Myślę, że nie skłamię, pisząc, że Wiedźmin był najbardziej wyczekiwaną produkcją Netflixa w 2019 roku, zarówno przez fanów kultowego Geralta z Rivii, jak i krytyków, którzy muszą z czegoś żyć. Sama wyczekiwałam jej od bardzo dawna, czyli od momentu, gdy Internet obeszła wieść o planach nad produkcją. Początkowo byłam pełna obaw, gdyż Netflix nie wziął na warsztat byle jakiej serii; wziął serię znaną na całym świecie, mającą sporą rzeszę fanów, a fani nie wybaczają. Dodatkowo kiedy ujawniono obsadę, byłam zaszokowana wyborem Henry'ego Cavilla na Geralta. Po pierwsze jego aparycja nie współgrała mi ze znanym mi wcześniej wyobrażeniem i wizerunkiem Geralta z gier i książek. A po drugie Superman jako łowca potworów? Mimo dużych niechęci dałam mu kredyt zaufania. Wiedziałam, że ta rola może go pogrążyć, albo zapewnić mu rolę, za którą zostanie zapamiętany do końca życia.
Geralt i jego towarzysze
Jak wypadł Henry w roli Geralta z Rivii? Czy spełnił moje oczekiwania? Wypadł genialnie! Z każdym odcinkiem coraz mocniej zyskiwał sobie moją sympatię. Widać było, że Henry Cavill bardzo dobrze czuł się w nowej roli, umiejętnie ukazując charakterystyczne dla wiedźmina cechy - małomówny, stanowczy, posągowy i z lekkim humorem... czyli jak na wypranego z emocji mutanta przystało.
Jednak kim byłby "rycerz" bez swojego wiernego towarzysza podróży, którym jest niesławny bard Jaskier. Jaskier odbiega nieco od wizerunku znanego mi z gier, a jego relacja z Geraltem od razy przypomniała mi duet Shreka i Osła. Wypisz i wymaluj. Jeden nie gada wcale a drugiemu nie zamyka się buzia. Joey Batey zagrał wyśmienicie, a jego ballada "Grosza daj wiedźminowi" niebawem stanie się hitem internetu.
Także do kreacji Yen nie mogę się przyczepić. Zapewne nie wiecie, ale jest to postać, której nie lubię, a aktorce umiejętnie udało się oddać wszystkie cechy, które denerwują mnie w tej postaci. Jedyny zarzut mam do umiejętności czarodziejki, które przez cale 7 odcinków sprowadzają się do jednego zaklęcia, a mianowicie do teleportacji i ucieczki (Hermiona na pierwszym roku nauki dysponowała większą wiedzę niż Yen). Zapewne problem w tym przypadku tkwi w budżecie na efekty specjalne, który pozostawiono na realizację finałowego odcinka serii.
Chaos w serialu?
Po obejrzeniu całości nasunął mi się jeden wniosek - serial został kręcony głównie dla fanów serii, którym świat Geralta z Rivii nie jest obcy. Dla tych, którzy sięgną po serial nie mając pojęcia o książkach i grze mogą czuć się zagubieni, gdyż dużo podstawowych kwestii będzie im obce i pozostanie bez wyjaśnienia. Dlaczego tak jest? Gdyby skupiono się na wyjaśnieniu funkcjonowania świata Wiedźmina, serial miałby nie 8, ale jakieś 20 odcinków, które nie wnosiłyby nic ciekawego do fabuły. W tym przypadku powiedzenie „mniej znaczy więcej” jest jak najbardziej adekwatne.
Nieznajomość historii Geralta może wpłynąć na negatywny odbiór serialu, dlatego, że serial to aż trzy linie czasowe, które z czasem nakładają się na siebie, prowadząc widza do punktu kulminacyjnego. Taki zabieg wprowadził trochę chaosu, gdyż sama dopiero po trzech odcinkach zorientowałam się, że skonstruowano tę opowieść właśnie w taki sposób. Uważam, że twórcy stali przed trudnym wyborem, decydując się na proces realizacji fabuły. Musieli opowiedzieć trzy historie, ukazać przy tym charakter każdej z postaci, ich motywacje, umiejętności, dylematy i konsekwencje podejmowanych decyzji, i to wszystko zaledwie w ośmiu odcinkach. Mimo początkowego chaosu uważam, że wykonali kawał dobrej roboty, bo po obejrzeniu serialu mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz.
Wstęp do świata Wiedźmina
Pierwszy odcinek będący wizytówką serialu, wypadł poprawnie, a walka z plastikową kikimorą była jego najsłabszym ogniwem, podobnie jak historia z Renfri. Nie pamiętałam jej historii z książki, a wyjaśnienie serialowe niestety było słabe. Jednak całość uratowała genialna scena walki Geralta w Blaviken. Henry sprawdził się w niej genialne! Niestety wielbiciele takich scen walki będą rozczarowani, gdyż była to jedyna długa scena w całym serialu. Wąskie kadry i cięcia to domena kolejnych odcinków.
Podsumowanie
Podsumowując, jestem pozytywnie zaskoczona ekranizacją Wiedźmina. Cieszę się, że nie zabrakło w niej także polskich akcentów, jak drobna rola Macieja Musiała, czy też ukazanie zamku w Ogrodzieńcu w finałowej bitwie. Netflixowy Wiedźmin nie jest produkcją bez skazy, jednak zachowuje wysoki poziom, pod względem gry aktorskiej, scenografii i fabuły. Producenci muszą popracować jeszcze nad efektami specjalnymi, których powinno być znacznie więcej, wyzbyć się sztampowych scen, jak z komedii romantycznych (scena z Geraltem i Cirii) a na pewno drugi sezon będzie idealny. Przed obejrzeniem zachęcam was najpierw do przeczytania „Ostatniego życzenia”, aby nieco lepiej poznać historię Geralta oraz otaczający go świat i cieszyć się serialem w pełni.