez- antropolog z Uniwersytetu Krokodyli cudem uchodzi z życiem, po krwawym stłumieniu pokojowej konferencji asymilacyjnej w Mieście Krokodyli. Kobieta przemierza pustynię w poszukiwaniu Twierdzy Kimerydu. Uciekając przed śmiercią czyhającą pośród piasków pustyni i na błękitnym niebie, po którym przemykają pterodaktyle, przypadkiem trafia do celu podróży. Na swojej drodze spotyka słynnego strażnika wąwozu Tyrsa Mollinę, który zabiera ją do Twierdzy. Przybycie słynnej pani antropolog do miasta powoduje, że konflikt między Miastem Krokodyli a Twierdzą Kimerydu zaczyna się zaostrzać i zagrażać życiu ludzi i hybryd.

Historia przedstawiona jest z perspektywy Anny, Tyrsa, Tycjana i Tuliusza/Tulię, dzięki czemu możemy lepiej poznać ich myśli i targające nimi emocje. Każda z postaci jest inna. Od początku polubiłam Tyrsa Mollinę, który jest pół człowiekiem, pół raptorem; młodzieńcem z niewyparzonym językiem, który woli kobiety niż naukę, lecz drzemie w nim siła (bez wahania decyduje się przejąć obowiązki burmistrza gdy wymaga tego sytuacja), a na jego barkach spoczywa obowiązek opieki nad młodszym rodzeństwem. Interesującą postacią okazał się także Tulisz, który nie od razu przypadł mi do gustu. Tulisz był dla mnie postacią tragiczną. W wyniku eksperymentu, którego poddała go własna matka, cierpiał na rozdwojenie osobowości. Raz był Tuliuszem, a raz Tulią. Stopniowo pokonywał drogę do poszukiwania własnego „ja”. Cały czas zastanawiałam się, która jego natura zwycięży. Tuliusz wykazał się niezwykłą odwagą i to jego osoba zaskoczyła mnie najbardziej i pozostała w mojej głowie, jeszcze długo po zakończeniu lektury.

Magdalena Pioruńska stworzyła oryginalnych oraz wielobarwnych bohaterów i osadziła ich w świecie o skomplikowanej sytuacji politycznej. Europa znajduje się pod rządami okrutnego cesarza Brytanika, który chce rozszerzyć swoje wpływy na Afrykę. Ludzie boją się gadów, ale niektórzy chcieliby wykorzystać je do własnych nikczemnych celów, aby zwiększyć swoje wpływy. Mieszkańcy Twierdzy Kimerydu są w niebezpieczeństwie, a szczególnie rodzina Tyrsa. Okazuje się, że czasem bezwzględnym drapieżnikiem nie jest prehistoryczny gad, ale sam człowiek.

Początkowo miałam mały problem z wgryzieniem się w temat, a wielość imion zaczynających się na literę „T” i „A” nie pomagała. Jednak po kilkunastu stronach początkowe zakłopotanie ustąpiło zaciekawieniu. Autorka stopniowo wprowadzała kolejne postacie i intrygi, aż w pewnym momencie zaserwowała istną bombę. Nagle akcja powieści nabrała takiego tempa, że nie byłam w stanie oderwać się od książki. Sądziła, że wiem jak potoczy się dalsza akcja. Otóż nie! Byłam w ogromnym błędzie. Autorka nie skonstruowała ckliwej i przewidującej historii, lecz nieprzewidywalną, mocno wciągającą i wywołującą ciarki na rękach opowieść. Pioruńska zupełnie zaskoczyła mnie napisanym zakończeniem. Z niedowierzaniem czytałam ostatnie karty epilogu.

Oryginalność- tak w jednym słowie mogłabym opisać „Twierdze Kimerydu”. Do tej pory nie spotkałam się z historią o dinozaurach i ludziach z ich genami. Mocnym elementem powieści jest nieszablonowe zakończenie. Dodatkowo autorka nie bała się poruszyć tematów tabu (homoseksualizm i prostytucja), których najbezpieczniej unikać w literaturze. Magdalena Pioruńska stworzyła ciekawy aczkolwiek brutalny świat, z barwnie wykreowanymi postaciami i niesamowitą akcją. Zdecydowanie polecam "Twierdzę Kimerydu" i czekam na drugi tom.

Wydawnictwo: Novae res  ‖ Rok wydania: 2017 ‖ Liczba stron: 443 
Ocena: 5/6 ‖ Tom: I
Share
Tweet
Pin
Share
8 komentarze

Wakacje to dobry czas, aby nadrobić serialowe zaległości. W dzisiejszym poście napiszę trochę o trzech serialach, które obejrzałam od lipca. Na początku zabrałam się za nadrobienie trzeciego sezonu The Flash, potem z ciekawości włączyłam historię o założycielce imperium modowego Nasty Gal, a dość niedawno skończyłam Kroniki Shannary. Czy seriale okazały się hitami? A może wręcz przeciwnie?


The Flash


Fabuła: W trzecim sezonie Barry musi ponieść konsekwencje zmiany linii czasu. Świat, w którym obecnie żyje Allen różni się od tego, w którym żył – relacje z najbliższymi nie układają się, kryminolog współpracuje z innym policjantem, a w mieście pojawiło się nowe zagrożenie ze strony tajemniczego Doktor Alchemy, który tworzy meta-ludzi. 

Moje wrażenia: Wow co to był za sezon! Serial już na samym początku zapulsował, gdy niespodziewanie na ekranie pojawił się Tom Felton w roli Juliana Alberta. Akcja wielokrotnie pędziła z zawrotną prędkością, zapierając dech. Cisco rozwija swoje moce, Caitlin walczy z naturą Killer Frost, pojawiają się nowi sprinterzy, a Harrison Wells znany jako HR rozbawia mnie do łez.

Choć ostatnie odcinki nie należały do tak emocjonujących, jak w przypadku drugiego sezonu, to  nadal były dobre. Scena finałowego pojedynku pomiędzy drużyną Barry’ego i Savitara została naprawdę dobrze zrealizowana. Jak to w The Flash bywa, pod koniec sezonu twórcy ujawnili tożsamość głównego antagonisty i po raz kolejny mnie zaskoczyli.

Cieszę się, że serial The Flash od pierwszego sezonu trzyma wysoki poziom, mimo drobnych potknięć, na które jestem w stanie przymknąć oko (w przeciwieństwie do Arrowa).


Kroniki Shannary 


Fabuła: Drzewo Ellcrys chroniące przez wiele lat Cztery Krainy przed atakiem demonów zaczyna umierać. Świat może czekać zagłada, a jedyną szansą na zapobiegnięcie katastrofie jest zdobycie nowego nasiona dla starożytnego drzewa. Ciężar tej misji spoczywa na barkach młodocianych bohaterów – księżniczce elfów imieniem Amberle, potomku Shannary, czyli Wilu, oraz wychowanej w niewoli złodziejce Eretrii. W wykonaniu zadania pomoże im druid Allanon, który wybudził się z długiego snu, żeby dopilnować biegu wydarzeń. 

Moje wrażenia: Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć po obejrzeniu serialu jak w przypadku Kronik Shannary. Seria Shannara stworzona przez Terry’ego Brooksa, na podstawie której powstał serial, nie cieszy się najlepszą oceną. Osobiście nie czytałam książek, a do obejrzenia serialu zachęcił mnie zwiastun, magiczny klimat oraz Manu Bennett.

Już na początku pięknie wykreowany świat fantasy skradł moje serce: magia, demony, królestwo elfów, druidzi. Całość brzmiała bardzo obiecująco. Lecz tylko brzmiała... Po obejrzeniu pierwszego odcinka, gdzie Amberle wykazała się zwinnością i determinacją, uwierzyłam, że twórcy postawili na silną i waleczną bohaterkę, która skopie kilka tyłków. Z każdym kolejnym odcinkiem mój zachwyt nad Amberle malał, aż zupełnie zniknął. Dziewczyna zupełnie mnie rozczarowała. Choć Amberle biegała z mieczem, to wielokrotnie miałam wrażenie, że nie wie do czego on służy. Na szczęście Eretria była bardziej rozgarnięta i uratowała nie tylko księżniczkę elfów, ale także cały serial. Manu Bennet spisał się całkiem nieźle w roli druida Allanona. Podobnie, jak w przypadku serialu Arrow, tak i w Kronikach, Bennett sprawiał, że na ekranie zaczynało coś się dziać.

Finałowe odcinki mają mają za zadanie wbić widza w fotel. W przypadku Kronik Shannary, finałowy odcinek, sprawił, że spadłam z fotela, ale ze śmiechu. Niedbalstwo twórców najbardziej odzwierciedliła bitwa i armia elfów. Armia okazała się niewyszkoloną grupką elfów, którzy w starciu z demonami padają niczym kostki domino. Sam Dagda Mor miał być potężnym demonem, przed którym bohaterowie trzęśli nogami, a okazał się jedynie panem z odrażającą twarzą, którego w finałowym odcinku pokazano w kilku kadrach a potem z łatwością się go pozbyto. A co do misji Amberle… zakończenie sprawiło, że niebezpieczna misja okazała się bezcelowa. Beznadziejny finałowy odcienk przekreślił cały sezon.

Nie mogłam narzekać na nudę, choć z akcją w odcinkach bywało różnie. Najwięcej emocji dostarczała mi rozgrywka prowadzona w pałacu królewskim elfów. Kroniki Shannary ostatecznie mają więcej minusów niż plusów, a mimo to serial oglądało mi się całkiem przyjemnie (nie licząc finałowego odcinka).



Girlboss


Fabuła: Sophie (w tej roli świetnie spisała się Britt Robertson) jest  zbuntowaną, gniewną i nieokrzesaną młodą kobietą, dla której praca na etat to cierpienie. Sophia wpada na pomysł sprzedawania ubrań vintage na eBayu. Z dewizą: Sprzedaję rzeczy za wyższą cenę niż je kupuję rozwijała Nasty Gal Vintage. Za złamanie warunków umowy  zostaje wyrzucona z Ebaya, co mobilizuje ją do założenia własnego serwisu.

Moje wrażenia: O Sophie Amoruso było głośno od 2014 roku w związku z pojawieniem się na rynku jej książki zatytułowanej #Szefowa.Najseksowniejszy prezes świata. Jej historia stała się inspiracją i przykładem amerykańskiego snu, dlatego byłam bardzo ciekawa tej produkcji. Serial to bardzo luźna interpretacją prawdziwej historii Sophie Amoruso. W Girlboss znalazłam sceny komediowe, dramatyczne i nostalgiczne momenty.

Serial skupia się głównie na ukazaniu drogi Amoruso, przez co wszystkie inne postacie schodzą na dalszy plan. Widzimy przemianę ze zbuntowanej i zagubionej dziewczyny w prawdziwą szefową, tylko że w tym przypadku, przemiana ta sprawiła, że w serial wkradła się nuda. Nieokrzesana i bezpośrednia Amoruso, która do łez rozśmieszała mnie na początku serialu, w drugiej połowie denerwowała i nudziła.

Zdecydowanie przy drugiej połowie serialu powiało nudą, a serial chylił się ku upadkowi, tak jak sama firma Amoruso. Zastanawiałam się czy postanie drugi sezon serialu i ewentualnie o czym mógłby opowiadać, biorąc pod uwagę, że spektakularna Nasty Gal w ubiegłym roku zbankrutowała. Moje rozważania szybko zostały rozwiane informacją, że drugi sezon nie powstanie. Może to i lepiej.

Mieliście okazję obejrzeć te seriale? Co aktualnie oglądacie?
Share
Tweet
Pin
Share
12 komentarze
 romans, wydawnictwo czarna owca,

Lato to najlepsza pora na podróże. Najlepszy czas, aby odpocząć od szkoły i zregenerować siły. Czytając „Drogę do ciebie” J.P. Monningera  zapragnęłam od razu wsiąść w pociąg i ruszyć przed siebie. Poznajcie Heather, która wybrała się w podróż życia, doświadczając prawdziwej miłości, letniej przygody i druzgocącej straty.

Heather wraz z przyjaciółkami Amy i Constance po ukończeniu Amherst Collegue w Massachusetts wyrusza w wakacyjną podróż po Europie. Historia trójki przyjaciółek zaczyna się w zatłoczonym pociągu zmierzającym do Amsterdamu. W pociągu tym Heather poznaje przystojnego Jacka z Vermontu. Od razu zaczyna iskrzyć między tą dwójką. Razem zwiedzają Amsterdam, Berlin, Kraków, Pragę i Paryż. Podróż i nieoczekiwane spotkanie Jacka odmienią życie Heather.

Heather jest sumienna, nie rozstaje się ze swoim iPadem i szpanerskim terminarzem, czyta Hemingwaya a po powrocie do Ameryki ma zacząć pracę w Bank of America w Nowym Jorku. Constance to spokojna dziewczyna, interesująca się hagiografią, a Amy zaś jest tą najbardziej zwariowaną. Choć każda z nich jest inna, to razem są jak trzej muszkieterowie. Znają się od pierwszych dni w Amhest, razem przeżywały rozstania z chłopakami, imprezowały i zdobywały najlepsze oceny.


Miłość od pierwszego wejrzenia, niesforne motylki szalejące w brzuchu i dobrze zbudowany przystojniak… Z tym schematem mamy do czynienia już na samym początku książki, przez co powieść traci na oryginalności. Pierwsze spotkanie Heather i Jacka wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Ich absurdalna konwersacja w pociągu sprawiła, że miałam ochotę odłożyć książkę. Jednak postanowiłam dać im szansę i poczekać na rozwój wydarzeń, gdyż intrygował mnie wątek Jacka, który postanowił zwiedzić Europę, podążając za zapiskami z dziennika dziadka, żołnierza II wojny światowej. Gdy dotarłam do ostatniej karty opowieści, stwierdziłam, że warto było zostać z bohaterami do końca.

Między Jackiem a Heather dochodzi do spięć. Chłopak to typ wolnego ducha, który rzucił pracę dziennikarza, aby wyruszyć w spontaniczną podróż. Heather natomiast opiera swoje życie na planowaniu, stawia na karierę i wybiega w przyszłość. Początkowo chłopak kwestionuje życiową drogę Heather. Uważa, że Nowy Jork i praca w Bank of America to zły pomysł. Jednak uczucie do dziewczyny jest ponad to. Niestety życia nie można zaplanować w stu procentach, o czym Heather boleśnie przekonuje się na własnej skórze.

Jack wciąga dziewczynę w swoją misję, zupełnie odmieniając jej podejście do życia. To on pokazał jej czym jest swoboda. Sprawił, że Heather Mulgrew z planem na życie, zapisanym w szpanerskim terminarzu, zaczyęła działać pod wpływem impulsu. Wiedziona intuicją i głosem serca dostrzegła piękno zwykłych rzeczy, zaczęła bawić się i cieszyć światem. Jack dał jej nadzieję i nauczył ją, jak celebrować w życiu każdą chwilę.

„Droga do ciebie” opowiada o podróży po świecie, ale także o podróży w głąb siebie. Pozwala zastanowić się nad tym ,co dla nas jest najważniejsze. Czy celebrujemy każdą chwilę, jak Jack, czy też planujemy każdą minutę swojego życia jak Heather? "Droga do ciebie" to opowieść o wchodzeniu w dorosłe życie, o życiowych wyborach i poszukiwaniu własnej drogi, doprawiona szczyptą romansu, szczęścia i rozczarowań. Bo takie jest życie. Czasem musi dać w kość, aby zrozumieć jego wartość.

„Droga do ciebie” wzbudziła we mnie wiele emocji- radość, irytację i smutek. Spontaniczna miłość Jacka i Heather była dla mnie zbyt sztampowa. Za to podróż według zapisków z dziennika dziadka Jacka, okazała się najciekawszym wątkiem. Historia zainspirowała mnie do tego, aby pomyśleć nad swoim życiem, cieszyć się z każdego dnia i czerpać z niego jak najwięcej. „Drogę do ciebie” polecam przede wszystkim miłośnikom gatunku i wielbicielom twórczości Nicolasa Sparksa.

Za egzemplarz dziękuję


Wydawnictwo: Czarna Owca ‖ Rok wydania: 2017 ‖ Liczba stron: 320 ‖ Ocena: 4/6

Share
Tweet
Pin
Share
11 komentarze
blog recenzencki, blog z recenzjami, blog lifestylowy, lifestyle, book blogger, blogerzy książkowi, book blog,

W poprzednim tomie zatytułowanym „Serce w płomieniach” Richelle Mead, Sydney odkryła siłę prawdziwego uczucia. Odnalazła mężczyznę, dla którym złamała obowiązujące ją zasady, przeciwstawiając  się naukom wpajanym jej od dziecka przez alchemików. Zaryzykowała. Zaufała sercu i intuicji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tym mężczyzną nie był moroj- Adrian Iwaszkow. Sydney naruszyła wszystkie zasady alchemików i musi ponieść karę. Trafia do ośrodka reedukacyjnego, gdzie alchemicy próbują ją "naprawić".

Sydney trzyma się tylko dzięki jednej myśli. Wierzy, że Adrian ją odnajdzie i z niej nie zrezygnuje. Dziewczyna znalazła się w pułapce, jej życie w ośrodku reedukacyjnym to codzienna walka o zachowanie swojej tożsamości i wspomnień. Tymczasem na Adriana spada obowiązek odnalezienia ukochanej. Gdy poszukiwania stają w martwym punkcie, Adrian traci czujność. Stare demony i pokusy dają o sobie znać, a moroj musi stawić im czoło.

„Srebrne cienie” skupiają się na ukazaniu walki Sydney w ośrodku alchemików. Zamknięta w ciasnej celi, pozbawiona kontaktu z ludźmi i ze światem, stara się zachować chociażby cząstkę człowieczeństwa. Adrian- to jedyna myśl, która pomaga jej przetrwać. Dziewczyna przechodzi piekło psychicznie, fizycznie i emocjonalnie. Mimo tego Sydney po raz kolejny pokazała swoją siłę, inteligencję i spryt. Bohaterka już w poprzednich częściach zaskarbiła sobie moją sympatię, dlatego szczerze współczułam jej, gdy alchemicy poddawali ją nieludzkim torturom. Sposoby alchemików miały za zadanie złamać ją psychicznie, pozbawić ją wspomnieć i wmówić, że moroje i dampiry to potwory z czeluści piekieł. Adrian był jej ostatnią deską ratunku. Obdarzony mocą ducha moroj nie do końca radził sobie w nowej sytuacji. Załamany uległ dawnym pokusom, bo tylko bliskość Sydney czyniła go silniejszym i lepszym mężczyzną. Mimo chwili słabości cały czas w niego wierzyłam i trzymałam kciuki, aby odnalazł ukochaną. Iwaszkow totalnie zaskoczył mnie w drugiej części książki i udowodnił, że Sydney w jego życiu jest najważniejsza.



„Serce w płomieniach” było dla mnie, jak babeczka z za dużą porcją lukru. Zdecydowanie za słodka i lepka. Książka była dobra, ale nie czerpałam pełnej satysfakcji z czytania, bo namiętność i pożądanie między bohaterami mnie przytłoczyło. Za to „Srebrne cienie” rozpoczynają się akcją, która ciągnie się aż do ostatniej strony. Autorka nie pozwoliła mi się nudzić. Kiedy sądziłam, że wszystko już ułoży się dobrze, zsyłała na mnie bombę, kładąc kłody pod nogi bohaterów. Na brak zwrotów akcji nie mogłam narzekać, zwłaszcza pod koniec książki, gdy Sydney i Adrian przeżywali istny rollercoaster. Bywały także momenty, że uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Richelle Mead w typowym dla siebie stylu zakończyła książkę momentem trzymającym w napięciu, który zapoczątkuje wydarzenia, następnego i już ostatniego tomu z cyklu „Kroniki krwi”. "Srebrne cienie" cechowała brutalność i świetne zwroty akcji. Mead umieściła moich ulubionych bohaterów w przerażających i beznadziejnych sytuacjach, tym samym rehabilitując mi poprzednią część. Osobiście polecam tę książkę, ale najpierw sięgnijcie po część pierwszą pt. "Kroniki krwi".

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia ‖ Rok wydania: 2015 ‖ Liczba stron: 368 
Cykl: Kroniki krwi ‖ Tom: 5

Zobacz także recenzję R. Mead: Serce w płomieniach
Share
Tweet
Pin
Share
8 komentarze


Dziś (9 sierpnia) przypada Światowy Dzień Miłośników Książek! Poziom czytelnictwa w Polsce nie jest imponujący. Z badań wynika, że 63% z nas nie przeczytało w ciągu roku ani jednej książki. Czy ty też nie przeczytałeś żadnej książki? Najczęstszą wymówką, jaką słyszę  jest brak czasu. Z mojego doświadczenia wiem, że na książkę zawsze jest czas. Podczas całego lipca wykorzystując jedynie czas przeznaczony na podróż do pracy, przeczytałam dwie książki.

Z tego samego badania wynika, że najczęściej sięgamy po kryminały i romanse. Przeważnie sięgam po fantastykę, literaturę młodzieżową i kryminały. Światowy Dzień Miłośników Książek to dobra okazja, aby podzielić się z wami tagiem książkowym, który poniekąd przybliży wam moją osobę.


Czytanie w łóżku czy na kanapie?
Zdecydowanie najlepiej czyta mi się w łóżku przed snem, albo po przebudzeniu.

Główny bohater: kobieta czy mężczyzna?
W literaturze uwielbiam waleczne, silne i niezależne bohaterki, jak Nikita w "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów".  Jednak na dłuższą metę nie ma to większego znaczenia, bo bohater nie zależnie od płci, musi mieć w sobie to "coś" , dzięki czemu zostanę z nim do ostatniej strony książki.

Ulubiona kobieca postać?
Nie mam jednej ulubionej bohaterki. Na liście moich niezależnych kobiet znalazły się: Nikita  "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów", Rose "Akademia wampirów", Celaena "Szklany tron", Parker "Do zobaczenia nigdy".

Ulubiona męska postać?
Zdecydowanie ogromną sympatią pałam do Ezia z "Assassin's Creed"  i Dymitra z "Akademii wampirów"

Ulubiony autor/ka?
To zdecydowanie najtrudniejsze pytanie, bo jest sporo autorów, których lubię. Richelle Mead na dobre zaskarbiła sobie moją sympatię już wiele lat temu serią "Akademia wampirów". Sarah J. Maas pokazała mi waleczną Celaenę w "Szklanym tronie" i niesamowity świat fantasy w "Dwór cierni i róż". Aneta Jadowska "Dziewczyną z Dzielnicy Cudów" pozwoliła uwierzyć mi w polską fantastykę, a Magdalena Pioruńska zaserwowała mi niezwykle oryginalną historię w "Twierdzy Kimerydu".

Słodkie czy słone przekąski podczas czytania?
Żadne przekąski nie wchodzą w grę! 

