[RECENZJA] Ernest Cline: Player One
W dzisiejszej recenzji Emil zabierze was w przyszłość, a dokładnie do 2044 roku. Jeśli jeszcze nie czytaliście książki "Player One" Ernesta Cline'a to najwyższa pora, gdyż 8 marca 2018 do kin trafi jej ekranizacja.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku to neonowy okres szalonych potańcówek przy dźwiękach syntezatorów, kolorowych dzwonów oraz stylowych samochodów. W tamtym czasie na zdartych kasetach VHS rządzili twardzi faceci z mocarną trójcą na czele czyli Schwarzenegger, Willis, Stallone. W powietrzu było czuć upadek komunizmu i galopującą inflację. Nikt wtedy nie zastanawiał się gdzie i za ile, a ilość emitowanych spalin interesowała tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednym słowem korzystano z życia.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku to neonowy okres szalonych potańcówek przy dźwiękach syntezatorów, kolorowych dzwonów oraz stylowych samochodów. W tamtym czasie na zdartych kasetach VHS rządzili twardzi faceci z mocarną trójcą na czele czyli Schwarzenegger, Willis, Stallone. W powietrzu było czuć upadek komunizmu i galopującą inflację. Nikt wtedy nie zastanawiał się gdzie i za ile, a ilość emitowanych spalin interesowała tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednym słowem korzystano z życia.
I gdy już każdy myślał że to pozostanie jedynie w pamięci, nostalgia za tymi czasami przybiera na sile. Powstaje coraz więcej remake’ów filmów oraz seriali, powracają starzy bohaterowie oraz tamten ubiór. Muzyka również jest mocno inspirowana melodiami tamtych lat. Nawet taki archaizm jak płyty winylowe powracają do łask. Dlatego też pewien autor targany nostalgią i wspomnieniami ze swojego dzieciństwa, postanowił wywrócić antyutopię do góry nogami, mieszając ją z klimatem lat osiemdziesiątych. Na dodatek okrasił to sporą dawką „nerdowskiego” pierwiastka na każdą stronę powieści.
Poznajcie Wade’a Watts’a nastolatka żyjącego w 2044 roku. W tym czasie wielka i wspaniała Ameryka stoczyła się na gospodarcze dno po ogromnym kryzysie. Po wielkich miastach pozostało tylko wspomnienie, a ludzie tłoczą się w ogromnych slumsach walcząc z każdym dniem o przetrwanie. Jednakże w tym smutnym świecie jest jedna rzecz, która pozwala choć trochę o nim zapomnieć. Jest to OASIS, globalna wirtualna rzeczywistość w której każdy może zostać tym kim chce. Twórcą tego systemu jest James Halliday, ekscentryczny geniusz i miliarder, który każdą swoją wolną chwilę spędzał na dopieszczaniu swojego opus magnum. Jednakże Halliday postanowił urozmaicić rozrywkę w OASIS i zaimplementował „easter eggs” czyli zagadki, po odgadnięciu których gracz zdobędzie niewyobrażalną fortunę. Przez długi czas nikt nie chciał w to uwierzyć, myśląc że to wymysł dziwaka. Tak wyszło że Wade odkrywa pierwszą zagadkę tym samym wywołując lawinę pytań i poszukiwań. Zaczyna się wyścig, kto pierwszy zdobędzie fortunę.
W powieści można wyczuć, że autor niezbyt przejmował się tworzeniem skomplikowanej fabuły. Historia miała być prosta i przejmująca, podobnie jak filmy o nastolatkach z lat 80. Mamy młodzieńca, któremu na barkach spoczywa wielka odpowiedzialność, wielką złą organizację oraz grupkę znajomych na których może liczyć. Po za tym na każdej stronie widoczna jest dbałość o szczegóły. Ilość odniesień do gier, popkultury, japońskich anime czy nawet reklam z tamtego okresu jest zatrważająca. Ci którzy nigdy nie interesowali się latami 80, pomimo iż w powieści zobaczą szereg niezrozumiałych nazw i odniesień, to i tak będą świetnie się bawić. Od samego początku poczułem sympatie do głównego bohatera, widząc z jaką młodzieńczą energią zdobywa kolejne poziomy. Pierwsza analogia jaka podsunęła mi się na myśl, to że jest to nowoczesna wersja historii o dojrzewaniu. Kolejne poziomy zmuszają protagonistę do większego wysiłku w pokonywaniu zagadek oraz do radzenia sobie z problemami.
Ponadto bohaterowie poboczni świetnie uzupełniają się z głównym bohaterem. Czuć chemię między nimi i nie brakuje elementów humorystycznych, charakterystycznych dla tego typu powieści przygodowych. No i oczywiście nie mogło zabraknąć walki oraz dramatu, to jest bardzo dobre, ponieważ wszystkiego jest po trochu i nie czuć przesytu, ani zmęczenia materiału.
Dla mnie, jako fana popkultury i gier komputerowych, to jest niezwykła książka. Świetnie bawiłem się odnajdując mnóstwo odniesień do gier czy filmów. Może nie jestem dzieckiem lat 80 tylko 90, to i tak pamiętam kultowe filmy oglądane na VHS oraz „pykanie” na Pegasusie (która tak naprawdę była dalekowschodnią kopią japońskiej konsoli Nintendo :)). Ponadto wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że Steven Spielberg zabrał się za ekranizację tej książki, co jest dodatkowym argumentem aby tę książkę przeczytać. Jeżeli kultowy reżyser filmów z lat 80 bierze się za ekranizację książki traktującej z nostalgią o latach 80, to coś musi być na rzeczy. Ja osobiście polecam z całego serca.
Wydawnictwo: Amber ‖ Data: 2012 ‖ Liczba stron: 416 ‖ Ocena: 4,5/6
4 komentarze
Co prawda, nie jestem jakimś ogromnym geekiem, ale po Twojej recenzji wydaje mi się, że ta książka może mi się spodobać. Zwłaszcza, że koniecznie zechcę wybrać się na film, a jak wiadomo, najpierw książka. :)
OdpowiedzUsuńPegasus to nieodłączna część mojego dzieciństwa, więc jeśli takie nawiązania znajdę w tej książce, na pewno będę ukontentowana. :)
Pozdrawiam!
Zapraszam na konkurs, w którym do wygrania jest książka “Moja Lady Jane”
Książkę czyta się naprawdę szybko, a same odniesienia to wisienka na torcie, ponieważ jak już coś poznasz to uśmiechniesz się pod nosem :)
UsuńLata 80 to niekoniecznie coś, co mnie pasjonuje. Z drugiej strony mam wrażenie, że właśnie to sprawia ten całkowicie oryginalny klimat całej historii aż zaczyna mnie ciągnąć do jej kupienia i szybkiego przeczytania :)
OdpowiedzUsuńZ jej kupieniem będzie spory problem :( Mam nadzieje że wydawnictwo wznowi druk wraz z premierą filmu, bo chciałbym mieć tę książkę na półce :)
Usuń