Pośród tysiący bestsellerów, znajdą się takie książki, które ujmują piękną i wzruszającą historię, aniżeli brawurową akcją i znanym nazwiskiem na okładce. Taką pozycją jest właśnie „Mam na imię Jutro” autorstwa Damiana Dibbena. Myślę, że to historia, która zabierze was w emocjonującą podróż i spodoba się nie tylko miłośnikom psów. Nie przedłużajac, zapraszam was na recenzję książki „Mam na imię Jutro” od wydawnictwa Albatros.
O psie, który zgubił swojego pana
Jutro spędził sto dwadzieścia siedem lat w oczekiwaniu na swojego pana. Niezłomnie czuwał przy katedrze, gdzie ostatni raz byli razem. Mijały dni, miesiące i lata, a Jutro nie tracił nadziei, że jego ukochany pan – chemik, lekarz i filozof, wróci. Razem przemierzyli Europę, odwiedzając królewskie dwory. Lecz ich podróż nie zawsze przebiegała według ustalonego planu, bo tuż za nimi podążał ich wróg – Vilder. W 1815 roku Jutro, czekając w umówionym miejscu na swojego pana, podejmuje znajomy trop, trop ich wspólnego wroga. W towarzystwie kundla Sporco, Jutro wyrusza w ślad za Vilderem w nadziei, że doprowadzi go do jego pana. Czy Jutro odnajdzie swojego pana i uratuje go przed Vilderem?
Emocjonalna podróż
„Mam na imię Jutro” to historia przedstawiona z perspektywy psa, co na pewno spodoba się wszystkim miłośnikom naszych czteronożnych przyjaciół. Jednak co czyni ją wyjątkową na tle podobnych pozycji? W przeciwieństwie do znanych wam książek Brucea Camerona (Był sobie pies), historia ta zawiera elementy należące do gatunku fantastyki, a sama opowieść nie jest przedstawiona jedynie w optymistycznych barwach. Autor zabiera czytelnika nie tylko do świata zwierząt, ale także pokazuje mankamenty ludzkiej natury.
Jako zagorzały miłośnik psów i to taki o miękkim sercu, historia nie pozostawiła mnie obojętną. Każde niepowodzenie Jutra, ból zadany zwierzętom, ludzka obojętność na ich los, były dla mnie niezwykle emocjonującym przeżyciem, przez co nie raz czytałam książkę ze ściśniętym gardłem. „Mam na imię Jutro” to także historia o stracie i niezwykłej więzi, która rodzi się tylko pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem. W powieści jest niezwykle silnie zarysowana. Pies Jutro przez lata wiernie czekał na swojego pana w umówionym miejscu, każdego dnia nie tracąc nadziei na jego powrót. Jego tęsknota wylewa się z każdej strony książki i łamie serce.
Wyprawa po kartach historii
„Mam na imię Jutro” to także podróż do dawnych czasów. Historia zaczyna się w 1815 w Wenecji, a wraz z kolejnymi rozdziałami płyniemy do Padwy, odwiedzamy Amsterdam, oglądamy usłane trupami pola walki pod Waterloo, czy też odwiedzamy dwór Stuartów w Oksfordzie. To swoista wyprawa po kartach historii, która pozwala spojrzeć na wszystko w nieco inny, ciekawy sposób, bo spojrzeć na wydarzenia oczami psa a także poczuć zapach śmierci i strachu.
Podsumowanie
„Mam na imię Jutro” autorstwa Damiana Dibbena to propozycja idealna dla miłośników czteronożnych zwierząt i fantastyki. To historia o niezwykłej przyjaźni i więzi, o tęsknocie i samotności, o strachu i bólu związanym ze stratą. Po przeczytaniu książki, historia Jutra nie zostawi cię obojętnym, ta opowieść nie raz strzaska twoje serce i ściśnie gardło. Choć w fabule nie brakuje emocji, to nie szukajcie w niej dynamicznych zwrotów akcji, bo nie to jest jej celem. Opowieść napisana przez Dibbena pokazuje jak mocno kocha pies i może właśnie takie opowieści przydałyby się ludziom, których serce jest obojętne na ich los?
Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu9
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie8
Informacje dodatkowe
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 03.04.2019
Liczba stron:320
Tytuł oryginalny: Tomorrow
8.00