Czytanie rankiem czy nocą?
W weekendy często zdarza mi się zacząć dzień od przeczytania paru rozdziałów książki, jednak najczęściej czas na czytanie znajduję wieczorem. Niestety w wielu przypadkach kończy się to późnym pójściem spać.

Biblioteki czy księgarnie?
Najczęściej zamawiam książki przez Internet, a do księgarni udaję się po ich odbiór. W czasie studiów jestem częstym gościem biblioteki uniwersyteckiej, która znajduje się obok mojego wydziału i obfituje w wiele nowości wydawniczych. Niestety z bibliotekami jest różnie. Te w małych miastach są zazwyczaj słabo wyposażone i trzeba długo czekać w kolejce po książkę.

Książki, które śmieszą czy wyciskają łzy?
Zdecydowanie wolę książki, które wywołają uśmiech na twarzy, jednakże najlepsze książki, to takie, które wzruszą do łez i rozśmieszą. W ubiegłe lato przeczytałam książkę, która bezbłędnie wpasowała się w to kryterium - "Powietrze, którym oddycha".

Czarna czy biała okładka?
Nie potrafię wybrać.

A jakie są wasze odpowiedzi?

Share
Tweet
Pin
Share
14 komentarze

Lubicie spędzać czas na plaży, wsłuchując się w szum morza i oglądając spienione fale? A co jeśli wasz spokój zakłóci rozkładający się trup? Podobnie, jak w przypadku "Skazy" ja i Emil zabraliśmy się za książkę a nasze opinie okazały się podobne. Więc zapraszam was na recenzję przygotowaną przez Emila.
Morza szum, ptaków śpiew. Złota plaża pośród drzew... A na tej złotej plaży rozkładający się trup z trzema wężami w skórzanym worku. Mocne prawda? Wprowadzenie do książki, a tym bardziej do kryminału ma to do siebie, że musi wzbudzać zainteresowanie. Dobry początek powoduje, że później łatwiej czytelnikowi wybaczyć pewne potknięcia. Czytając „Kruka” dostałem to czego oczekiwałem, początek wzbudził we mnie ogromne zainteresowanie. Ale czy to wystarczyło, aby książka spowodowała u mnie zachwyt?

Po mocnym początku dostajemy schemat. Poznajemy komisarza Sławomira Kruka, który na podobnych sprawach zjadł zęby, oraz młodą prokurator Martę Krynicką, dla której jest to pierwsza sprawa i która ze wszystkich sił stara się kontrolować całą sytuację. Oboje nie wzbudzili we mnie żadnej sympatii i naprawdę trudno mi było się z nimi identyfikować. Ponadto mamy kilku bohaterów pobocznych, którzy są w jakiś sposób zaangażowani są w sprawę. Interakcje między postaciami to mocny punkt powieści, ponieważ dialogi są ostre jak żyleta przy których niejednokrotnie uśmiechałem się pod nosem. Każdy z bohaterów ma sporo za uszami i nawet policja czasem musi układać się z bandziorami. W ogólnym spojrzeniu fabuła jest naprawdę zagmatwana, jednakże nie porwała mnie i nie sprawiała, że z nerwów obgryzałem paznokcie. Co prawda autor co chwile podrzuca mylne tropy i gdy już myślimy, że wiemy co się stało i co może być w konsekwencji, znów zostaliśmy zmyleni.

Ale nie należy się tym sugerować, że akcja pędzi na łeb na szyje. W pewnym momencie złapało mnie znużenie. Rozdziały są krótkie, co miało na celu zdynamizować całą powieść, jednakże to nic nie dało. Komisarz nieśpiesznie rozwiązuje zagadkę, często cofając się do poprzednich poszlak. Ukazuje to prawdziwą pracę komisarza śledczego, jednak jako czytelnik chciałbym, aby było to bardziej skondensowane. Narracja jest trzecioosobowa i często poznajemy myśli naszych bohaterów. A ci mają sporo problemów na głowie, od zawodowych aż po osobiste. I znów pomimo dobrego pomysłu wyjściowego nie wciągnąłem się w osobiste problemy bohaterów.


Kolejnym elementem jakiego brakuje mi w powieści to porządnych opisów. W kryminale dobre opisy są podstawą budowania napięcia i wizualizacji otoczenia. Często samym otoczeniem można stworzyć przejmujący klimat. Niestety w „Kruku” mogę policzyć na palcach jednej ręki doskonałe opisy. To jest właśnie ten typ książki, gdzie mam mieszane uczucia. Nie mam ani pozytywnych, ani negatywnych odczuć co do powieści. Gołym okiem można zauważyć, że początek i zakończenie wybijają się na tle średniego środka. Jak na debiut powieść jest poprawnie napisana i nie wyróżnia się niczym od innych powieści tego typu.

Podsumowując nie jest to najwybitniejszy kryminał na rynku, ale również nie jest najgorsza książka jaką przeczytałem. Taki mocny średniak. Mogę żywić tylko nadzieję, że autor stworzy kontynuację, która będzie lepsza od debiutu.

 Za egzemplarz dziękuję
Wydawnictwo: HarperCollins Polska ‖ Rok: 2017 ‖ Liczba stron: 496 ‖ Ocena: 3,5/6
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze
blog recenzencki, blog z recenzjami, blog lifestylowy, lifestyle, book blogger, blogerzy książkowi, book blog,

W dzisiejszej recenzji Emil zabierze was w przyszłość, a dokładnie do 2044 roku. Jeśli jeszcze nie czytaliście książki "Player One" Ernesta Cline'a to najwyższa pora, gdyż 8 marca 2018 do kin trafi jej ekranizacja.

Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku to neonowy okres szalonych potańcówek przy dźwiękach syntezatorów, kolorowych dzwonów oraz stylowych samochodów. W tamtym czasie na zdartych kasetach VHS rządzili twardzi faceci z mocarną trójcą na czele czyli Schwarzenegger, Willis, Stallone. W powietrzu było czuć upadek komunizmu i galopującą inflację. Nikt wtedy nie zastanawiał się gdzie i za ile, a ilość emitowanych spalin interesowała tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednym słowem korzystano z życia.

I gdy już każdy myślał że to pozostanie jedynie w pamięci, nostalgia za tymi czasami przybiera na sile. Powstaje coraz więcej remake’ów filmów oraz seriali, powracają starzy bohaterowie oraz tamten ubiór. Muzyka również jest mocno inspirowana melodiami tamtych lat. Nawet taki archaizm jak płyty winylowe powracają do łask. Dlatego też pewien autor targany nostalgią i wspomnieniami ze swojego dzieciństwa, postanowił wywrócić antyutopię do góry nogami, mieszając ją z klimatem lat osiemdziesiątych. Na dodatek okrasił to sporą dawką „nerdowskiego” pierwiastka na każdą stronę powieści.

Poznajcie Wade’a Watts’a nastolatka żyjącego w 2044 roku. W tym czasie wielka i wspaniała Ameryka stoczyła się na gospodarcze dno po ogromnym kryzysie. Po wielkich miastach pozostało tylko wspomnienie, a ludzie tłoczą się w ogromnych slumsach walcząc z każdym dniem o przetrwanie. Jednakże w tym smutnym świecie jest jedna rzecz, która pozwala choć trochę o nim zapomnieć. Jest to OASIS, globalna wirtualna rzeczywistość w której każdy może zostać tym kim chce. Twórcą tego systemu jest James Halliday, ekscentryczny geniusz i miliarder, który każdą swoją wolną chwilę spędzał na dopieszczaniu swojego opus magnum. Jednakże Halliday postanowił urozmaicić rozrywkę w OASIS i zaimplementował „easter eggs” czyli zagadki, po odgadnięciu których gracz zdobędzie niewyobrażalną fortunę. Przez długi czas nikt nie chciał w to uwierzyć, myśląc że to wymysł dziwaka. Tak wyszło że Wade odkrywa pierwszą zagadkę tym samym wywołując lawinę pytań i poszukiwań. Zaczyna się wyścig, kto pierwszy zdobędzie fortunę.

W powieści można wyczuć, że autor niezbyt przejmował się tworzeniem skomplikowanej fabuły. Historia miała być prosta i przejmująca, podobnie jak filmy o nastolatkach z lat 80. Mamy młodzieńca, któremu na barkach spoczywa wielka odpowiedzialność, wielką złą organizację oraz grupkę znajomych na których może liczyć. Po za tym na każdej stronie widoczna jest dbałość o szczegóły. Ilość odniesień do gier, popkultury, japońskich anime czy nawet reklam z tamtego okresu jest zatrważająca. Ci którzy nigdy nie interesowali się latami 80, pomimo iż w powieści zobaczą szereg niezrozumiałych nazw i odniesień, to i tak będą świetnie się bawić. Od samego początku poczułem sympatie do głównego bohatera, widząc z jaką młodzieńczą energią zdobywa kolejne poziomy. Pierwsza analogia jaka podsunęła mi się na myśl, to że jest to nowoczesna wersja historii o dojrzewaniu. Kolejne poziomy zmuszają protagonistę do większego wysiłku w pokonywaniu zagadek oraz do radzenia sobie z problemami.

Ponadto bohaterowie poboczni świetnie uzupełniają się z głównym bohaterem. Czuć chemię między nimi i nie brakuje elementów humorystycznych, charakterystycznych dla tego typu powieści przygodowych. No i oczywiście nie mogło zabraknąć walki oraz dramatu, to jest bardzo dobre, ponieważ wszystkiego jest po trochu i nie czuć przesytu, ani zmęczenia materiału.

Dla mnie, jako fana popkultury i gier komputerowych, to jest niezwykła książka. Świetnie bawiłem się odnajdując mnóstwo odniesień do gier czy filmów. Może nie jestem dzieckiem lat 80 tylko 90, to i tak pamiętam kultowe filmy oglądane na VHS oraz „pykanie” na Pegasusie (która tak naprawdę była dalekowschodnią kopią japońskiej konsoli Nintendo :)). Ponadto wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że Steven Spielberg zabrał się za ekranizację tej książki, co jest dodatkowym argumentem aby tę książkę przeczytać. Jeżeli kultowy reżyser filmów z lat 80 bierze się za ekranizację książki traktującej z nostalgią o latach 80, to coś musi być na rzeczy. Ja osobiście polecam z całego serca.

Wydawnictwo: Amber ‖ Data: 2012 ‖ Liczba stron: 416 ‖ Ocena: 4,5/6

Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze

Kto by pomyślał, że potomkini wielkiego rodu czarodziejów, wróżbitów i telepatów zbuntuje się wobec rodzinnej tradycji… Poznajcie więc Idę. Ida Brzezińska ma osiemnaście lat i uważa magię za stek bzdur. Jak sama twierdzi, taka z niej czarownica, jak z koziego zadka waltornia. Jedyne, o czym Ida marzy, to spokojne życie młodej dziewczyny: wymarzone studia psychologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, mieszkanie w akademiku, poznawanie świata… Niestety przeszkadzają jej w tym pojawiające się ni stąd ni zowąd trupy. Widzenie zmarłych i przewidywanie śmierci ludzi żyjących to magiczny dar, długo poszukiwany przez rodziców Idy. Nie jest łatwo być medium… a dodatkowo Ida ma prawdziwego Pecha! 

Jesteście gotowi na solidną dawkę znakomitego humoru? Nowe wydanie kultowej powieści fantasy Martyny Raduchowskiej pt. " Szamanka od umarlaków" w księgarniach już 30 sierpnia!

Wydawnictwo: Uroboros ‖ Data premiery: 30.08.2017 
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze
Newer Posts
Older Posts

Autorzy


KATE

Książkoholiczka i niepoprawna marzycielka z zamiłowaniem do mody w rytmie slow.


EMIL

Współautor bloga, kulturalny łasuch i osoba, która stoi za obiektywem.

Follow Me

  • Facebook
  • Instagram

Archiwum

  • ►  2022 (15)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (2)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (22)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
  • ►  2020 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2019 (59)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2018 (134)
    • ►  grudnia (10)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (9)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (18)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (14)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (9)
  • ▼  2017 (116)
    • ►  grudnia (12)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ▼  sierpnia (10)
      • [RECENZJA] Sarah J. Maas: Dwór mgieł i furii
      • [RECENZJA] Sarah J. Maas: Dwór cierni i róż
      • [RECENZJA] Magdalena Pioruńska: Twierdza Kimerydu
      • Serialowe wakacje cz. I
      • [RECENZJA] J.P. Monninger: Droga do ciebie
      • [RECENZJA] Richelle Mead: Srebrne cienie
      • Światowy Dzień Miłośników Książek - tag książkowy
      • [RECENZJA] Piotr Górski: Kruk
      • [RECENZJA] Ernest Cline: Player One
      • [ZAPOWIEDŹ] Martyna Raduchowska: Szamanka od umarl...
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (90)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (11)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (10)
    • ►  czerwca (9)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2015 (105)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (8)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (12)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ►  marca (8)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (2)

POLECAMY

Stroiciele - Ewa Kowalska [RECENZJA]

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią da...

Skala ocen


1 - Beznadziejna
2 - Bardzo słaba
3 - Słaba
4 – Może być
5 - Przeciętna
6 - Dobra
7 – Bardzo dobra
8 - Rewelacyjna
9 - Wybitna
10 - Arcydzieło

Popularne posty

  • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
  • Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz [RECENZJA]
  • Pomadki, które warto kupić podczas promocji w Rossmannie
  • [RECENZJA] Sarah J. Maas: Dwór cierni i róż
  • Jak wyglądać szczupło w stroju kąpielowym

Obserwatorzy

Nasz patronat




zBLOGowani.pl


Czerwona sukienka - blogi o modzie

http://ddob.com/user/index/Estrella


Facebook Twitter Instagram Pinterest Bloglovin

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates