Koniec z trendami. Czas na slow fashion
Sweter w odcieniu dojrzałej cytryny, dżinsy z gigantycznymi dziurami, tiulowa sukienka w kolorze fioletu i cekinowy top wyrwany z lat osiemdziesiątych? W głowie przewijasz kolejne karty z Internetu poświęcone najnowszym trendom w modzie i masz je już wykute na pamięć. Twój umysł chodzi na pełnych obrotach kalkulując ile wydasz na sweterek, sukienkę oraz dzwony i czy starczy ci do najbliższej wypłaty. W końcu stwierdzasz, że ten jeden raz możesz zaszaleć. Wyjmujesz kartę, płacisz i wychodzisz ze sklepu z super modnymi nowościami, którymi nie pogardziłyby nawet najpopularniejsze szafiarka na nowojorskim tygodniu mody. Szczęśliwa upychasz zdobycze w szafie i nie możesz się już doczekać, kiedy wkroczysz w nich na ulice. Następnego dnia szykując się do pracy sięgasz bo nowiutki sweterek i niezwykle modne dżinsy z dziurami, jednak szybko uświadamiasz sobie, że dress code ci ich zakazuje. Cekinowy tom się nie nadaje a sukienka nadaje się jedynie na gorączkę sobotniej nocy. Zrezygnowana zakładasz ulubioną parę dżinsów i koszulę po czym mkniesz do pracy. A co dziej się z tymi super modnymi zdobyczami? Znów będą kurzyć się na dnie szafy. O czym to świadczy? Że uległaś fast fashion, czyli szybkiej modzie.
Koniec z zakupami?
Pieniądze szczęścia nie dają, ale zakupy już tak. Słyszałyście o tym? Nie będę ukrywać, że od czasu do czasu lubię wyskoczyć na mały shopping, czyli jakieś dwa razy do roku i kupić sobie coś nowego. Jesienią podczas weekendu zniżek poluję na buty, cieplejszy sweterek i dżinsy a w okresie wiosennym na t-shirty i spódnice. Oczywiście pomiędzy tymi dwoma terminami także zdarza mi się robić zakupy, ale jedynie w sytuacji, gdy czegoś naprawdę potrzebuję.
Błędne koło
Jednak nie zawsze podchodziłam do zakupów w ten sposób. Zakładając blog postawiłam na modę, która miała być jego głównym tematem. Codziennie odwiedzałam przeróżne blogi modowe, szukałam inspiracji i śledziłam trendy. Po paru miesiącach zauważyłam, że w mojej szafie coś nie gra. Otóż starając się prezentować na blogu różne stylizacje, coraz częściej odwiedzałam galerie handlowe, aby nabyć jakąś nową rzecz. Był to także okres kuponów promocyjnych (-40%) w sieciówkach LPP, co tylko zachęcało do robienia nieplanowanych zakupów. Grzech nie skorzystać z takiej okazji, prawda? Niestety często kupowałam oczami a nie głową. W krótkim czasie nazbierało mi się wiele niepasujących do siebie ubrań. Na szczęście w porę zrozumiałam swój błąd i powiedziałam sobie STOP.
Wytchnienie od trendów, czyli slow fashion
Zrobiłam sobie detoks modowy- przestałam śledzić najnowsze trendy, nie wchodziłam na sklepy internetowe w poszukiwaniu promocji oraz na pewien czas zwolniłam z blogiem. Czas, który niegdyś marnowałam w internecie poświęciłam na czytanie książek i tak trafiłam na termin slow fashion w „Slow fashion. Modowa rewolucja” J. Glogazy. Slow fashion to odpowiedź na szybką modę, ciągle zmieniające się trendy, ekskluzywne reklamy markowych ubrań a przede wszystkim odpoczynek od gromadzących się w szafie niepotrzebnych rzeczy, które regularnie zaśmiecają garderobę i otoczenie oraz uszczuplają miesięczny budżet. Slow fashion to przede wszystkim świadome podejście do robienia zakupów.
Wymiana garderoby
Po lekturze książki zrewidowałam swoją garderobę i doszłam do wniosku, że nie ma w niej wielu ponadczasowych elementów. Nie podążałam za wszystkimi radami zamieszczonymi w książce, gdyż każdy z nas ma swój własny styl, który definiuje nas i naszą garderobę. Nie rozbiłam także skarbonki z ostatnimi oszczędnościami by od razu pobiec na zakupy i za jednym razem wymienić całą garderobę. Do slow fashion podeszłam z ułożonym w głowie planem, którego realizacja wymagała czasu. Najpierw zaopatrzyłam się w basicowe t-shirty (czarny i biały) oraz czarne spodnie. Następnie po jakimś czasie zakupiłam klasyczny trencz na wiosnę, a jesienią zaopatrzyłam się w prosty szary sweter i białą koszulę. Tym samym powoli zbudowałam swoją bazę, która pozwoliła mi łączyć nowe rzeczy ze „starymi”.
Teraz nie śledzę trendów i czuję się z tym dobrze. Od zawsze byłam zwolenniczką wygody, dlatego często łączę styl sportowy z elegancją. Zamiast wysokich szpilek z frędzlami, które reklamuje już sto pięćdziesiąta Instagramerka, wolę sportowe buty albo baleriny. Kupuję to co mi się podoba i w czym będę czuła się dobrze. Z ideą slow fashion wiąże się także posiadanie własnego stylu, ale to już temat na inny post.
A jak jest u Was z zakupami?
3 komentarze
Ja wkrótce wybieram się na zakupy ubraniowe na jesień.:)
OdpowiedzUsuńJa już rozglądam się na butami na zimę (czyli moją ulubioną porę roku).
OdpowiedzUsuńU mnie jest tak, że gdy "mam pieniądze i wybieram się na zakupy" - to nie podoba mi się zupełnie nic. Najlepsze ubrania wybieram gdy jestem "w biegu i bez kasy" :D
Zapraszam na nowy post, a w nim relacja z Verva Street Racing czyli niesamowitej imprezy motoryzacyjnej!♥ Pozdrawiam
Mój blog-KLIK
Bardzo pasuje Ci ta sukienka, kupiłam w wakacje podobną i świetnie sprawdza się do zimowych i letnich stylizacji czym jestem bardzo miło zaskoczona ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli będziesz szukała zimowych inspiracji to zobacz na modbis - na pewno coś dla siebie znajdziesz :)
+ jeżeli chcesz robić zmiany w garderobie to najlepiej czekać na wyprzedaże. Ja z wielkimi zakupami robię tak co roku, dzięki czemu mogę zaoszczędzić na prawdę sporo pieniędzy!