• Home
  • O blogu
  • Recenzje książek
    • O książkach
    • Literatura młodzieżowa
    • Fantastyka
    • Romanse
    • Literatura obyczajowa
    • Kryminał/thiller
    • Literatura polska
    • Poradniki
  • Współpraca
  • Moda
    • Stylizacje
    • Porady modowe
  • Lifestyle
  • Polityka Ochrony Prywatności
Kopiowanie zdjęć zabronione! Ikonografiki wykorzystane na stronie pochodzą z serwisu Freepik.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

▪ Mów mi Kate ▪ blog lifestylowo-recenzencki


Myślę, że nie skłamię, pisząc, że Wiedźmin był najbardziej wyczekiwaną produkcją Netflixa w 2019 roku, zarówno przez fanów kultowego Geralta z Rivii, jak i krytyków, którzy muszą z czegoś żyć. Sama wyczekiwałam jej od bardzo dawna, czyli od momentu, gdy Internet obeszła wieść o planach nad produkcją.  Początkowo byłam pełna obaw, gdyż Netflix nie wziął na warsztat byle jakiej serii; wziął serię znaną na całym świecie, mającą sporą rzeszę fanów, a fani nie wybaczają.  Dodatkowo kiedy ujawniono obsadę, byłam zaszokowana wyborem Henry'ego Cavilla na Geralta. Po pierwsze jego aparycja nie współgrała mi ze znanym mi wcześniej wyobrażeniem i wizerunkiem Geralta z gier i książek. A po drugie Superman jako łowca potworów? Mimo dużych niechęci dałam mu kredyt zaufania. Wiedziałam, że ta rola może go pogrążyć, albo zapewnić mu rolę, za którą zostanie zapamiętany do końca życia.

Geralt i jego towarzysze

Jak wypadł Henry w roli Geralta z Rivii? Czy spełnił moje oczekiwania? Wypadł genialnie!  Z każdym odcinkiem coraz mocniej zyskiwał sobie moją sympatię. Widać było, że Henry Cavill bardzo dobrze czuł się w nowej roli, umiejętnie ukazując charakterystyczne dla wiedźmina cechy - małomówny, stanowczy, posągowy i z lekkim humorem... czyli jak na wypranego z emocji mutanta przystało.

Jednak kim byłby "rycerz" bez swojego wiernego towarzysza podróży, którym jest niesławny bard Jaskier. Jaskier odbiega nieco od wizerunku znanego mi z gier, a jego relacja z Geraltem od razy przypomniała mi duet Shreka i Osła. Wypisz i wymaluj. Jeden nie gada wcale a drugiemu nie zamyka się buzia. Joey Batey zagrał wyśmienicie, a jego ballada "Grosza daj wiedźminowi" niebawem stanie się hitem internetu. 

Także do kreacji Yen nie mogę się przyczepić. Zapewne nie wiecie, ale jest to postać, której nie lubię, a aktorce umiejętnie udało się oddać wszystkie cechy, które denerwują mnie w tej postaci. Jedyny zarzut mam do umiejętności czarodziejki, które przez cale 7 odcinków sprowadzają się do jednego zaklęcia, a mianowicie do teleportacji i ucieczki (Hermiona na pierwszym roku nauki dysponowała większą wiedzę niż Yen). Zapewne problem w tym przypadku tkwi w budżecie na efekty specjalne, który pozostawiono na realizację finałowego odcinka serii. 


Chaos w serialu?

Po obejrzeniu całości nasunął mi się jeden wniosek - serial został kręcony głównie dla fanów serii, którym świat Geralta z Rivii nie jest obcy. Dla tych, którzy sięgną po serial nie mając pojęcia o książkach i grze mogą czuć się zagubieni, gdyż dużo podstawowych kwestii będzie im obce i pozostanie bez wyjaśnienia. Dlaczego tak jest? Gdyby skupiono się na wyjaśnieniu funkcjonowania świata Wiedźmina, serial miałby nie 8, ale jakieś 20 odcinków, które nie wnosiłyby nic ciekawego do fabuły. W tym przypadku powiedzenie „mniej znaczy więcej” jest jak najbardziej adekwatne.

Nieznajomość historii Geralta może wpłynąć na negatywny odbiór serialu, dlatego, że serial to aż trzy linie czasowe, które z czasem nakładają się na siebie, prowadząc widza do punktu kulminacyjnego. Taki zabieg wprowadził trochę chaosu, gdyż sama dopiero po trzech odcinkach zorientowałam się, że skonstruowano tę opowieść właśnie w taki sposób. Uważam, że twórcy stali przed trudnym wyborem, decydując się na proces realizacji fabuły.  Musieli opowiedzieć trzy historie, ukazać przy tym charakter każdej z postaci, ich motywacje, umiejętności, dylematy i konsekwencje podejmowanych decyzji, i to wszystko zaledwie w ośmiu odcinkach. Mimo początkowego chaosu uważam, że wykonali kawał dobrej roboty, bo po obejrzeniu serialu mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz.

Wstęp do świata Wiedźmina

Pierwszy odcinek będący wizytówką serialu, wypadł poprawnie, a walka z plastikową kikimorą była jego najsłabszym ogniwem, podobnie jak historia z Renfri. Nie pamiętałam jej historii z książki, a wyjaśnienie serialowe niestety było słabe. Jednak całość uratowała genialna scena walki Geralta w Blaviken. Henry sprawdził się w niej genialne! Niestety  wielbiciele takich scen walki będą rozczarowani, gdyż była to jedyna długa scena w całym serialu. Wąskie kadry i cięcia to domena kolejnych odcinków.


Podsumowanie

Podsumowując, jestem pozytywnie zaskoczona ekranizacją Wiedźmina. Cieszę się, że nie zabrakło w niej także polskich akcentów, jak drobna rola Macieja Musiała, czy też ukazanie zamku w Ogrodzieńcu w finałowej bitwie.  Netflixowy Wiedźmin nie jest produkcją bez skazy, jednak zachowuje wysoki poziom, pod względem gry aktorskiej, scenografii i fabuły. Producenci muszą popracować jeszcze nad efektami specjalnymi, których powinno być znacznie więcej,  wyzbyć się sztampowych scen, jak z komedii romantycznych (scena z Geraltem i Cirii) a na pewno drugi sezon będzie idealny. Przed obejrzeniem zachęcam was najpierw do przeczytania „Ostatniego życzenia”, aby nieco lepiej poznać historię Geralta oraz otaczający go świat i cieszyć się serialem w pełni.

Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze

Ginger Scott to autorka, która nie jest mi obca. Po raz pierwszy z jej twórczością zetknęłam się rok temu, czytając książkę pt. „Chłopak taki jak ty”. Następnie bez wahania sięgnęłam po „Zapadnij w serce” oraz „Dziewczynę taką jak ja”. Wszystkie te tytuły wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie,  a autorka za każdym razem udowadniała mi, że potrafi napisać emocjonującą powieść dla młodzieży, która niesie ze sobą pewne wartości, a nie tylko pustą historię, przepełnioną scenami erotycznymi.

We wrześniu premierę miała kolejna książka autorki, zatytułowana „Cry Baby”. Już na wstępie spodobało mi się, że autorka spróbowała wyjść poza schemat swojej twórczości. Do tej pory bohaterowie jej powieści byli „dobrymi” postaciami, w których ciężko było doszukiwać się skazy. Tym razem Ginger Scott postawiła podążyć za tłumem i nadać swojej postaci status „bad boya”.  Mowa tutaj o Tristanie, nastolatku i buntowniku, którego miejsce jest w gangu, pośród swoich „braci”, dla którego liczy się lojalność, a przemoc i zbrodnie nie są mu obce. Chłopak nie zna innego życia, a określenie „być normalnym nastolatkiem” jest mu obce. Jednak życie Tristana wywraca się do góry nogami, gdy poznaje Riley, która przeprowadza się do ponurej dzielnicy w mieście, by od nowa ułożyć sobie życie, a jej jedyną nadzieją jest koszykówka.

Tristan boi się, że dziewczyna nie zaakceptuje jego przeszłości, a dla jej bezpieczeństwa woli trzymać ją z daleka o swojego życia. Jednak Riley jest typem uparciucha i nie odpuszcza tak szybko. Czy Riley uda się dotrzeć do Tristana? Czy w ich świecie jest miejsce na miłość i lepsze jutro? O tym musicie przekonać się sami.

Czytając poprzednie utwory autorki, zauważyłam, że ma ona skłonność do kreowania silnych bohaterek, co niezwykle mi się podoba. Również Riley należy do jednych z nich. To silna i niezależna dziewczyna, która z uporem dąży do celu i nie odpuszcza. Tristan nie może pozwolić sobie na bycie zwykłym nastolatkiem, dlatego boi się zaryzykować i odgradza się od Riley niewidzialnym murem, udaje niedostępnego. Jednak z czasem decyduje się stawić czoło swoim lękom i zaryzykować, czym zyskał w moich oczach.  

Uważam, że autorka w ciekawy sposób poprowadziła historię Riley i Tristana. Mimo, iż sam pomysł nie mogę uznać za oryginalny (będąc po lekturze serii T.M. Freizier), to autorka umiejętnie ukazała przestępczy świat Tristana, w którym nie ma miejsca na miłość. A także zaskoczyła mnie kilkoma nieoczekiwanymi posunięciami w fabule. Jednak tym razem nie obyło się bez potknięć... Jednym istotnym dla mnie minusem jest jakość poprowadzonych wątków, które pod sam koniec historii zostają opowiedziane w tempie ekspresowym, przez co nie zostały odpowiednio rozwinięte, jakby autorkę gonił deadline. Dodatkowo myślę, że fani poprzednich utworów autorki, których zachwyciła feeria emocji, czytając „Cry baby” mogą czuć mały niedosyt.

Podsumowując, z „Cry Baby” Ginger Scott spędziłam miło czas, jednak po przeczytaniu książki, historia Riley i Tristana nie wbiła mnie w fotel, tak jak było to w przypadku poprzednich dzieł autorki. Jednocześnie cieszę się, że autorka spróbowała czegoś nowego i na siłę nie starała się osłodzić fabuły, dzięki czemu zachowała realistyczność. 

Przeczytaj także recenzję książki Zapadnij w serce Ginger Scott i Dziewczyna taką jak ja

Za egzemplarz dziękuję 

Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze

Historię "Zjazdu absolwentów" poznajemy z perspektywy Thomasa, mężczyzny, który może pochwalić się stabilnym życiem i galopującą karierą pisarza, a także tajemnicą sprzed lat. Mogłoby  wydawać się, że szkolne lata to odległy dla Thomasa czas, lecz wydarzenia z zimowej nocy 1992 roku nie dają o sobie zapomnieć. Thomas i jego przyjaciele wiedzą więcej, niż powszechnie wiadomo o zniknięciu dziewiętnastoletniej Vincy Rockwell... Po dwudziestu pięciu latach w 2017 roku szkoła organizuje zjazd absolwentów. W tym samym czasie prowadzone są tam prace remontowe budynku, i już nic nie stoi na przeszkodzie, by przerażająca prawda sprzed lat, ujrzała światło dzienne...

„Zjazd absolwentów” to moje kolejne spotkanie z twórczością autora. Do tej pory mogłam powiedzieć, że wszystkie przeczytanie przeze mnie książki uważam za naprawdę dobre. Chociaż w swojej biblioteczce nie mam ich sporo, to mimo wszystko mogę odnieść się do poprzednich dzieł autora, na których nowość od wydawnictwa Albatros wypada dobrze, aczkolwiek tym razem autor zaserwował mi trochę nierówną pozycję. 

Duże zastrzeżenie mam do sposobu poprowadzenia fabuły, która rozkręca się nierównomiernie. Początek lektury był dla mnie dość toporny. Nie potrafiłam na dłużej wciągnąć się w historię i momentami czułam lekkie znużenie. Dopiero od połowy książki, historia Thomasa zaczyna nabierać tempa, w chwili gdy autor odsłania przed czytelnikiem kolejne fragmenty układanki, atmosfera się zagęszcza, a rozwiązanie tajemniczego zniknięcia Vincy jest coraz bliżej. Wtedy też Musso w najmniej spodziewanym momencie wyciąga asa z rękawa i serwuje nagły zwrot akcji.

„Zjazd absolwentów” to połączenie romansu, powieści obyczajowej i kryminału. Czy taki miszmasz może być wart przeczytania? Osobiście uważam, że tak. Spotkanie po latach w tym przypadku okazuje się powrotem do koszmaru, gonitwą kłamstw, tajemnic i strachu. Niestety dużym mankamentem jest nierównomierne rozłożenie akcji, która mniej wytrwałych czytelników może niepotrzebnie zniechęcić do dalszej lektury. A to co najlepsze w tej historii zaczyna się dopiero później. A co tyczy się głównego bohatera… Bywały momenty, że Thomas swoim zachowaniem, zbytnią naiwnością, doprowadzał mnie do szału. 

Podsumowując, uważam że warto sięgnąć po "Zjazd absolwentów" i dać się porwać serii zagadek, które na pewno przyjemnie urozmaicą wam wrześniowe wieczory.  A jeśli nie jesteście fanami zagadek kryminalnych to polecam Wam rozpocząć przygodę z autorem od książki "Papierowa dziewczyna", a fanom sztuki i tajemnic do gustu przypadnie "Apartament w Paryżu".

Za egzemplarz dziękuję

Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze

Seria „Kruk” autorstwa Piotra Górskiego to moja ulubiona seria kryminalna. Jako że nie mam ich za wiele na swojej półce, uważam że to już powinna być wystarczająca rekomendacja dla czytelników. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnej części przygód Sławomira Kruka, bezkompromisowego komisarza policji, który stosując metody balansujące na granicy prawa, stara się dotrzeć do prawdy.

Rodziny się nie wybiera

„Krewni” to trzecia cześć serii niepowiązana z poprzednimi książkami. Jak dla mnie było to trochę dziwne, bo nastawiłem się na bezpośrednią kontynuację, a otrzymałem nowe śledztwo dziejące się kilka miesięcy po wydarzeniach z drugiego tomu. Jednakże nowe śledztwo to nowe wyzwania i problemy z którymi musi się zmierzyć główny bohater. Podczas czytania odniosłem wrażenie, że autor z książki na książkę coraz mocniej podkręca śrubę wytrzymałości głównego bohatera. Gdy myślałem, że pierwszy tom był już brutalny i dołujący, to drugi podniósł poprzeczkę. Nie inaczej jest w trzecim tomie, który według mnie pod tym względem zjada dwa poprzednie na śniadanie.

1..2..3.. giniesz Ty!

Fabuła powieści jest zakręcona niczym świderki w pomidorowej. Najbardziej widać to po przeczytaniu połowy książki, kiedy Sławomir Kruk rozwiązuje jednocześnie kilka zagadek i czujemy totalne zdezorientowanie. Dopiero na końcu, gdy wszystkie klocki są do siebie dopasowywane, widzimy geniusz zawarty w całej historii. Taka konstrukcja fabuły wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania i przykucia uwagi. W przeciwieństwie do poprzednich książek to jest ogromny krok na przód dla autora, który rozwinął swój warsztat oraz wprowadził kilka ciekawych zabiegów stylistycznych.

Komisarz Kruk

Pomimo kilku zmian względem poprzednich części, jedno jest niezmienne. Najnowsza powieść trzyma w napięciu i nie puszcza aż do samego końca. Dzięki krótszym rozdziałom, wielokrotnie dałem się załapać na „syndrom kolejnej strony”. Interakcje między bohaterami oraz dialogi, to naprawdę silny aspekt tej powieści. Również często uśmiechałem się pod nosem czytając pełne sarkazmu wypowiedzi bohaterów. Jest to niczym słodko-gorzkie danie, gdzie mrok historii przeplata się z typowym dla autora humorem.

Walka z cieniem

Nie po raz pierwszy autor skupił się na socjologicznych i psychologicznych aspektach sprawy, jednak w tej książce bardziej je uwypuklił. Sprawców zabójstwa nie tylko chce dorwać policja, ale również rodzina nieboszczyka, chcąca wykonać samosąd. Kruk jak nigdy przedtem musi zmierzyć się czasem, aby rozwiązać sprawę i wskazać winnego. Żadna postać w tej powieści nie jest czarno-biała, a dylematy moralne towarzyszyły przez całą lekturę.  

Minusy

Niestety książka ma też kilka minusów. O jednym pisałem już wcześniej, a mianowicie uczucie dezorientacji. Spodziewałem się kontynuacji, a dostałem całkowicie inną historię, która jest naprawdę dobra. Kolejnym minusem jest, że powieść jest trochę za krótka. Zanim na dobre się rozkręciła, już się zakończyła. Według mnie jest to sztandarowy popis autora, bo poprzednie książki również rozkręcały się za późno. Dla niektórych czytelników brutalność może być minusem, ale według mnie ten element jest konieczny w tego typu historiach.

Podsumowanie

Podsumowując jest to naprawdę świetna powieść, która trzyma w napięciu i nie powoduje znużenia. Komisarz Kruk to twardy glina, który balansując na granicy prawa, musi tego prawa strzec. Bardzo mnie cieszy, że autor z książki na książkę usprawnia swój warsztat eksperymentując z konwencją. Dla mnie osobiście to jeden z lepszych powieści kryminalnych tego roku.

Pozdrawiamy 
Emil i Kate

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy 
Wydawnictwu Harper Collins 

Przeczytaj także recenzję: 
Tom II - Gorszy
Tom I - Kruk
Share
Tweet
Pin
Share
3 komentarze

C.L. Taylor to autorka dobrze przyjętych w Polsce thrillerów „Gdzie kończy się cisza?” oraz „Zaginiony”. Jednak ja nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z jej twórczością, aż do czasu, gdy do moich łapek wpadła jej najnowszy thriller psychologiczny pt. „Teraz zaśniesz”, opowiadający losy Anny, która szukając wytchnienia od niedającej jej spokoju poczucia winy związanego z wypadkiem sprzed lat,  przyjmuje posadę recepcjonistki w hotelu na szkockiej wyspie Rum. Miejsce, które miało dać Annie ukojenie, szybko staje się jej przerażającym koszmarem. Siedmiu gości, wiele tajemnic, kłamstwa, odcięty od świata hotel  oraz morderca…

Po zapoznaniu się z zarysem fabuły historia Anny od razu skojarzyła mi się z kilkoma innymi tytułami… „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" oraz twórczością Agaty Christie. Czy historia z kolejnym motywem chętnie wykorzystywanym w literaturze może czymś zaskoczyć? Czy też po raz kolejny mamy do czynienia z tzw. odgrzewanym kotletem? Okazuje się, że „Teraz zaśniesz” to bardzo dobry thriller, który od pierwszych stron pobudza wyobraźnie czytelnika, a rosnące z rozdziału na rozdział napięcie, stopniowo rzucane fałszywe tropy, tajemnice bohaterów i dusząca atmosfera hotelu odciętego od świata przez sztorm sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem.

wydawnictwo albatros

Anna pragnie wymazać z pamięci jedno tragiczne wydarzenie, które na zawsze zmieniło jej życie. Anna żyje, lecz trzy inne życia zgasły jak zdmuchnięty płomień świecy… Niszczące ją poczucie winy, które towarzyszy jej od tamtego dnia to za mało. Ktoś pragnie jej śmierci. Zniszczona psychicznie Anna, decyduje się uciec z dużego miasta na szkocką wyspę, która ma dać jej nieco komfortu. Jednak czy to możliwe by kobieta weszła wprost w paszczę lwa? Czytając rozdziały z perspektywy Anny nie tylko odczuwamy targające nią emocje, ale także śledzimy scenariusz niepokojących zdarzeń, przepełnionych niedopowiedzeniami i wieloma zaskakującymi zwrotami akcji. 

„Teraz zaśniesz” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością C.L. Taylor i już wiem, że nie ostatnim! Choć autorka nie zaskoczyła oryginalnym pomysłem na fabułę, wykorzystując znany wszystkim motyw zamknięcia i mordercy, to przygodę czytelniczą z „Teraz zaśniesz” uważam za udaną. Książka C. L. Taylor to idealna propozycja na letnie wieczory z thrillerem, który zawiera w sobie trzy elementy, które cenię sobie w tym gatunku – umiejętnie zbudowane napięcie, stopniowo podsycana niepewność i szereg mylnych tropów. Czego chcieć więcej?
UWAGA!  Czytanie „Teraz zaśniesz”  przed snem grozi czytelniczym niewyspaniem ;)

Za egzemplarz dziękuję



Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 03.07.2019
Liczba stron: 400
Tytuł oryginalny: The Sleep
7.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze
blog książkowy, recenzje książek

Po raz pierwszy z twórczością Ginger Scott spotkałam się sięgając po książkę „Chłopak taki jak ty”. Historia nieśmiałego Wesa i zadziornej Joss okazała się strzałem w dziesiątkę. Książkę przeczytałam w niespełna dwa dni, a jej zakończenie totalnie mną wstrząsnęło. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Dlatego bez wahania sięgnęłam po kontynuację serii. 

Jeszcze kilka miesięcy temu Joss była dziewczyną, która koiła ból w alkoholu, dobrych zabawach i przelotnych romansach. Dzięki pewnemu chłopakowi zrozumiała, że droga którą obrała prowadzi donikąd. Będąc dzieckiem znała go jako Christophera- chłopca, który uratował jej życie. Po latach ich drogi ponownie się skrzyżowały, a skrywane przez lata sekrety wyszły na jaw. Los Joss nie szczędził jej przykrości i w najmniej odpowiednim momencie zabrał jej wszystko na czym jej zależało- ukochanego i szansę na sportową karierę. Wielu będąc w jej sytuacji poddałby się, ale nie Joss. Dziewczyna udowodniła, że ma w sobie wystarczająco dużo siły by podnieść się po upadku i zacząć żyć dalej. Nie zaprzestała szukać Wesa, kiedy wszyscy inni pogodzili się z jego śmiercią. Nie przestała walczyć o bycie najlepszą, kiedy wszyscy litowali się nad jej losem… 

Właśnie taką Joss polubiłam i z przyjemnością obserwowałam jak wykorzystuje swój upór w dążeniu do celu. Nie jest szczerozłotą postacią i całe szczęście. Mimo przemianie nadal jest w niej coś z dawnej Joss, dzięki czemu jej postać zyskała tylko  na wiarygodności. Kibicowałam jej od pierwszej strony i z zapałem obserwowałam jej drogę do akceptacji siebie.

Sięgając po "Dziewczynę taką jak ja" miałam w głowie pewną wizję tej historii. Jednak autorka zupełnie mnie zaskoczyła pomysłem na fabułę. Spodziewałam się historii opartej na poszukiwaniach, a otrzymałam coś zupełnie lepszego. Autorka nie spoczęła na laurach i umiejętnie poprowadziła historię Joss i Wesa. Nadal mamy do czynienia z romansem młodzieżowym, ale nie jest on przytłaczająco wyeksponowany. Ginger Scorr dużo uwagi poświęca tematowi rodziny, a szczególnie relacji między rodzicami a dziećmi. Historia Wesa i Joss to mieszanka słodko-gorzkich chwil. Bohaterowie muszą mierzyć się nie tylko ze swoimi słabościami, ale także z nieprzychylnym im losem i przeszłością.

"Dziewczyna taka jak ja" to bardzo dobrze napisana kontynuacja serii, która zaskakuje oryginalnie poprowadzoną fabułą, dobrze wykreowanymi postaciami oraz szeroką gamą emocji, dzięki czemu z ciekawością śledziłam losy Joss i Wesa. Autorka postawiła na akcję co niezmiernie mi się podobało, a zaskakujące zakończenie jest jak wisienka na torcie. Gorąco zachęcam was byście zapoznali się z twórczością Ginger Scott, bo to autorka na twórczości, której na pewno się nie zawiedziecie.

Przeczytaj także recenzję książki Zapadnij w serce Ginger Scott

Za egzemplarz dziękuję 



Fabuła8
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci9
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Kobiece (Young)
Data wydania: 19.06.2019
Liczba stron: 336
Cykl: Jak my
Tom: 2
Tytuł oryginalny: A Girl Like Me
8.25
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze
blog książkowy

Dla Stelli każdy oddech to ogromny wysiłek a przeczep płuc to jej jedyna szansa na powrót do normalnego życia. Sytuacja Willa wygląda znacznie gorzej, dla niego jedyną szansą jest eksperymentalna terapia. Ona ma nadzieję na powrót do zdrowia, a on już dawno ją stracił… Wszystko zmienia się gdy wpadają na siebie na szpitalnym korytarzu. Z czasem Stella i Will zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, a zasada zachowania „trzech kroków” zaczyna być dla nich torturą. W ich przypadku jeden dotyk może zabić, jednak czy są dość silni by przezwyciężyć rodzące się pomiędzy nimi uczucie?

„Trzy kroki od siebie” to historia dwójki młodych ludzi zmagających się z zabijającą ich chorobą. Tak, brzmi to znajomo, ale ja z tego powodu nie zamierzałam skreślić tej pozycji. Lubię książki młodzieżowe, które dostarczają nie tylko dobrą historię, ale także przesłanie i zmuszają do refleksji. „Trzy kroki od siebie” należy właśnie  do takich książek. Życie nie jest sprawiedliwe, a przed wieloma chorobami nie ma ucieczki. Mając naście lat nie zastanawiamy się co będzie jutro, za rok albo dwa. Za to dla Stelli i Willa każda minuta jest niezwykle ważna. Mimo młodego wieku życie zafundowało im niemiłą niespodziankę w postaci mukowiscydozy. Każdego dnia podejmują ciężką walkę o własne życie, a mimo świadomości, że codzienność wypełnia ból, starają się dostrzegać pozytywy w drobnych rzeczach. 


Stella, Will i Poe to bohaterowie, którzy tworzą tę historię. Uważam, że autorom udawało się wykreować wielobarwne i trójwymiarowe postaci, które jeszcze długo po przeczytaniu książki, zostają w pamięci. „Trzy kroki od siebie”  to historia Stelli i Willa, nastolatków zmagających się nie tylko z chorobą, ale także przytłaczającą ich przeszłością. Główni bohaterowie są od siebie niezwykle różni, jednak ich postaci się uzupełniają. Stella pomogła Willowi uwierzyć w leczenie, a Will dał jej szansę do przeżycia wielu nowych rzeczy i wyjścia poza ułożony schemat i listę zadań. Muszę przyznać, że wielu elementów z życia bohaterów się nie spodziewałam, dzięki czemu „Trzy kroki od siebie”  nie jest kolejną przewidywalną historią. Mimo, iż fabuła książki dzieje się w szpitalu to w żadnym wypadku nie jest nudna, bo autorzy umiejętnie poprowadzili główną część fabuły, wplatając w nią irygujące wątki związane z przeszłością bohaterów. Jeśli z góry zakładacie, że wiecie jak skończy się ta historia to jesteście w błędzie. Przygotujcie się na momenty, w których mocniej zabije wam serce, oraz takie kiedy w oku zakręci się łza.

Podsumowując uważam, że „Trzy kroki od siebie”  to książka, którą warto przeczytać, mimo iż takich opowieści było już sporo. Historia Stelli i Willa to urocza opowieść o dwójce młodych ludzki, którym na drodze do szczęścia stanęła śmiertelna choroba. Czy wyobrażacie sobie życie, w którym nie możecie dotknąć ukochanej osoby? Ja nie… W historii nie brakuje także zabawnych sytuacji i uroczych momentów, przeplatających się z ściskającymi serce wydarzeniami. Uważam, że powinniście przeczytać „Trzy kroki od siebie” i poznać niesamowitych bohaterów oraz dać się ponieść dobrze poprowadzonej historii. A po przeczytaniu nie zapomnijcie zastanowić się nad jutrem ;)


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Media Rodzina


Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu8
Kreacja postaci9
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.05.2019
Liczba stron: 336
Tytuł oryginalny: Five Feet Apart
8.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
8 komentarze
polska fantastyka

W ubiegłym roku miałam przyjemność sięgnąć po książę Mileny Wójtowicz pt. "Post Scriptum", i było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Skusiła mnie ciekawa okładka a także motyw istot nadnaturalnych. Co wniknęło z tego spotkania? Otóż "Post Scriptum" okazało się niezwykle zabawną i lekką historia, w której nieśmiertelne istoty ze słowiańskiej mitologii żyją wśród nieświadomych niczego ludzi, prowadzą niezwykle dochodowy biznes i polują na łowcę istot nadprzyrodzonych. A czy przy lekturze "Vice Versa" także bawiłam sie tak dobrze?

Tym razem historia skupia się na Żanecie Wawrzyniak, która podpisała umowę szkoleniową z PS Business Consulting, a dokładnie z Sabiną Piechotą. Jeszcze przed podpisaniem Żaneta nie miała pojęcia, że lepiej wejść w konszachty z diabeł niż z Sabiną, której sława nadal nie słabnie. Piotr próbuje pogodzić się ze swoim „ja”, Żaneta dzieli studia z pracą, Sabina objada się słodyczami a w okolicach Brzegu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Na nienormatywnych czyha kolejne zagrożenie, ale czy Piotr, Sabina i Żaneta sobie z nim poradzą?

Perypetie coacha Piotra i szalonej behapówki Sabiny opisane w pierwszym tomie serii czytało mi się bardzo dobrze. Był humor, nadprzyrodzone postaci, zabawne sytuacje, trochę napięcia i „zagadka kryminalna”. Te wszystkie elementy sprawiły, że lekturę Post Scriptum wspominam bardzo dobrze, dlatego nie wahałam się by sięgnąć po kontynuację. Niestety tutaj pojawiło się niemiłe rozczarowanie lekturą.

Od samego początku nie potrafiłam wciągnąć się w historię. Miałam wrażenie jakby każdy następny rozdział opisywał „coś”, jednak to „coś” nie wnosiło nic konkretnego do fabuły i nie było w stanie mnie zainteresować. Poznajemy nowe postaci, patrzymy jak Piotr zmaga się ze swoją naturą, Sabina zjada coraz więcej słodyczy, Żaneta próbuje odnaleźć się w nowej pracy, a ktoś tajemniczy planuje coś złego...  Zainteresowanie fabułą poczułam dopiero po przeczytaniu ¾ książki, gdyż dopiero wtedy pojawia się prawdziwa akcja, bohaterowie wpadają w kłopoty, a płaska do tej pory intryga zaczyna nabierać sensu. 

W tej części autorka postawiła na rozwój świata przedstawionego, uchylając nam kolejny rąbek fantastycznej tajemnicy. Okazuje się, że jedna z bohaterek może rozmawiać ze zwierzętami, morskie głębiny zamieszkuje tajemniczy Cuś, łowcy nadprzrodzonych są bliżej niż wszystkim się wydaje, a wilkołaki biegają z kijkiem po leśnych chaszczach. Wykreowany świat to duża zaleta tej historii, gdyż autorka łamie przyjęte konwenanse i przedstawia wszystko z nutką niewymuszonego humoru.

Po przeczytaniu nowej książki Mileny Wójtowicz pt. Vice Versa poczułam się lekko rozczarowana. Nadal jest to lekka fantastyka, w której nie brakuje zabawnych dialogów i sytuacji oraz odniesień do współczesnej popkultury. Uwielbiam to, jak autorka do tematu nieśmiertelnych podchodzi z dystansem i humorem, lecz to za mało bym czuła się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Uważam, że autorka miała dobry pomysł na intrygę, lecz nie poradziła sobie z przedstawieniem jej w sposób intrygujący i zaskakujący. Pierwszy tom serii szczerze wam polecam, a drugiego nie odradzam, bo być może was zainteresuje bardziej niż mnie.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar


Fabuła4
Emocje towarzyszące czytaniu5
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie6

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 26.06.2019
Liczba stron: 304
Cykl: Post Scriptum
Tom: 2
5.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze

Pawła Majkę kojarzyłam przede wszystkim z cyklu Metro 2033, jednak nie miałam okazji jeszcze po nie sięgnąć. Za to swoją przygodę z autorem rozpoczęłam od zupełnie innej książki, a mianowicie od „Jedyne. Ścieżki krwi” otwierającą serię – "Jedyne". Jak wypadła ta przygoda czytelnicza? O tym poniżej.

Myszon Oko to niepozorny chłopak, który podczas obławy na jego ojca trafia do niewoli, a potem zostaje wcielony do oddziału Węzłów. Dlaczego? Bo w tym niepozornym chłopaku kryła się potężna moc zmiennokształtnego i widzącego. Oddział Węzłów składający się z niebezpiecznych buntowników ma za zadanie chronić Jedyne – miasto noszące imię po bóstwie, będące stolicą imperium, żywą w swojej niezwykłości istotą, która namawia ludzi do buntu, kusi władzą, naznacza ludzi przenikaniem i dopasowuje do siebie. Myszon Oko i jego towarzysze wyruszają w pogoń za Szalonym Widimarzem, byłym oficer, żołnierz, wyszkolonym zabójcą i najemnikiem, który zagraża bezpieczeństwu Jedynego. Dlaczego jest tak groźny? Bo jest swobodnym przenikaczem, kimś wyjątkowym i niebezpiecznym, dla kogo ie istnieją bariery miedzywymiarowe.

"Jedyne. Ścieżki krwi" to książka z tych, gdzie wykreowany świat odgrywa ważną rolę. Świat stworzony przez autora nie jest płaski, schematyczny i nudny. Jest skomplikowany i oryginalny, gdyż składa się z wielu światów zwanych widmami, a każdy z nich jest inny – w jednym rządzi potężna magia, gdzieś indziej biotechnologia, a jeszcze dalej toczy się walki o władzę. Śmiało mogę napisać, że autor popłynął kreując świat przedstawiony. Czasem musiałam zwolnić tempo czytania by dokładnie poukładać sobie w głowie wszystkie elementy fabuły i konkretnych widm, by zrozumieć jak wszystko funkcjonuje. Najwięcej uwagi poświęcałam Jedynemu- miastu, które wydaje się być odrębnym żyjącym tworem,  obcym i często niezrozumiałym, a zarazem fascynującym w swojej niepowtarzalności, który odkrywamy stopniowo, chłonąc jego potęgę i mroczną stronę.

Pisząc na początku o fabule starałam się nie zdradzać za dużo, a jedynie dać wam jej zarys. Zapewne po jego przyczynianiu sądzicie, że będziecie mieli do czynienia ze schematyczną historia, gdzie niepozorny główny bohater dokona heroicznych czynów. I tak, i nie. Uważam, że autor umiejętnie poprowadził historię Myszona Oko, w taki sposób, aby podjąć grę z czytelnikiem i jednocześnie nie pozostawić wszystkiego oczywistym.

Tej historii nie byłoby bez plejady barwnych postaci, należących do oddziału Węzłów - Basiora, Szinkti, Upartego i Kiczoka. Każdy z nich ma tajemniczą przeszłość, wspomnienia i talenty. Mimo, iż są to bohaterowie drugoplanowi, to do ich kreacji nie mam zastrzeżeń, gdyż są to postacie wyraziste i pełnokrwiste. A ich odkrywanie na przestrzeni historii  to świetna przygoda.

"Jedyne. Ścieżki krwi" to  wyjątkowa lektura, która spodoba się wytrawnym koneserom gatunku.  Nie jest to historia, którą czyta się bardzo szybko, a to dlatego, że rozbudowany i niepowtarzalny świat, zmusza czytelnika do zwolnienia tempa i dokładnego przyjrzenia się jego elementom. Jednak świat stworzony przez autora jest na tyle fascynujący, że chce się do niego wracać, zaraz po odłożeniu książki. Całości dopełniają barwne i trójwymiarowe postaci, tworzące niezapomnianą atmosferę podczas lektury i wciągająca intryga.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Genius Creations


Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 30.04.2019
Liczba stron: 550
Cykl: Jedyne
Tom: 1
7.25
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze
recenzja, blog książkowy

Nowa powieść autorki to dla mnie duże zaskoczenie. Po pierwsze nie spodziewałam się historii w nurcie young adult, a po drugie bohaterki tak bliskiej mojemu sercu. Twórczość Samanthy Young poznałam w ubiegłym roku, czytając „To, co najważniejsze”. Była to zupełnie inna opowieść, romans opowiadający losy dwójki dorosłych ludzi. Dlatego cieszę się, że autorka potrafi wyjść poza strefę komfortu i napisać powieść skierowaną także dla nieco młodszych czytelników. 

Comet Caldwell nienawidzi swojego imienia, bo zupełnie do niej nie pasuje. Nigdy nie lubiła przyciągać uwagi i jedyne o czym myśli, to ukończyć liceum i wyjechać na studia. Nowy semestr w szkole to nie tylko kolejne miesiące bycia anonimową, to także pojawienie się w szkole nowego ucznia. Tobias King to przystojniak, który już pierwszego dnia wzbudza zainteresowanie, w tym także Comet. Jednak Tobias nie należy do chłopców będących w typie Comet. Jest popularny, zabawny, przystojny i nie przejmuje się nauką. Dziewczyna sądzi, że rozgryzła Tobiasa. Czy na pewno? Kiedy przychodzi im pracować wspólnie nad projektem, zaczyna tworzyć się między nimi wyjątkowa więź… 


Na pewno po przeczytaniu zarysu fabuły pomyśleliście, że takich historii czytaliście już wiele. Ja także czytałam, ale mam słabość do książek z gatunku Young adult, gdyż mimo że opierają się na znanym schemacie, to zawsze niosą ze sobą jakieś przesłanie dla młodego odbiorcy, poruszają ważne dla niego kwestie, jak przyjaźń, przynależność w grupie, rodzina czy też odnalezienie siebie. Także Samantha Young w (Nie)zwyczajnej porusza te tematy. Jednak dla mnie ta powieść była wyjątkowa, bo w postaci Comet poniekąd widziałam siebie…

Comet nosi oryginalne imię, którego szczerze nienawidzi. Ludzie spodziewają się, że dziewczyna o takim imieniu jest przebojowa, odważna,  wyluzowana, kochająca być w centrum uwagi i świecić jak kometa przemierzająca niebo. Lecz Comet jest zupełnie inną osobą. Kocha czytać książki, świat literackiej fikcji jest dla niej odskocznią od codziennych problemów. Nie jest duszą towarzystwa, nie lubi imprez,  a swoje myśli przelewa na papier…. Comet przejmuje się tym, co o niej myślą, co o niej mówią. Dlatego woli pozostać w cieniu. Choć chciałaby czuć się wystarczająco silna by wyjść z ukrycia, to strach i przykre doświadczenia z przeszłości cały czas ją paraliżują. 

Czy Comet ma szansę odnaleźć w sobie odwagę? Byłam niezwykle ciekawa jak ewoluuje postać Comet i jak będą układać się jej relacje z rodzicami, które należały do dość skomplikowanych. Wielokrotnie miałam ochotę wyrywać kartki z książki, gdy na ich stronie pojawiali się jej rodzice, będący doskonałym przykładem tego, ja nie być rodzicami. Traktowali Comet jak zabawkę i przeszkodę. Praca była dla nich ważniejsza niż córka, i mimo iż mieszkali pod jednym dachem, byli dla siebie obcymi ludźmi.

Miałam także obawy względem postaci Tobiasa. Zmylił mnie opis z okładki, sugerujący, że Tobias to „bad boy”, których w literaturze dla młodzieży nie brakuje. Na szczęście Samantha Young nie poszła za popularnym schematem bogatego chłopaka, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Tobiasa poznajemy jako zbuntowanego nastolatka, jednak jego wizerunek  jest jedynie maską, pod którą skrywa prawdziwe emocje - ból wywołany przeprowadzką, stratą i samotnością. 

„(Nie)zwyczajna” Samanthy Young to historia, którą zapamiętam na długo, gdyż postać Comet okazała się być mi niezwykle bliska. „(Nie)zwyczajna”  to opowieść o młodzieńczym zauroczeniu, przyjaźni, rodzinie oraz stracie i próbą pogodzenia się z nią. Choć autorka nie uniknęła pewnych schematycznych posunięć, to i tak opowieść Comet i Tobiasa czytało mi się bardzo dobrze. Myślę, że książka spodoba się przede wszystkim miłośnikom gatunku. Może i wy znajdziecie w Comet swoją bratnią duszę?

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu



Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 05.06.2019
Liczba stron: 462
Tytuł oryginalny: The Fragile Ordinary
7.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
6 komentarze

Jeszcze parę lat temu nie sięgnęłabym po polską fantastykę. Dlaczego? Sądziłam, że nasi autorzy niczym mnie nie zaskoczą. Na szczęście to było kiedyś, a teraz z przyjemnością odkrywam kolejne fantastyczne opowieści autorstwa naszych rodaków. „Czarownica” była moim pierwszym spotkaniem z twórczością Małgorzaty Lisińskiej i... co to była za przygoda! Dawno nie uśmiechałam się tak często przy czytaniu jakiejkolwiek książki z tego gatunku. Fantastyka i dobry humor to moje ulubione połączenie.

O czym jest "Czarownica"? To kontynuacja bestsellerowego "Tropiciela"opowiadająca losy krasnoluda Sodiego, Yasy - maga zwanego Pierwotnym i jego uczennicy Likal. Trójka przyjaciół wyrusza w podróż, podczas której nie raz popadną w tarapaty. Bohaterowie trafią do mrocznego lasu z magiczną chatką,  odwiedzą morski świat Zerderana, spotkają na swojej drodze złotego smoka i przebiegłe elfy. Jednak z ich wędrówka zaczyna się komplikować, gdy na ich drodze stanie Złodziej Magii. Czego chce od nich Złodziej Magii, którego wszyscy się boją? Czy Sodi za pomocą Tropiciela ochroni swoich przyjaciół? Czy Likal okiełzna drzemiącą w sobie potężną magię?

„Czarownica” to udane połączenie fabuły i charakterystycznych bohaterów. Moje serducho zdecydowanie skradła postać krasnoluda Sodiego! Sodi to postać niezwykle oryginalna, która swoim gadulstwem i nieokrzesanymi tekstami testował wytrzymałość swoich towarzyszy podróży, a mnie dostarczał sporo pozytywnej rozrywki. Momentami miałam wrażenie, że autorka przeniosła go wprost z wiedźmińskiego świata do swojej historii (bo tylko tam spotkałam się z podobnym językiem). Uważam, że to właśnie jego postać absorbuje całą uwagę czytelnika, zamiast  tytułowej czarownicy Likal, której kreacja na tle pozostałych postaci wypada trochę słabo. Mimo, iż wraz z historią odkrywamy jej przeszłość, która intryguje, to niestety brakuje jej wyrazistości.

Fabuła „Czarownicy” to ciekawie poprowadzony szereg następujących po sobie wydarzeń. Autorka zabrała mnie w fantastyczną podróż i ani na moment nie pozwoliła mi się nudzić. „Czarownica” rozpoczyna się niepozorną wizytą w karczmie, która staje się początkiem obfitującej w przeróżne przygody podróży Sodiego, Likal i Yasy. Autorka nie traci czasu na długie opisy i cały czas rzuca czytelnika w wir wydarzeń. Niestety niesie to za sobą jeden minus - nie mamy okazji zagłębić sie w świat przedstawiony.

„Czarownica” Małgorzaty Lisińskiej to kawał dobrego fantasy, przy którym bawiłam się wyśmienicie. Warta akcja i zabawne dialogi to to, co najbardziej uwielbiam w książkach. Kontynuacja „Tropiciela” ponownie zabiera czytelnika do magicznego świata intryg i spisków, pełnego przebiegłych elfów, potężnych magów, wróżek i smoków. A zakończenie? Zupełnie się go nie spodziewałam. Autorka zakończyła historię niebanalnym zwrotem akcji, którego nie byłam w stanie przewidzieć. Serię Małgorzaty Lisińskiej polecam każdemu fanowi fantastyki, a szczególnie tym którzy polubili świat Wiedźmina i szukają czegoś w podobnym klimacie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


Fabuła8
Emocje towarzyszące czytaniu9
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie9

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 15.10.2018
Liczba stron:322
Cykl: Bajki krasnoludzkie
Tom: 2
8.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
10 komentarze
wydawnictwo szósty zmysł

„Zapisane w bliznach” to moje drugie spotkanie z autorką. Historię Julii i Crew opisaną w „Poświęceniu” wspominam niezwykle pozytywnie. Była to książka, która wielokrotnie raniła moje serce, a jednocześnie dawała nadzieję, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Czy nowa książka Adriany Locke pt. „Zapisane w bliznach” jest równie dobra jak jej poprzedniczka? 

Zdecydowanie tak! Są takie historie, których słowa zapisane na kartach powieści pozostają w pamięci, odciskają piętno na sercu i wstrząsają. „Zapisane w bliznach” to opowieść, której słowa ukazują brutalnie uczucia i przejmującą rzeczywistość małżeństwa. Małżeństwo nie zawsze jest łatwe. Nie zawsze jest to bajka, o której marzyliśmy. Życie nie zawsze gwarantuje nam szczęścia. Czasami wystarczy jedna kłoda rzucona nam przez los, aby nawet najsilniejsze relacje zostały nadszarpnięte… 

Poznali się w szkole… Ty wiedział, że Elin jest mu przeznaczona już w chwili gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Elin chciała być jego żoną i założyć szczęśliwą rodzinę. Ale życie potoczyło się inaczej niż zakładali… Teraz Ty wraca z nową determinacją, by odzyskać rodzinę, ale Elin czuje się rozdarta pomiędzy przeszłością a możliwością nowego startu… Los poznaczył ich bliznami, ale nadal jest miłość, która może ich ponownie związać… albo rozdzielić na zawsze.

Jednym z popularnych ostatni czasy motywem w literaturze jest motyw małżeństwa. Można by rzec, że jest on wałkowany do znudzenia, jednakże to wyłącznie od pisarza zależy, w jakiej formie go przedstawi. Uważam, że Adriana Locke zrobiła do perfekcyjnie, tworząc niezwykle emocjonującą historię… Na historię opisaną w „Zapisane w bliznach” spoglądamy z perspektywy dwójki głównych bohaterów, dzięki czemu mamy wgląd w ich uczucia, myśli i motywację. Poprzez historię Elin i ty’a autorka pokazuje jak tajemnice i milczenie, niosą za sobą gniew, który stopniowo rujnuje związek. Niepewność i nieporozumienia a także walka widoczne są w każdym zdaniu, akapicie i na każdej stronie tej powieści. Elin i Ty zakochali się w sobie bez pamięci, ale czy ich miłość jest dość silna, by przetrwać kryzys? Czy są w stanie sobie wybaczyć, wszystko wyjaśnić i dać drugą szansę? Czy zawalczą o swoje szczęście? 

Jednak ta historia nie byłaby tak dobra, gdyby nie świetnie wykreowane postaci drugoplanowe, które są tak samo ważne, jak Elin i Ty; są integralną częścią tej historii, a nie cieniami w tle. Bez Jiggsa i Lindsey- brata Elin i jej przyjaciółki, ta historia byłaby pusta, zaś bez Corda nie byłoby tej historii. 

„Zapisane w bliznach” to wzruszająca historia opowiadająca o miłości i przyjaźni, o błędach i poświęceniu, o stracie i dawaniu drugiej szansy. Kiedy zaczyna się czytać tę książkę, to nie chce się jej odkładać. To nie jest zwykły romans po przeczytaniu którego zapomnisz o czym był.  To emocjonująca i piękna opowieść o dwójce ludzi, podejmujących walkę o swoje małżeństwo. Uważam, że Adriana Locke to autorka, która pisze niesamowite historie, dlatego jeśli lubisz romanse z wyciskającym łzy zakończeniem, świetnie wykreowanymi postaciami oraz dobrą historią, to koniecznie sięgnij po „Zapisane w bliznach”, bądź poprzednią książkę autorki pt. „Poświęcenie”.

Za egzemplarz dziękuję


Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu8
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Data wydania: 15.05.2019
Liczba stron: 370
Tytuł oryginalny: Written in the Scars
7.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze
blog książkowy

W ubiegłym roku Katarzyna Berenika Miszczuk wydała ostatnią książkę z serii „Kwiat paproci”, będącą zakończeniem przygód Gosi i Mieszka. Jednak po przeczytaniu „Przesilenia” i mimo zapewnień, że to koniec, wiedziałam, że autorka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wprawdzie stawiałam na kontynuację w stylu ,"20 lat później" jednak wiadomość, że kolejna książka z uniwersum szeptuchy będzie opowiadać o Jadze, pozytywnie mnie zaskoczyła.

Do tej pory w Bielinach, małym miasteczko gdzie anonimowość nie istnieje, wszystko toczyło się według stałego porządku, jednak po śmierci szeptuchy, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Nagle w Bielinach pojawia się podejrzanie wiele istot nadprzyrodzonych. Czy to przypadek? Z nową sytuacja przyjdzie zmierzyć się młodej Jarogniewie, która przybywa do małego miasteczka, by objąć stanowisko szeptuchy po zmarłej babce.  Niedoświadczonej Jadze przyjdzie zmierzyć się nie tylko z nieufnymi mieszkańcami, ale także kapryśnymi bogami i niekoniecznie przyjaznymi demonami. Czy Jaga poradzi sobie i odkryje przyczynę najazdu nietypowych gości na Bieliny?

kwiat paproci

Jagę mieliśmy okazję poznać na przestrzeni czterech książek z cyklu Kwiat paproci. Zapewne każdy kto już czytałam zgodzi się ze mną, że Jaga to kobieta z charakterem, której nikt nie podskoczy. W przeciwieństwie do Gosławy, która dość niechętnie podchodziła do nauki zawodu, a pobyt w Bielinach – miasteczku odciętym od cywilizacji, traktowała jak karę, młoda Jarogniewa ochoczo zabrała się za przejęcie schedy po zmarłej babci Radomile. Jarogniewa z dumą przedstawiała się jako nowa szeptucha. Choć na początku obserwujemy jak z niepewnością i strachem podchodzi do „aspektów nadprzyrodzonych” swojej pracy, to z czasem widzimy jak szybko się do nich dostosowuje. Młoda Jarogniewa nie boi się zmian, bierze życie w swoje ręce, z uporem stawia na swoim, a nawet bogom potrafi odpowiedzieć tak, by poszło im w pięty. Jaga to świetnie wykreowana postać, która swoją osobowością zaskakuje na każdej stronie i szybko zaskarbia sobie sympatię czytelnika.

Czy po przeczytaniu „Przesilenia” tęskniliście za magicznym światem szeptuchy?  Ja bardzo, dlatego „Jaga” to cudowny powrót do świata słowiańskich bogów, bóstw, ludowych wierzeń i obyczajów. Polubiłam tę serię właśnie za wykorzystanie mitologii słowiańskiej i pokazanie czytelnikowi, że także nasza mitologia może być równie interesująca, jak ta nordycka albo grecka. W „Jadze” okazuje się, że Bieliny nie zawsze tętniły od istot nadnaturalnych i to właśnie młodziutkiej szeptusze przychodzi stawić im wszystkim czoło. Z przyjemnością, od nowa odkrywałam magiczny świat wykreowany przez Panią Miszczuk. Mamy przyjemność poznać znanych nam dobrze z poprzednich części kapryśnych bogów, a także inne istoty nadprzyrodzone, którzy niekoniecznie mają dobre zamiary.

„Jaga” to cudowny powrót do świata słowiańskich wierzeń, obyczajów i mitologii, który po skończeniu lektury jeszcze długo siedział w mojej głowie. Nowa powieść K. B. Miszczuk to świetnie poprowadzona fabuła, w której nie brakuje stosownych zwrotów akcji, zagęszczających napięcie, a przede wszystkim idealnego poczucia humoru, zarówno słownego jak i sytuacyjnego. Teraz mogę przyznać, że to „Jaga”  jest najlepszą postacią z całego uniwersum szeptuchy. Jej zacięcie do pracy, a także świetnie nakreślona osobowość, w połączeniu z niezwykle ciekawie napisaną historią, stworzyły opowieść jakich mało, i po przeczytaniu której chce się wrócić do niej ponownie. I to jak najszybciej!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję



Fabuła8
Emocje towarzyszące czytaniu9
Kreacja postaci9
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: W.A.B
Data wydania: 15.05.2019
Liczba stron: 416
Cykl: Kwiat paproci
Tom: 0.5
8.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
8 komentarze
edipresse książki

O twórczości Magdy Stachuli czytałam wiele pozytywnych opinii, ale nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po jej książki. "Oszukana" to moje pierwsze spotkanie z autorką i teraz już wiem, że nie ostatnie.

Lena wybrała bezpieczne życie z dala od  tłoku dużego miasta, social mediów i kamer. Mieszka w dużej willi nad jeziorem, otoczonej lasem u boku mężczyzny, którego nie kocha. Lena potrzebowała kryjówki, a dla bycia bezpieczną jest zdolna poświęcić swoją pasję i żyć w udawanym związku. Porzuciła stare życie, przybrała nową tożsamość i ukryła się w miejscu gdzie nikt jej nie znajdzie bo chciała po prostu żyć... Jednak nie da się wymazać przeszłości, która teraz wyciąga po nią swoje macki...

Historia przedstawiona została z perspektywy trojga bohaterów, dzięki czemu mamy wgląd na szeroki obraz wydarzeń. Emil jest łącznikiem z przeszłością, zaś Lena opowiada wydarzenia mające miejsce w chwili obecnej. Muszę przyznać, że autorka w perfekcyjny i w logiczny sposób łączy wydarzenia z przeszłości z teraźniejszością, co niezmiernie mi się podobało. Magda Stachula pokierowała fabułę w przemyślany sposób, gdzie logicznie poprowadzone wątki budują stopniowo napięcie i kierują czytelnika wprost do zaskakującej finałowej rozgrywki oraz otwartego zakończenie.

blog książkowy

Rozdziały napisane z perspektywy Leny przepełnione są jej strachem, niepewnością i tajemnicą. Od samego początku historii dowiadujemy się niewiele, gdyż przeszłość bohaterki owiana jest tajemnicą. Czujemy rosnące napięcie, a w głowie układamy scenariusze możliwych zdarzeń. Mimo panującego napięcia uważam, że historię Leny nie należy kwalifikować do thrillerów z górnej półki, które dodatkowo powodują gęsią skórkę i ciarki na całym ciele. To dobry thriller z gatunku tych lekkich, które szybko się czyta i nie koniecznie pozostają na długo w głowie.

"Oszukana" to dobry thriller, który potrafi wciągnąć na kilka długich godzin i zaserwować czytelnikowi emocjonującą przygodę z zaskakującym zakończeniem. Historia Leny to opowieść o zaufaniu, intuicji, miłości, strachu i zbrodni. Jak napisałam wcześniej, „Oszukana” na pewno spodoba się osobom, które szukają ciekawego, aczkolwiek lekkiego thrillera,  takiego w sam raz na letni odpoczynek, ale z nutką napięcia. Osoby szukające mocniejszych wrażeń mogą czuć lekki niedosyt. Mimo wszystko zachęcam do lektury by samemu wyrobić sobie zdanie na temat najnowszej powieści autorki.

Za egzemplarz dziękuję
Edipresse Książki


Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 15.05.2019
Liczba stron:368
7.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
9 komentarze
blog książkowy

"Requiem" to czwarta książka autorstwa Anny Bellon, która niedawno miała swoją premierę. Młoda pisarka zyskała już rzeszę czytelników dzięki debiutanckiej serii The Last Regrets, którą początkowo publikowała na serwisie Wattpad. Sama miałam przyjemność czytać „Nie zapomnij mnie” do tej pory bardzo dobrze wspominam jej lekturę. Czy tak samo było w przypadku „Requiem”?

Po przeczytaniu "Requiem" mam mieszane odczucia. Chyba oczekiwałam czegoś lepszego, czegoś co mnie zaskoczy, a może nawet wstrząśnie, a otrzymałam poprawną historię o dwójce młodych ludzi, którzy poznają się na studiach w Warszawie. Łucja przyjechała do stolicy by odciąć się od apodyktycznych rodziców i po raz pierwszy poczuć smak wolności. Alek stara się zapomnieć o wydarzeniach sprzed dwóch lat, ale jego tajemnice i przeszłość, nadal za nim podążają...

Jak możecie się domyślić pomiędzy bohaterami zaczyna iskrzyć. Na szczęście autorka nie poszła na łatwiznę, łącząc bohaterów już od pierwszej strony. Obserwujemy jak stopniowo między nimi rodzi się sympatia, zauroczenie i więź porozumienia, która z czasem przeradza się w coś więc. Dzięki temu ich relacja zyskuje na realizmie. Również kreacja Łucji i Alka jest niczego sobie. Od razu polubiłam tę dwójkę i szybko zaczęłam im kibicować.


Jednak na tym moje zachwyty by się skończyły. Uważam, że autorka miała dobry pomysł na fabułę i przesłanie w niej zawarte, jednak sam pomysł nie został  wykorzystany w taki sposób, bym czuła się usatysfakcjonowana. Autorka porusza temat posiadania broni, prób samobójczych i braku zaufania w kontaktach dziecko-rodzic. Niestety uważam, że wątki te zostały zmiażdżone przez wątek życia studenckiego. Już w połowie historii zaczęłam się lekko nudzić, bo ile razy można przerabiać kolejny opis z dnia życia studenta? Na szczęście, co jakiś czas w powieści pojawiały się migawki z przeszłość, które wprowadzały nieco napięcia oraz tajemniczości powodując, że chciało mi się czytać tę historię dalej. 

Tragedia z przeszłości nie wywołała we mnie zbyt wielu emocji? Dlaczego? Bo jest jedynie mglistym wspomnieniem, a nie pełnokrwistą sceną, która spowodowałaby u mnie szok i niedowierzanie. Sprawa nie pozostaje wyjaśniona, a czytelnik może jedynie snuć domysły co pchnęło mordercę do takiego, a nie innego zachowania. Oczywiście autorka wyjaśnia, dlaczego zdecydowała się poprowadzić fabułę w taki sposób, ale mimo tego uważam, że mogła poświęcić temu tematowi więcej uwagi, podsunąć więcej szczegółów, jakąś rozmowę, zdarzenie, które uwydatniłyby ten wątek.

Podsumowując "Requiem" to książka, po przeczytaniu której czuję niedosyt. Lekkie pióro, ciekawi bohaterowie, logicznie poprowadzona fabuła z romansem w tle to pozytywne cechy tej powieści, jednak zabrakło mi w niej emocji, które wstrząsnęłyby mną i sprawiły, że jeszcze długo po skończonej lekturze, historia Łucji i Alka siedziałaby mi w głowie. 


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:





Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu6
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie6

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 12.06.2019
Liczba stron:368
6.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
6 komentarze
Newer Posts
Older Posts

Autorzy


KATE

Książkoholiczka i niepoprawna marzycielka z zamiłowaniem do mody w rytmie slow.


EMIL

Współautor bloga, kulturalny łasuch i osoba, która stoi za obiektywem.

Follow Me

  • Facebook
  • Instagram

Archiwum

  • ►  2022 (15)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (2)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (22)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
  • ►  2020 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (5)
  • ▼  2019 (59)
    • ▼  grudnia (1)
      • Wiedźmin - recenzja serialu The Witcher Netflix
    • ►  listopada (1)
      • Cry Baby - Ginger Scott [RECENZJA]
    • ►  września (2)
      • Zjazd absolwentów - Guillaume Musso [RECENZJA]
      • Krewni - Piotr Górski [RECENZJA]
    • ►  sierpnia (2)
      • Teraz zaśniesz - C.L. Taylor [RECENZJA]
      • Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott [ RECENZJA]
    • ►  lipca (5)
      • Trzy kroki od siebie - Rachael Lippincott, Mikki D...
      • Vice Versa - Milena Wójtowicz [RECENZJA]
      • Jedyne. Ścieżki krwi - Paweł Majka [RECENZJA]
      • (Nie)zwyczajna - Samantha Young [RECENZJA]
      • Czarownica - Małgorzata Lisińska [RECENZJA]
    • ►  czerwca (12)
      • Zapisane w bliznach - Adriana Locke [RECENZJA]
      • Jaga - K.B. Miszczuk [RECENZJA]
      • Oszukana - Magda Stachula [RECENZJA]
      • Requiem - Anna Bellon [RECENZJA]
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2018 (134)
    • ►  grudnia (10)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (9)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (18)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (14)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2017 (116)
    • ►  grudnia (12)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (90)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (11)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (10)
    • ►  czerwca (9)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2015 (105)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (8)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (12)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ►  marca (8)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (2)

POLECAMY

Stroiciele - Ewa Kowalska [RECENZJA]

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią da...

Skala ocen


1 - Beznadziejna
2 - Bardzo słaba
3 - Słaba
4 – Może być
5 - Przeciętna
6 - Dobra
7 – Bardzo dobra
8 - Rewelacyjna
9 - Wybitna
10 - Arcydzieło

Popularne posty

  • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
  • Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz [RECENZJA]
  • Pomadki, które warto kupić podczas promocji w Rossmannie
  • [RECENZJA] Sarah J. Maas: Dwór cierni i róż
  • Jak wyglądać szczupło w stroju kąpielowym

Obserwatorzy

Nasz patronat




zBLOGowani.pl


Czerwona sukienka - blogi o modzie

http://ddob.com/user/index/Estrella


Facebook Twitter Instagram Pinterest Bloglovin

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates