[RECENZJA] Richelle Mead: Srebrne cienie
W poprzednim tomie zatytułowanym „Serce w płomieniach” Richelle Mead, Sydney odkryła siłę prawdziwego uczucia. Odnalazła mężczyznę, dla którym złamała obowiązujące ją zasady, przeciwstawiając się naukom wpajanym jej od dziecka przez alchemików. Zaryzykowała. Zaufała sercu i intuicji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tym mężczyzną nie był moroj- Adrian Iwaszkow. Sydney naruszyła wszystkie zasady alchemików i musi ponieść karę. Trafia do ośrodka reedukacyjnego, gdzie alchemicy próbują ją "naprawić".
Sydney trzyma się tylko dzięki jednej myśli. Wierzy, że Adrian ją odnajdzie i z niej nie zrezygnuje.
Dziewczyna znalazła się w pułapce, jej życie w ośrodku reedukacyjnym to codzienna walka o zachowanie swojej tożsamości i wspomnień. Tymczasem na Adriana spada obowiązek odnalezienia ukochanej. Gdy poszukiwania stają w martwym punkcie, Adrian traci czujność. Stare demony i pokusy dają o sobie znać, a moroj musi stawić im czoło.
„Srebrne cienie” skupiają się na ukazaniu walki Sydney w ośrodku alchemików. Zamknięta w ciasnej celi, pozbawiona kontaktu z ludźmi i ze światem, stara się zachować chociażby cząstkę człowieczeństwa. Adrian- to jedyna myśl, która pomaga jej przetrwać. Dziewczyna przechodzi piekło psychicznie, fizycznie i emocjonalnie. Mimo tego Sydney po raz kolejny pokazała swoją siłę, inteligencję i spryt. Bohaterka już w poprzednich częściach zaskarbiła sobie moją sympatię, dlatego szczerze współczułam jej, gdy alchemicy poddawali ją nieludzkim torturom. Sposoby alchemików miały za zadanie złamać ją psychicznie, pozbawić ją wspomnieć i wmówić, że moroje i dampiry to potwory z czeluści piekieł. Adrian był jej ostatnią deską ratunku. Obdarzony mocą ducha moroj nie do końca radził sobie w nowej sytuacji. Załamany uległ dawnym pokusom, bo tylko bliskość Sydney czyniła go silniejszym i lepszym mężczyzną. Mimo chwili słabości cały czas w niego wierzyłam i trzymałam kciuki, aby odnalazł ukochaną. Iwaszkow totalnie zaskoczył mnie w drugiej części książki i udowodnił, że Sydney w jego życiu jest najważniejsza.
„Serce w płomieniach” było dla
mnie, jak babeczka z za dużą porcją lukru. Zdecydowanie za słodka i
lepka. Książka była dobra, ale nie czerpałam pełnej satysfakcji z
czytania, bo namiętność i pożądanie między bohaterami mnie przytłoczyło.
Za to „Srebrne cienie” rozpoczynają się akcją, która ciągnie się
aż do ostatniej strony. Autorka nie pozwoliła mi się nudzić. Kiedy
sądziłam, że wszystko już ułoży się dobrze, zsyłała na mnie bombę,
kładąc kłody pod nogi bohaterów. Na brak zwrotów akcji nie mogłam
narzekać, zwłaszcza pod koniec książki, gdy Sydney i Adrian przeżywali
istny rollercoaster. Bywały także momenty, że uśmiech nie schodził mi z
twarzy.
Richelle Mead w
typowym dla siebie stylu zakończyła książkę momentem trzymającym w
napięciu, który zapoczątkuje wydarzenia, następnego i już ostatniego
tomu z cyklu „Kroniki krwi”. "Srebrne cienie" cechowała
brutalność i świetne zwroty akcji. Mead umieściła moich ulubionych
bohaterów w przerażających i beznadziejnych sytuacjach, tym samym
rehabilitując mi poprzednią część. Osobiście polecam tę książkę, ale najpierw sięgnijcie po część pierwszą pt. "Kroniki krwi".
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia ‖ Rok wydania: 2015 ‖ Liczba stron: 368
Cykl: Kroniki krwi ‖ Tom: 5
Zobacz także recenzję R. Mead: Serce w płomieniach
8 komentarze
Oj dużo mam do nadrobienia z tej serii, ale pierw przypomnę sobie Akademie wampirów.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie czytałam książek tej pisarki, ani nawet tej serii. Nie mogę się za wiele wypowiedzieć, no bo cóż- kłamać nie będę, że coś mi się w niej podobało lub nie, ale myślę, że jeśli kiedyś będę miała okazję i więcej czasu chętnie do niej zasiądę :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, a może to coś dla mnie? :)
OdpowiedzUsuńCo powoduje, że nie wiesz, czy ta książka jest dla Ciebie? :)
UsuńBardzo rzadko czytam fantasy.
OdpowiedzUsuńFabuła książki wydaje się ciekawa. Treść pewnie pobudza wyobraźnie.
Ja uwielbiam fantastykę:) Książki Mead czyta się niezwykle szybko. Autorka potrafi zaciekawić i zaskoczyć :)
UsuńZnam tylko serię Akademię Wampirów autorki. I wczoraj jak czytałam drugą część, to właśnie pojawił się tam po raz pierwszy bohater Adrian Iwaszkow. Nie wiem, czy autorka przeniosła go do tej części, czy jak? :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą serię Sarah J.Maas i zastanawiam się do tej pory, dlaczego jeszcze nie sięgnęłam po "Imperium burz" :) Zdecydowanie czas to nadrobić, chociaż nie jestem pewna, na ile pamiętam poprzednie tomy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre