Dziś przychodzę do was z recenzją młodzieżówki od Wydawnictwa Kobiecego. "Narodziny królowej" to propozycja dla fanów fantastyki. Sama nie mogłam oprzeć się tej pozycji i zdecydowałam się po nią sięgnąć. Dynastie, królestwa, uśpiona magia i intrygi - to coś dla mnie! A więc, co wynikło z tego spotkania? Przeczytajcie sami.
Narodziny królowej
Historia Brienny rozpoczyna się w 1559 roku, kiedy jako dziesięciolatka trafia do Domu Magnalii, miejsca w którym utalentowane dziewczęta doskonalą swoje pasje, a należą do nich: sztuka, muzyka, sztuki dramatyczne, błyskotliwość oraz wiedza. Niestety, żadna z tych dziedzin nie jest bliska sercu dziewczyny. Po siedmiu latach nauki nadszedł wymarzony dzień dla dziewcząt z Magnalii – czas wręczenia peleryny. Jednak los ma zupełnie inne plany wobec Brienny. Brienna odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu, która jest kluczem do zwrócenia tronu Meaveny prawowitej królowej oraz obudzenia uśpionej od dawna magii.
Czy to kolejna odsłona Gry o Tron?
„Narodziny królowej” to debiutancka powieść Rebeccy Ross, która została niezwykle dobrze przyjęta za granicą. Jak głosiły polskie zapowiedzi - „ Narodziny królowej to magiczne połączenie Gry o Tron i Czerwonej Królowej”. Czy faktycznie tak było? Nie do końca, bo akcja powieści w żaden sposób nie dorównuje intrygom i dynamice „Gry o tron”. Jedynie co może łączyć te dwa tytuły to magiczny klimat, który w „Narodzinach królowej” dopiero raczkuje i prawdopodobnie w drugim tomie stanie na nogi oraz rozbudowany wątek królestw i dynastii nakreślony w bardzo interesujący sposób.
Bohaterowie
Powieść oferuje nam szeroką gamę postaci. Jedni odgrywają epizodyczną rolę, inni stanowią tło do głównej linii fabularnej a jeszcze inni towarzyszą czytelnikom do samego końca. Brienna to bohaterka, którą od razu polubiłam. Choć nie jest wyrazistą bohaterką na tle podobnych sobie postaci w literaturze to w decydujących momentach potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, co cenię sobie w kobiecych postaciach. Obok młodej pasjanki na pierwszy plan wychodzi także postać tajemniczego mentora dziewczyny – Cartiera. Spodobał mi się twist jaki autorka zaserwowała względem tej postaci i chyba było to dla mnie jedyne zaskoczenie w całej tej historii. W książce nie zabrakło także romansu, jednak nie odgrywa on głównej roli, był subtelny i wyważony, dzięki czemu historia tylko na tym zyskała.
To się nazywa mieć szczęście
Wielu autorów słynie z tego, że kochają rzucać swoim bohaterom przysłowiowe kłody pod nogi, które w ułamku sekundy niweczą ich plany. Jednak Rebecca Ross najwidoczniej nie ma tego w zwyczaju, bo umiejętnie przerobiła wszelkie kłody na kupkę wiórów. Wszystko zawsze układa się dokładnie po myśli Brienny, czego dowodem może być pewna absurdalna sytuacja, gdy główna bohaterka znajduje się w komnacie, z której musi wyjść niezauważona. Jak to zrobi? Oczywiście najprostszym sposobem jest umieszczenie tajnego wyjścia w ścianie ukrytego za gobelinem. Bo w każdym zamku i w każdej komnacie takie przejście to normalka. Prawda?
Podsumowanie
„Narodziny królowej” to dobra książka, która wciągnie cię w świat magii, królestw i legendarnych dynastii i na pewno spędzisz z nią przyjemnie czas, bo historia wciąga i nie mam ku temu żadnych wątpliwości. Jednak z tej historii można było wyciągnąć trochę więcej. Powieść została podzielona na trzy części, które dostarczają dobry materiał na trzy odrębne tomy. Myślę, że dopiero wtedy autorka oddałby w pełni potencjał tkwiący w historii Brienny oraz królewskich rodów. Również w tym debiucie nie zabrakło schematycznych posunięć, jednak jestem w stanie przymknąć na nie oko, bo niektóre z nich zostały przedstawione w interesujący sposób. Czuję, że autorka dopiero się rozkręca i szykuje coś naprawdę dobrego w kolejnych tomach.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece Young ‖ Data wydania: 19.09.2018 ‖ Ocena 4/6
Tytuł oryginalny: The Queen’s Rising ‖ Tom: I ‖ Liczba stron: 478