• Home
  • O blogu
  • Recenzje książek
    • O książkach
    • Literatura młodzieżowa
    • Fantastyka
    • Romanse
    • Literatura obyczajowa
    • Kryminał/thiller
    • Literatura polska
    • Poradniki
  • Współpraca
  • Moda
    • Stylizacje
    • Porady modowe
  • Lifestyle
  • Polityka Ochrony Prywatności
Kopiowanie zdjęć zabronione! Ikonografiki wykorzystane na stronie pochodzą z serwisu Freepik.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

▪ Mów mi Kate ▪ blog lifestylowo-recenzencki




Harlan Coben
jest autorem, który może pochwalić się nie tylko bogatym dorobkiem literackim, ale także milionami sprzedanych egzemplarzy. Jednak czy rzeczywiście każda książka autora zasługuje na miano bestsellera? Otóż nie. W czym zatem tkwi sekret Harlana Cobena?  Autor bawi się osobowościami, zagłębia się w mroczną stronę ludzkiej natury, ujawnia brudne sekrety bohaterów i stawia ich przed moralnymi wyborami. I tak właśnie było także w przypadku "Chłopca z lasu".

 „Chłopiec z lasu” opowiada historię Wilde’a, którego trzydzieści lat temu znaleziono brudnego i porzuconego w lesie... Teraz mężczyzna na prośbę pewnej ważnej osoby z przeszłości angażuje się w poszukiwania zaginionej nastolatki. Aby ją odnaleźć będzie musiał wrócić do swojej tajemniczej przeszłości i do miejsca, w którym władza pozwala na utrzymywanie sekretów… 

Wątek tytułowego chłopca z lasu wbrew moim przypuszczeniom nie odgrywa tu kluczowej roli i ostatecznie nie do końca pozostaje wyjaśniony w satysfakcjonujący mnie sposób. Wielowątkowość powieści Cobena sprawia, że każda postać ma coś do powiedzenia, co chwila pojawiają się nowe tropy i skomplikowane osobowości. Niestety wielowątkowość spowodowała, że w historii zabrakło napięcia, typowego do thrillerów i momentami miałam wrażenie, że czytam obyczajówkę. 

Jak na Harlana Cobena przystało najlepsze co mógł dać czytelnikowi pozostawia na sam koniec. Ostatnie rozdziały przepełnia dynamika, gdzie jeden zwrot akcji, zastępuje kolejny, na jaw wychodzą skryte w cieniu tajemnice, dramaty i nawet najbardziej domyślmy czytelnik będzie miał problem z przewidzeniem kolejnego ruchu autora. Wide’owi przyjdzie zmierzyć się ze sekretami oraz ludźmi, którzy chcą, aby te sekrety za wszelką cenę pozostały w ukryciu. 

Polityka, władza, rodzina, strata i sekrety… „Chłopiec z lasu” na pewno spodoba się fanom twórczości autora, jednak wyjadaczom gatunku (thriller) może zafundować lekkie rozczarowanie. To dobra książka w dorobku autora, jednak nie do końca wpisuje się w ramy thrillera, gdyż bliżej jej do obyczajówki z ciekawie poprowadzonym wątkiem kryminalnym. Książkę czyta się bardzo szybko, lekki styl autora niesie czytelnika przez kolejne niewiadome, prowadząc go wprost do satysfakcjonującego zakończenia. Szkoda jedynie, że historia Wilde’a nie została lepiej poprowadzona. Zmarnowany potencjał czuć na odległość.
Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze
„Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę”

„Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” to moje drugie spotkanie z twórczością Kristy Moseley. Pierwsze nie należało do udanych. Książka okazała się przewidywalna, schematyczna a główna bohaterka dość irytująca. Mimo pierwszego złego wrażenia postanowiłam dać drugą szansę twórczości autorki i nie żałuję! Z nową książką autorki przeżyłam świetną przygodę czytelniczą pełną romantyzmu.

„Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” opowiada historię Amy, która pięć miesięcy temu zakochała się w chłopaku z pociągu. Dziewczyna nie poznała jeszcze jego imienia, ale wie, że jest facetem idealnym dla niej. Wysoki, przystojny geek, który jeździ jej pociągiem co drugi poniedziałek, nie ma pojęcia, że na widok jego uśmiechu Amy traci głowę, a jej serce bije jak oszalałe. Los daje im szansę, krzyżując ich drogi pewnego dnia w kawiarni. Bez problemu nawiązują kontakt, a początkowe zauroczenie szybko przeradza się w bardzo bliską relację. Jednak czy Pan Idealny to odpowiedni kandydat do serca Amy?

„Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” to książka z ciekawie poprowadzoną fabułą i atrakcyjnie wykreowanymi postaciami. Amy to dziewczyna, którą polubiłam za naturalność i jej małe niedoskonałości, które sprawiają, że Amy staje się żywa i bliższa czytelnikowi. Jared natomiast jest mężczyzną perfekcyjnym. Przystojny, inteligentny, bogaty i kochający na zabój. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z „panem perfekcyjnym”, ale kiedy poznamy go bliżej, okazuje się, że jego życie nie składa się z samych superlatyw. Bardzo polubiłam tę dwójkę i szczerze przyznam, że trzymałam za nich kciuki do samego końca opowieści.

Książka Kristy Moseley należy do tych lekkich historii miłosnych, która po brzegi wypełniona jest romantycznymi scenami, opowiadająca o miłości dwójki ludzi, których połączyło jedno niefortunne wydarzenie. Fabuła poprowadzona miarowo, niesie ze sobą humor Amy, który rozśmiesza czytelnika i romantyzm Jareda, rozczulający serce. Cieszę się, że autorka postawiła na opowiedzenie historii, a nie na mnogość scen erotycznych. Miłośnicy zwrotów akcji i dramatów mogą czuć się zawiedzeni, gdyż w książce mamy tylko jeden znaczący zwrot akcji, którego w ogóle się nie spodziewałam. Autorce udało się mnie zaskoczyć, zaburzając dotychczasowy spokój i szczęście bohaterów wprowadzając zakłopotanie, złamane serca i ból.

Szczerze zachęcam Was do udania się w podróż z Amy i Jaradem. Ciepła historia rozgrzeje wasze serca, a lekka narracja sprawi, że będziecie płynąć przez karty powieści. Mimo ciepłego tonu powieści, historia nie jest mdła i cukierkowa. Uważam, że autorka idealnie wyważyła proporcje pomiędzy romansem a tłem obyczajowym. „Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” to idealna pozycja na jesienne i zimowe wieczory, która poprawi wam humor i pomoże się rozluźnić po ciężkim dniu.

 Za egzemplarz dziękuję

Share
Tweet
Pin
Share
3 komentarze

 

joe hill gaz do dechy

Joe Hill wybierając ścieżkę pisarza, ryzykował dość dużo. Będąc synem sławnego Stephena Kinga, już na wstępie kariery musiał zmierzyć się z dziedzictwem znanego ojca, którego książki doczekały się licznych ekranizacji i pierwszych miejsc na listach bestsellerów. Czy Joe Hill dotrzymał kroku swojemu ojcu? A może wcale nie chce być jak Stephen King?

„Gaz do dechy” to zbiór 13 opowiadań grozy, które wciągają, zaskakują a czasem... nudzą. „Gaz do dechy” rozpoczyna się wstępem zatytułowanym „Kim jest twój tata”, w którym Joe Hill opisuje życie u boku rodziców pisarzy. Opowiada także o trudnych początkach z pisaniem, jakim jest odrzucenie przez wydawcę, a także wyjaśnia dlaczego woli nie być kojarzony z nazwiskiem King.

Opowieści Hilla są nieprzewidywalne, szalone i bez hamulców. W opowiadaniach widać jak Joe Hill bawi się formą i pomysłem, wytyczając własne ścieżki, szukając swojego stylu. Miksuje horror, elementy obyczajowe i fantastykę, tworząc różnorakie opowiadania, które nie zawsze odnajdą zrozumienie u odbiorcy. Jedne z nich są lekkie, a inne zmuszają do refleksji. Jedne ciekawią a inne po prostu nudzą,

Może wydawać się, że są to zwykłe opowiadania, jednak w każdej z nich Joe Hill zawiera ukryte przesłanie, nawiązuje do wydarzeń, które miały wpływ na jego twórczość, snuje rozważania na temat życiowych problemów. I to wszystko kryje się za ciekawie wykreowanymi bohaterami, odjechaną fabułą i akcją, która często zmierza w niespodziewanych kierunku, przyprawiając czytelnika o ciarki. Jedną z takich historii jest „Mroczna karuzela”, która w moim odczuciu była wciągająca i nieprzewidywalna. Także „Tweety z cyrku umarłych” zasługują na uznanie, nie tylko ze względu na ciekawą formę (opowiadanie napisane jest w formie tweedów). A dla miłośników horrorów idealne będzie opowiadanie „W wysokiej trawie” . Niestety nie obyło się bez kilku słabszych kawałków w zbiorze, jak zbyt absurdalna „Stacja Wolverto”, czy też denerwujący bohaterowie i dość marna historia w „Kciukach”.

„Gaz do dechy” to zbiór opowiadań, który funduje ciekawą przygodę czytelniczą, jednak nie tak dobrą, jak „Dziwna pogoda”. Autor zabiera czytelnika do zakręconego świata grozy i zjawisk nadprzyrodzonych, do świata ludzkich problemów… Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. „Gaz do dechy” to idealna forma dla zabieganych czytelników, którzy nie mają czasu na długie historie, a lubią poczytać coś przed snem lub w drodze do pracy.

Za egzemplarz dziękuję

Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze
super moce

Victoria Schwab to autorka dobrze znana miłośnikom fantastyki, mająca na swoim koncie kilka dobrze przyjętych przez czytelników serii m. in. „Shades of Magic”, „Świat Verity”, „Złoczyńcy”.  Swoją przygodę z autorką postanowiłam rozpocząć  od serii „Złoczyńcy”, opowiadającej losy dwóch przyjaciół, których podzielił eksperyment naukowy…

Victor i Eli poznali się na studiach. Szybko złapali wspólny język, odnajdując w sobie zamiłowanie do nauki. Wspólnie rozpoczęli badania nad wpływem adrenaliny na umysł ludzki, będący na granicy życia i śmierci, ujawniającej nadprzyrodzone moce. Kiedy okazuje się, że prosta teoria naukowa zmienia się w poważny eksperyment, relacja pomiędzy przyjaciółmi zaczyna się komplikować... Dziesięć lat później Victor ucieka z więzienia by dokonać zemsty na starym przyjacielu.

Sięgając po „Vicious” nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, bo nie znałam pióra autorki. Jednak już po przeczytaniu kilkunastu kartek, wiedziałam, że trzymam w ręku niebanalną i wciągającą historię. V. Schwab wciągnęła mnie w fascynującą grę prowadzoną przez Victora, który skrupulatnie realizuje swój plan zemsty. Autorka umiejętnie lawiruje pomiędzy wydarzeniami z  przeszłości a chwilą obecną, przedstawiając frapującą opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych. Wydarzenia zazębiają się, dając odpowiedź na nurtujące pytania i prowadzą czytelnika do zaskakującego finału, który czyta się na jednym oddech.

Victor i Eli to bohaterowie o mocnych charakterach, którzy ścierają się na kartach powieści, wciągając czytelnika w ciekawą rozgrywkę. Są ambitni, zdeterminowani i gotowi na wszystko. Właśnie tacy bohaterowie w literaturze intrygują i zatrzymują mnie na dłużej. Dopełnienie stanowią dobrze wykreowane postaci drugoplanowe, których moce w kulminacyjnych momentach zmieniają bieg wydarzeń. Ich osobiste historie są jak wisienka na torcie - stanowią perfekcyjne dopełnienie.

Podsumowując, „Vicious” Victorii Schwab to intrygująca i dobrze przemyślana historia, którą każdy fan historii o superbohaterach obdarzonych mocami, powinien przeczytać. Książkę czytałam z zapartym tchem do późnych godzin nocnych. Pojedynek Victora i Elia to brutalna i nieprzewidywalna gra, prowadząca do zaskakujących zwrotów akcji i satysfakcjonującego finału. Gra, w której zwycięzcą może zostać tylko jeden z nich.

Jak myślisz, kto wygra?

Fabuła8
Kreacja postaci9
Emocje towarzyszące czytaniu8
Ogólne wrażenie8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: We need YA
Cykl: Złoczyńcy (tom 1)
Data wydania: 24.04.2019 (ang. 24.09.2013)
Liczba stron: 400
8.25
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze

Do zakupu „Zapomnij o mnie” przekonały mnie pochlebne opinie na portalu lubimyczytać.pl. Wysoka średnia i autorka bestsellerów? Brzmi dobrze, jednak czy faktycznie K. N. Haner zasługuje na to miano?

Głównym bohaterem „Zapomnij o mnie” jest Marshall, który w Nowego Jorku rozpoczyna nowe życie – życie z dala od bolesnej przeszłości i toksycznych ludzi. Wkrótce poznaje piękną Sarę. Sara wzbudza w nim pożądanie, jakiego nie czuł jeszcze wobec żadnej kobiety.  Sara skrywa wiele sekretów i wciąga Marshalla w niebezpieczną grę.

On – mężczyzna z bolesną przeszłością.

Ona – kobieta na krawędzi życia

Co wyniknie z tej znajomości?

Historia Marshalla i Sary niestety nie urzekła mnie na tyle, abym jeszcze długo po przeczytaniu mogła ją przeżywać. Pisząc tę recenzję, jestem już miesiąc po przeczytaniu książki i przyznam się, że nie wiele z niej pamiętam. Miałam też problem by wciągnąć się w fabułę. Początek historii mnie wciągnął, środek uśpił, a zakończenie zszokowało. Czy podobał mi się pomysł na fabułę? Historia jakich wiele na polskim i zagranicznym rynku. Jedyne co ją wyróżnia to zaskakujące zakończenie.

Kolejną bolączką tej książki jest miejsce akcji, czyli Nowy Jork. W „Zapomnij o mnie” Nowy Jork to miasto bez duszy. Gdyby nie zostało ono wymienione w blurbie, to nie miałabym pojęcia, że akcja powieści toczy się właśnie w centrum jednej z najludniejszych aglomeracji na świecie. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się na jakiekolwiek opisy przedstawiające to miasto by wzbogacić swoją powieść i przenieść czytelnika zza ocean.

Marshall to ciekawa postać, która dobrze prezentuje się na kartach powieści. Wypadek w przeszłości, trudna relacja z ojcem i osamotnienie sprawiły, że jedyną szansą na lepsze życie może być przeprowadzka do Nowego Jorku. Anonimowość w wielkim mieście pozwala mu odciąć się od błędów młodości i zacząć od nowa. Jednak znajomość z Sarą przysparza mu kolejnych kłopotów. Postać Sary nie zaskarbiła sobie mojej sympatii, ale kiedy jej tajemnice wychodzą na jaw, łamią serce. Niestety ich relacja jest toksyczna i zwyczajnie monotonna. Choć rozumiem zamysł na tę postać to niestety bohaterka cały czas mnie irytowała.

Podsumowując „Zapomnij o mnie”  K. N. Haner wypada średnio na tle konkurencji. Historia Marshalla i Sary nie należy do oryginalnych i nie na długo pozostaje w zakamarkach pamięci. Dobrze poprowadzone zakończenie to niestety za mało, aby zrekompensować mi resztę dość średniej fabuły. Jeżeli jesteście sami ciekawi lektury i lubicie erotyki to sięgnijcie po nią w wolnym czasie, ale pod warunkiem, że nie macie nic ciekawszego do czytania.

Fabuła4
Kreacja postaci6
Emocje towarzyszące czytaniu5
Ogólne wrażenie5

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Data wydania: 24.08.2018
Liczba stron: 408
5.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze

Debiutanckie powieści są jak ciasto. Czasem wychodzi z nich najsmaczniejszy wypiek,  a czasami mimo usilnych starań musimy zmierzyć się z zakalcem. Uwielbiam sięgać po takie ciasteczka i odkrywać nowe smaki, dlatego zdecydowałam się na zrecenzowanie powieści pt.  „Brama”  autorstwa Żanety Zgliczyńskiej. Jesteście ciekawi, do którego wypieku można zaliczyć „Bramę”?

 „Brama” opowiada losy Olivii, której jedna podróż odmieniła całe życie. Olivia jako pierwsza w historii kobieta zostaje wybrana na Strażniczkę, a jej miejsce jest na dworze Venorei . Od teraz będzie pośrednikiem między dwoma światami. Dwór mający być dla niej schronieniem, okazuje się miejscem równie niebezpiecznym jak świat za jego murami. Olivii przyjdzie zmierzyć jej się nie tylko z mocą płynącą w jej żyłach, ale także z oczekiwaniami jakie musi spełnić będąc Strażniczką. W tej drodze pomoże jej przyjaciółka Scarlett i pewien arogancki młodzieniec.

Historia autorstwa Żanety Zgliczyńskiej  to debiutancka powieść w nurcie young adult, skierowana głównie dla fanów fantastyki i dworskich klimatów. Trzymając książkę w dłoni ciężko uwierzyć, że ma się do czynienia z pierwszą powieścią autorki. „Bramę” czyta się rewelacyjnie - dobra narracja, ciekawi bohaterowie i stopniowo odkrywane sekrety popychają akcję do przodu. Zanim się zorientowałam, połowa książki była już za mną. A co przyniosła druga? Magię, dylematy, młodzieńczą miłość, zdradę i intrygi.


Fabuła to nie wszystko. A jak wypadli bohaterowie? Uważam, że autorka umiejętnie wykreowała swoje postaci i szybko nawiązałam z nimi więź. Główną bohaterką "Bramy" jest Olivia, która od razu wzbudza sympatię czytelnika. Jedyne zastrzeżenie co do tej postaci miałam na początku lektury, gdy dziewczyna będąc zupełnie "zielona", niezwykle dobrze poradziła sobie z zaawansowana magią. Jeżeli chodzi o postaci męskie to główne role grają William i Matt. Moim faworytem jest William. Polubiłam go zwłaszcza za charakter i jego nutę arogancji (tak to już jest, gdy ma się słabość do przystojnych i zbuntowanych młodych bohaterów ;)) A co tyczy się Matta, to szkoda, że jego postać w drugiej połowie książki została zepchnięta na odległy plan.

Podsumowując debiutancka „Brama” Żanety Zgliczyńskiej to bardzo dobra powieść z gatunku young adult, która przypadnie do gustu fanom fantastyki.  Jest to książka z ciekawie poprowadzoną fabułą i dobrze zarysowanymi postaciami, w której nie brakuje zwrotów akcji i ogromnej bomby na sam koniec lektury. Historia Olivii ma w sobie ogromny potencjał i mam nadzieję, że autorka dobrze go wykorzysta i już niedługo będziemy mogli przeczytać o dalszych losach Strażniczki.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce


Fabuła8
Kreacja postaci8
Emocje towarzyszące czytaniu7
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Słowa Niedokończone
Data wydania: 24.07.2020
Liczba stron: 312
7.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze

Nie masz planów na wakacje, a książki i komiksy to twoi najlepsi przyjaciele? W tym roku na platformach streamingowych nie brakuje nowości. Oto co może Cię zainteresować.

Stargirl - na HBO od 19.05 

Jako oddana fanka DC Comics nie mogłam przejść obojętnie obok tej serialowej nowości. "Stargirl" to serial opowiadający losy nastoletniej Courtney Whitmore, która wraz z matką i ojczymem przeprowadza się do nowego miasta. Tam dokonuje niecodziennego odkrycia, dzięki któremu staje się członkiem Justice Society of America... Nie da się ukryć, że "Stargirl" to produkcja skierowana dla młodszych odbiorców, w której niestety nie brakuje utartych schematów. Jednak mimo tych odgrzewanych kotlecików, całość ogląda się całkiem przyjemnie, a dalsze odcinki potrafią zaskoczyć i pozostawić widza z serialowym kacem.



Doom Patrol 2 -  na HBO od 25.06

"Doom Patrol" to moim zdaniem jeden z najlepszych seriali stworzony na podstawie komiksów z DC Comics. Absurd goni absurd, a bohaterowie są jeszcze bardziej pokręceni niż w pierwszym sezonie. To cechy główne tego serialu, które sprawiają, że jest on inny niż wszystkie. Wszystkim, którzy nie mieli okazji jeszcze go oglądać, to polecam zacząć od pierwszego sezonu i podejść do niego z przymróżeniem oka.



Przeklęta - Netflix 17.07

"Przeklęta" to propozycja idealna dla książkoholików i fanów arturiańskich legend. To ekranizacja książki Thomasa Wheelera, opowiadającej losy Nimue, młodej kobiety z tajemniczymi zdolnościami, której przeznaczeniem jest zostać potężną Panią Jeziora. Po śmierci matki wraz z towarzyszem Arturem wyrusza w podróż po świecie ogarniętym wojną, aby dostarczyć powierzony jej wcześniej pakunek Merlinowi. W roli głównej zobaczymy Katherine Langford znanej nam z serialu "13 powodów". A co przyniesie nam 10 odcinków "Przeklętej"? O tym przekonamy się już niebawem.



The Umbrella Academy 2 - Netflix 31.07

W te wakacje zadebiutuje drugi sezon znanego już fanom komiksów serialu - "The Umbrella Academy", opowiadającego historię dysfunkcyjnej rodziny superbohaterów. Miliarder sir Reginald Hargreeve adoptuje siedmioro dzieci, których postanawia przygotować do roli superbohaterów, którzy ocalą świat. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Wraz z wiekiem, łączące ich więzi słabną, a rodzina rozpada się. Ich drogi ponownie krzyżują się w dniu pogrzebu ich ojca.




Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze
harlan coben

„W głębi lasu” to moje drugie spotkanie z twórczością Harlana Cobena w tym roku. Lekturę „O krok za daleko” wspominam niezwykle dobrze. Książka wciągnęła mnie na długie godziny i zaserwowała frapującą i nieoczywistą historię. Czy tym razem było tak samo? 

„W głębi lasu” to historia o tragedii z przeszłości, która po dwudziestu latach odżywa na nowo. Paul Copeland jest dziś wpływom prokuratorem i ojcem samotnie wychowującym córkę,  gdy pewnego dnia tragedia sprzed lat daje osobie znać. Paul zostaje wezwany do zidentyfikowana ciała pewnego mężczyzny zastrzelonego w Nowym Jorku. Świat Paula zostaje wywrócony do góry nogami, gdy w zamordowanym mężczyźnie rozpoznaje zaginionego sprzed lat na letnim obozie kolegę.

Kilkanaście lat temu na obozie młodzieżowym, na którym Paul był opiekunem, doszło do tragedii – zamordowano czterech nastolatków. Nastoletniego Paula tragedia ta uderzyła ze zdwojoną siłą, gdyż jedną z ofiar była jego siostra, której ciała nigdy nie odnaleziono, podobnie jak Gila Pereza. Czy to oznacza, że Camille żyje? W sercu Paula ponownie kiełkuje nadzieja na odnalezienie siostry żywej.

Po lekturze uważam, że autor nie do końca miał pomysł na fabułę, gdyż wątek morderstwa sprzed lat, tak naprawdę nie jest motywem przewodnim całej powieści. Pisarz serwuje czytelnikowi jakby dwie historie. Pierwszą z nich jest sprawa zgwałconej dziewczyny, a druga to śledztwo prowadzone przez Pula i Lucy dotyczące sprawy sprzed lat. Choć wątki te na kartach powieści przeplatają się ze sobą i ostatecznie łączą, to nie sposób nie zauważyć, że w pierwszej połowie powieści na pierwszy plan wysuwa się właśnie wątek prokuratorski, który momentami staje się tak silny, że można zapomnieć o czym tak naprawdę miała być ta historia. A gdy wreszcie do głosu dochodzi wątek morderstwa na letnim obozie, to jego rozwiązanie okazuje się niestety banalne. Czytając „O krok za daleko” bawiłam się historią pochłaniając kolejne smaczki i nieoczekiwane zwroty akcji w fabule, tutaj mi tego zabrakło.

„W głębi lasu” to mieszanka różnych osobowości bohaterów,  którzy lawirują pomiędzy prawdą a kłamstwem. Zaletą powieści niewątpliwie są dobrze sportretowani  bohaterowie,  do których pewnego dnia makabryczna przeszłość zapukała do drzwi. Na łamach powieści obserwujemy jak zmagają się z nowymi problemami, ale robią to w sposób dojrzały. Czytelnik z łatwością wyłapie emocje, które nimi targają. 

Ostatecznie „W głębi lasu” to przeciętna książka i nie najlepsza w dorobku autora. Sięgając po książkę oczekiwałam śledztwa na wysokim poziomie, które zakończy się zaskakującym finałem. W rzeczywistości otrzymałam  przeciętnie poprowadzony wątek morderstwa, którego zwroty akcji mogłam policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli chodzi o postaci, to autor jak zawsze stanął na wysokości zadania i stworzył wyrazistych bohaterów  z mocno określonymi celami i motywacją.  „W głębi lasu” może i nie pokazuje autora z najlepszej strony, jednak jej lekturę nie uważam za stracony czas. Po prostu po przeczytaniu "O krok za daleko" miałam duże oczekiwania wobec tej pozycji. "W głębi lasu" to powieść,  po którą możecie sięgnąć w wolnym czasie, jednak jeśli wolicie rozpocząć swoją przygodę z twórczością autora, to zdecydowanie bardziej polecam „O krok za daleko”.


Za egzemplarz dziękuję


Fabuła6
Kreacja postaci7
Emocje towarzyszące czytaniu6
Ogólne wrażenie6

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Albatros (pierwsze wyd. – 2008 r.)
Data wydania: 03.06.2020
Liczba stron: 432
Oryginalny tytuł: The Woods
6.25
     Ocena końcowa

Od 12 czerwca możecie oglądać ekranizację książki na platformie Netflix. A może już oglądaliście? Czekam na wasze opinie po obejrzeniu serialu :)
Share
Tweet
Pin
Share
8 komentarze

"Dom Ziemi i Krwi" to nowa powieść autorstwa Sarah J. Maas, na którą polscy fani nie musieli długo czekać. Wydawnictwo Uroboros postanowiło podzielić książkę na dwie części. Osobiście pomysł ten nie do końca przypadł mi do gustu, jednak jestem zadowolona z faktu, że pozostano przy oryginalnej okładce. "Dom Ziemi i Krwi" podobnie jak poprzednie książki autorki to fantasy, w którym aż roi się od magicznych istot. Czy Sarah J. Maas nową powieścią zdobyła moje serce? 

Bryce Quinlan ma dobre i spokojne życie. W dzień pracuje jako sprzedawca antyków, a po pracy imprezuje całą noc, korzystając z tego co Księżycowe Miasto ma do zaoferowania. Jednak jedna noc zmienia jej życie nieodwracalnie, noc podczas której brutalnie ginie ukochana dla Bryce osoba, pozostawiając ją osamotnioną i z rozdartym sercem.

Hunt Athalar zajmuje się tropieniem  i wykańczaniem demonów i nie ma sobie w tym równych. Kiedy w Lunathionie pojawia się nieznany demon siejący zamęt, ipadłu anioł otrzymuje od Gubernatora propozycję nie do odrzucenia – ma pomóc Bryce wytropić złoczyńcę. W zamian odzyska utraconą wolność. 

Bryce i Hunta  podejmują śledztwo, które prowadzi ich w najciemniejsze zakamarki miasta. Odkrywają nie tylko mroczną siłę, zagrażającą porządkowi wszechrzeczy oraz płomienną pasję, ukrytą głęboko w ich sercach.


Twórczość Maas polubiłam za wspaniałą umiejętność kreowania świata przedstawionego, i za każdym razem, gdy sięgam po jej kolejną książkę, to zastanawiam się skąd autorka czerpie tak niesamowite pomysły? Akcja "Domu Ziemi i Krwi" rozgrywa się w Księżycowym Mieście, które rządzi się własnymi prawami i określoną hierarchią kastową. Uważam, że tym razem autorka przeszła samą siebie w kreowaniu świata i praw nim rządzącym. System hierarchiczny jest przeogromny, zarazem fascynuje i przeraża, gdyż na samym początku nie byłam w stanie zapamiętać wszystkiego. Oprócz majestatycznych fae w powieści mamy także anioły, demony, duchy, wampiry, wilkołaki i wiele innych istot, które przynależą do określonych domów. W Księżycowym Mieście władzę mają wysoko urodzeni, mieszańcy stanowią zwierzynę, a ludzie są niewolnikami i nie mają żadnych praw. Miasto łączy w sobie piękną architekturę z nowoczesną technologią, za którą kryje się przemoc i szemrane interesy. Jest to połączenie, które bardzo mi się spodobało i z ciekawością odkrywałam kolejne jego sekrety na przestrzeni powieści.

Mogę śmiało napisać, że „Księżycowe Miasto”  to znacznie dojrzalsza powieść, niż seria „Szklany tron” oraz „Dwory”. Nie brakuje w niej licznych przekleństw, bohaterowie nie stronią od alkoholu, całonocnych imprez, przygodnych miłosnych uniesień, narkotyków i przemocy. Z jednej strony rozumiem zamysł autorki, co do ukazania takich zachowań, lecz z drugiej momentami było tego wszystkiego za dużo, szczególnie mdłych przekleństw. 

Bryce to postać dość skomplikowana. Na samym początku zniesmaczyła mnie swoim zachowaniem, jednak w dalszej części powieści, stopniowo zaczęłam się do niej przekonywać. Bryce jest mieszańcem pół Fae i pół człowiekiem, co oznacza, że w życiu nie będzie miała łatwo. Na co dzień pracuje w galerii, gdzie handluje magicznymi antykami (nie zawsze legalnymi). Bryce pragnie zemsty i konsekwentnie do niej dąży, angażując się w rozwiązanie sprawy. W dalszej części książki do gry wkraczają - upadły anioł Hunt i Ruhn. Niestety ich relacja nie do końca przypadła mi do gustu, gdyż czasami zachowywali się jak nadąsani nastolatkowie. Potrzebowałam czasu, aby polubić to trio i na szczęście z upływem fabuły, postaci nabierały charakteru. 

Zastanawiacie się pewnie co z fabułą? „Księżycowe Miasto” liczy sobie ponad  700 stron, co jest nie lada wyczynem. Autor decydujący się na taką ilość stron wiele ryzykuje. Albo uda mu się zatrzymać czytelnika od pierwszej strony do samego końca, albo czytelnik porzuci lekturę nie docierając nawet do jej połowy. Jak poradziła sobie z tym Sarah J. Maas? Uważam, że autorka dała radę, jednak sam początek powieści nie należy do wciągających. Pisarka od początku bombarduje czytelnika natłokiem informacji dotyczących świata przedstawionego, których nie jest łatwo zapamiętać, a całości brakuje równomiernej dynamiki. Historia tak naprawdę rozkręca się dopiero po 200 stronach, ale i wtedy nie brakuje wolniejszych momentów i zbędnych dialogów. Historia rozkręca się dopiero w drugim tomie, gdzie w prowadzonym przez bohaterów śledztwie pojawiają się konkretne tropy, które już wkrótce mają doprowadzić ich do prawdy. A do tego w mieście dochodzi do kolejnych, podobnych jak wcześniej morderstw. Bohaterowie zabierają czytelnika do zakazanych zakątków Lunathionm, odkrywając jego sekrety, a nowe wątki prowadzą do wielkiego finału.

Sarah J. Maas to autorka, która już dawno podzieliła czytelników. Jedni kochają jej twórczość, a inni nie mogą przebrnąć przez jej sporych rozmiarów powieści. Ja należę do tej pierwszej grupy i myślę, że długo to się nie zmieni, gdyż autorka za każdym razem oczarowuje mnie wykreowanym światem przedstawionym, dobrymi pomysłami na fabułę i wyraziście zarysowanymi portretami bohaterów, na których wady jestem w stanie przymknąć oko. Podsumowując, "Dom Ziemi i Krwi" to dobra przygoda czytelnicza, którą chętnie  jeszcze kiedyś powtórzę.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Uroboros



Fabuła7
Kreacja postaci7
Emocje towarzyszące czytaniu6
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: Część I - 20.05.2020 Część II -03.06.2020
Liczba stron: Część I – 560 Część II- 560
Cykl: Księżycowe Miasto
Tytuł oryginalny: House of Earth and Blood (Crescent City)
6.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze

„To nie jest, do diabła, love story” to debiutancka powieść autorstwa Juli Biel, opowiadająca historię nastoletniej Elli, która rozpoczyna naukę w jednym z poznańskich liceów. Jest nowa i samotna, bo jej rodzice - zapracowani, żyjący na walizkach i bardzo amerykańscy, mają dla niej swój własny plan. Dziewczyna pierwszego dnia poznaje przystojnego Jonasza i jeszcze nie wie, że to przypadkowe spotkanie, będzie początkiem nie tylko nowej znajomości, ale także problemów i komplikacji.

„To nie jest, do diabła, love story”  to historia skierowana głównie dla fanów młodzieżówek, lubiących  lekkie i przyjemne w odbiorze opowieści, pozwalające szybko zaangażować się w losy bohaterów. Autorka w swoim debiucie nie uniknęła popularnego schematu, opierającego się na zakładzie między dwójką ludzi, którego warunki szybko wychodzą poza określone zasady. Mimo, że temat na fabułę jest bardzo popularny, to Juli Biel udało się go umiejętnie wykorzystać, tworząc dobrą historię. Autorka zgrabnie i w zabawny sposób przedstawiła rodzącą się relacje między bohaterami – jest naturalna, a nie wymuszona, jak to czasem bywa w debiutach. A do tego głowni bohaterowie zostali dobrze przedstawieni. Nie są nijacy, gdyż stoi za nimi dobrze nakreślona osobowość i historia.

Julia Biel w swojej książce zwraca uwagę na relację między dzieckiem a rodzicami, która w przypadku Elli i jej rodziców jest wręcz toksyczna. Podoba mi się forma z jaką autorka ukazuje emocje targające Ellą, i problem jakim jest niemoc w ich przekazaniu.  Zapracowani rodzice Elli, widzą jedynie czubek własnego nosa i uważają, że wszystko można kupić – nawet drugiego człowieka. Takie błędne przekonanie osób dorosłych, często zostaje wpojone młodym ludziom, którzy dorastają w przekonaniu, że za pieniądze można kupić wszystko. Niestety nie wszystko - a na pewno nie bliskość drugiej osoby, miłość i wspólnie spędzony czas.

Podsumowując „To nie jest, do diabła, love story”  to historia, która przypadnie do gustu fanom literatury młodzieżowej, lubiącym lekkie i zabawne historie. To książka, która nie tylko poprawia humor, ale także porusza ważny temat, jakim jest odpowiedzialne rodzicielstwo. "To nie jest, do diabła, love story”   to nie tylko ładna okładka, ale także dobra opowieść, z którą miło spędzicie czas.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina



Fabuła6
Kreacja postaci7
Emocje towarzyszące czytaniu7
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.04.2020
Liczba stron: 376
Cykl: LoveStory
6.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze
polska fantastyka

Przyszedł czas na kolejne spotkanie z twórczością Marty Kisiel. Tym razem autorka podzieliła się z czytelnikami kontynuacją serii o przygodach panien Stern. Przed lekturą "Płaczu" koniecznie zapoznajcie się z pierwszym tomem zatytułowanym "Toń", by lepiej zrozumieć świat naszych bohaterów.

Prawda nie zawsze przynosi wyzwolenie, o czym przekonały się Klara, Dżusi i Eleonora. Niedawne wydarzenia odcisnęły piętno na kobietach, które niegdyś nierozłączne, postanowiły pójść własnymi ścieżkami. Jednak los nie pozwolił im długo cieszyć się własnym życiem, gdy okazuje się Eleonora ma kłopoty. Sternówny i ich przyjaciele wyruszają na ratunek zagubionej w zaświatach Eleonorze. Okazuje się, że misja ratunkowa ma swoje drugie dno, a wyprawa w przeszłość po raz kolejny pozostawi po sobie ślad …

Po raz kolejny Marta Kisiel zachwyca swoim warsztatem. „Płacz” to kontynuacja „Toni”, opowiadającej historię Dżusi, Eleonory i Klary. Autorka szybko wkręca czytelnika w bieg zdarzeń, a swobodna narracja niesie go po kartach powieści, odsłaniając stopniowo kolejne okoliczności składające się na zniknięcia Eleonory, by ostatecznie wrzucić go w sam środek bolesnej przeszłości i wydarzeń mających miejsce w Górach Sowich. Przyznam się, że wątek związany właśnie z wydarzeniami z przeszłości (nie zdradzę Wam o co chodziło, by nie psuć przyjemności z czytania) niesamowicie mnie wciągnął, choć jego wyjaśnianie wydało mi się lekko chaotyczne. Naszym bohaterom przyjdzie stanąć oko w oko z niebezpieczną i mroczną siłą zwaną „ćmą” , która miesza świat zmarłych ze światem żywych. Wrocławska drużyna stanie przed ważnym wyborem, ale czy wszystkim uda się wyjść cało z tego starcia?

Drugi tom serii to mieszanka złożonych charakterów i nietuzinkowych osobowości. Zaradna pani Matylda, zawsze przygotowany Karolek, marudny Gerd i wybuchowa Dżusi to zgrany team, który wielokrotnie rozśmiesza nas na kartach powieści. Najjaśniejszą postacią bez wątpienia pozostaje Dżusi, która na tle pozostałych wyróżnia się swoim ciętym językiem i niebanalnymi tekstami. 

„Płacz” to bardzo dobra kontynuacja historii o pannach Stern, od której nie łatwo się oderwać. Autorka z łatwością łączy niewymuszony humor z mocniejszymi akcentami w fabule, co powoduje, że jeszcze chętniej zatapiamy się w scenariusz zdarzeń. Na plus zasługuje pomysł na wątek z wydarzeniami mającymi miejsce w przeszłości w Górach Sowich, który szybko intryguje. Jednak po przeczytaniu „Płaczu” odniosłam wrażenie, że autorka mogła wyciągnąć znacznie więcej z tej historii, a szczególnie zagłębiając się w wątek z podróżą w czasie. Czytelniczy niedosyt pozostał. Mimo to uważam, że warto sięgnąć po „Płacz” i zatopić się w przygodę, której szybko nie zapomnicie.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję 


Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 11.03.2020
Liczba stron: 318
Tom: III
Cykl: Cykl Wrocławski
7.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze
dla młodzieży

„Schizis” to moje drugie spotkanie z twórczością Mellisy Darwood. Przyznam się, że książka najpierw przykuła moją uwagę świetną okładką. Jednak kiedy już zgłębiłam się w jej lekturę, okazało się, że piękna grafika idzie w parze ze świetnie skrojoną historią. Historią, która nie jest taka, za jaką się wydaje. „Schizis” pozytywnie zaskakuje i łamie serducho.

Marcja to dziewczyn, która doświadczyła już w życiu wiele strachu, bólu i niewiadomej. Od dziecka zmaga się ze swoimi demonami, które atakują ją w najmniej spodziewanym momencie. Teraz Marcja postanawia podzielić się ze światem swoją historią. Zakłada kanał na YouTubie, gdzie zamierza opowiadać o swoich problemach – chorobach, depresji, próbach samobójczych i Cruelli. Celem siedemnastolatki jest osiągnięcie stu tysięcy subskrybentów, a wtedy zdradzi wszystkim widzom brutalną prawdę. 

Początkowo historia Marcji nie wydaje się oryginalna. Jednak jest to błędne pierwsze wrażenie. „Schizis” to nieoczywista opowieść poruszająca bardzo ciężki lecz ważny temat, jakim są choroby psychiczne, a sama historia prowadzi czytelnika do ważnego przesłania, którego początkowo nie dostrzeżecie, a odsłania go świetnie napisany finał.  

Historia Marcji to życie wypełnione chorobą, samobójczymi myślami i podstępnymi szeptami, które odciskają emocjonalne piętno na czytelniku. Mimo ciężkiego tematu, autorce udało się napisać opowieść, w którą szybko się wkręcamy i dynamicznie suniemy po kolejnych stronach książki. Towarzyszymy Marcji w jej „pokręconej codzienności”, widzimy jak zmienia się jej stosunek do życia i ludzi oraz kibicujemy jej w trudnych chwilach, doświadczając złożonych i jakże namacalnych emocji.

„Schizis” to wyjątkowa lektura, która zaskarbiła sobie moje zainteresowanie od pierwszej strony, szybko angażując mnie w  pokręcony świat nastoletniej Marcji. Świat, w którym nie wszystko jest oczywiste... A wisienką na torcie jest zakończenie Schizis! Szokujące, niespodziewane i łamiące serce. Szczerze polecam Wam książkę Melissy Darwood, będącą mieszanką trudnych tematów i nieprzeciętnej historii. Na pewno nie pożałujecie!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Media Rodzina

Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu9
Ogólne wrażenie8
Kreacja postaci8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Mdia Rodzina
Data wydania: 25.03.2020
Liczba stron: 320
8.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
6 komentarze

 „Bogowie muszą być szaleni” to drugi tom serii o Dorze Wilk autorstwa Anety Jadowskiej i książka, która cieszy oczy świetną okładką. Gdybym oceniała książkę jedynie na podstawie grafiki, kontynuacja o Dorze otrzymałaby maksymalną liczbę punktów. Jednak nie jest tak łatwo. Sięgając po drugi tom serii oczekiwałam fantastycznej historii z wieloma zwrotami akcji. W ostatecznym rozrachunku historia Dory była tylko dobra.

Życie nie szczędzi naszym bohaterom niespodzianek. Tym razem od Dory zależą losy nie tylko jej przyjaciół, ale także całej nadnaturalnej społeczności. Niespodziewanie i wbrew swojej woli Dora zostaje wciągnięta w potyczkę między bogami. W szalonej rozgrywce ucierpią niewinni, chyba że Dorze uda się zjednoczyć wilkołaki, wampiry i magicznych. Dora po raz kolejny namiesza, a przy tym odkryje co nieco o swoim pokręconym drzewie genealogicznym.

Zacznę od mocnych stron historii, którymi są postaci i świat przedstawiony. Autorka już w poprzednim tomie zaskoczyła mnie dobrze skonstruowanym i przedstawionym światem magicznym. Za każdym razem odsłania przed czytelnikiem kolejne elementy magii, coraz to ciekawsze i rozbudzające wyobraźnię czytelnika. Fani Dory, Mirona i Joshuy nie będą zawiedzeni, bo ich relacja kwitnie, a jednocześnie się komplikuje. Podoba mi się, że autorka zaczęła nakreślać głębsze emocje pomiędzy dwójką z nich, co może w przyszłych tomach zaowocuje ostatecznym rozstrzygnięciem „trójkąta”.

Całą historię Dory czytało mi się całkiem przyjemnie. Początek historii Dory i jej przyjaciół zaczyna się całkiem niewinnie, z czasem dochodzą kolejne komplikacje, nowe postaci oraz kolejne elementy świata przedstawionego. Wątki poboczne ładnie uzupełniają główną linię fabularną, tworząc ogólnie dobrze poprowadzoną  historię, która niestety zalicza wpadkę na samym półmetku… Po spotkaniu z upiorną boginią i ukazaniu Dorze tragicznej wizji przyszłości oczekiwałam, że głównej bohaterce przyjdzie stawić czoło naprawdę potężnym istotom i nie obejdzie się bez spektakularnej potyczki. Niestety to spotkanie okazało się mało efektowne, jak na zawadiacką Dorę przystało i bardzo się na nim zawiodłam. Mimo tak nieprzyjemnego obrotu spraw, autorka na zakończenie historii wyciągnęła asa z rękawa, serwując niespodziewany zwrot akcji, który pozytywnie podniósł fabułę z kolan.

Podsumowując „Bogowie muszą być szaleni” Anety Jadowskiej to dobrze napisana książka, z płynnie i lekko poprowadzoną fabułą, w której niestety zabrakło mocnych uderzeń na koniec historii. Złożona charakterystyka postaci i świat przedstawiony to niewątpliwie zalety tej serii, a fabule do dynamicznej i zniewalającej czytelnika jeszcze trochę brakuje. Mam nadzieję, że trzeci tom przyniesie nieco więcej emocji i wzniesie serię na wyższy poziom.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN


Przeczytaj także recenzję I tomu: Złodziej dusz
Poznaj serię o Nikicie: Dziewczyna z Dzielnicy ‖ Cudów Akuszer bogów ‖ Diabelski młyn




Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu6
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: SQN
Tom: II
Cykl: Heksalogia o Wiedźmie
Data wydania:
11.03.2020 ( I wyd: 09.01.2013)
Liczba stron: 456
6.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Książka E. L. James pt. „50 twarzy Greya” szturmem wdarła się na szczyt międzynarodowych list bestsellerów. Sprzedana w milionach kopii, wyprzedziła takie tytuły jak „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins”  i szybko doczekała się ekranizacji. Nasze polskie podwórko także doczekało się własnej wersji popularnego erotyku. „365 dni” Blanki Lipińskiej zwane także jako „Znakomite połączenie 50 twarzy Greya i Ojca Chrzestnego”. Sama nie zdecydowałam się na przeczytanie książek, jednak na filmy się skusiłam. Najpierw sięgnęłam po „365 dni”, które niedawno zawitało na Netflixa, a potem dla porównania obejrzałam Greya. Teraz postanowiłam podzielić się z Wami moimi odczuciami po obejrzeniu filmów. Czy było aż tak źle?

UWAGA: post zawiera spoilery.

Montaż i realizacja

Kiedy na platformie Netflix pojawił się film na podstawie książki Blanki Lipińskiej, zabrałam się za niego od razu – głównie z czystej ciekawości.  Jednak tego samego dnia nie byłam w stanie obejrzeć go do końca. Sposób w jaki zmontowano film sprawiał, że męczyłam się samym jego oglądaniem. Miałam wrażenie, że oglądam jakiś amatorski i niskobudżetowy teledysk składający się z setki przypadkowych scen (chociaż obecnie większość teledysków jest lepiej zmontowanych i w ciągu trzech minut potrafią przekazać spójną oraz jasną historię,  nie męcząc przy tym widza). Najlepszym przykładem tego chaosu jest ciąg wydarzeń pod koniec filmu, gdzie w jednym momencie pojawia się Massimo, w drugim Laura idzie z nim na zakupy, a w trzecim jest na jakimś ślubie. Co to miało być? Doskonały przykład tego, jak nie powinno robić się filmów.

„50 twarzy Greya” w przeciwieństwie do polskiego konkurenta pod względem montażu jest zrealizowane lepiej. Film  prezentuje jasną fabułę i moim zdaniem dobrze zbudowaną. Wydarzenia następujące po sobie mają sens, są ze sobą powiązane i nie stanowią miksu przypadkowych scen.

O budowaniu relacji

Bohaterowie w „365 dni” nie są mocną stroną filmu. Delikatnie pisząc, główne postaci są pozbawione głębi, a wcielający się w nich aktorzy, nie mają odpowiedniego materiału by wykazać się swoimi umiejętnościami aktorskimi. Postać Massimo to Assasyn a nie sycylijski mafioso. Ten facet pojawia się znikąd i jest zmienny niczym pogoda w kwietniu – w jednym momencie mówi, że nie dotknie Laury bez jej zgodny, a parę minut później chwyta ją za gardło i oznajmia, że jest tylko jego. A co do Laury… Nie potrafiłam jej rozgryźć. Z początku wydaje się twardą laską, która na dzień dobry zgniata facetów małym palcem, lecz później przy Massimo staje się uległą, która nie wie czego chce. Dosłownie.

W przeciwieństwie do „365 dni” w „50 twarzach Greya” w trakcie oglądania obserwujemy, jak między bohaterami budowana jest relacja. Widzimy jak bohaterowie docierają się, jak rodzi się między nimi napięcie seksualne. Mamy dwa charaktery - dominującego Christiana i nieśmiałą Annę, jednak ta Anna nie jest jak Laura. Ona przez długi czas  pogrywa sobie z Christianem, negocjuje warunki umowy, doprowadza go do szału. A Laura? Trochę potupała nóżką by ostatecznie oddać się Massimo.

Czy na pewno szokuje?

Oba filmy mają za zadanie szokować, jednak w moim odczuciu Grey robi to z większą klasą. „50 twarzy Greya” szokuje koncepcją pana i uległej, jednak samemu filmowi daleko do szokującego erotyku, a bliżej do romansidła z udziałem bogatego chłopca, który zamiast na spacer po wesołym miasteczku zabiera dziewczynę na lot własnym helikopterem i do pokoju zabaw bez konsoli. Ekranizacja „365 dni” może i jest odważniejsza, ale niestety niesmaczna, bo między bohaterami nie ma chemii i nawet te romantyczne sceny z widokiem na morze nie są w stanie jej wykrzesać. A zabawy Laury i Massima na jachcie? Pozostawię bez komentarza.

„365 dni” robi TO lepiej!

Czy jest coś za co mogę pochwalić „365 dni”? Tak. To zakończenie, które mnie zaskoczyło. Tajemnicze (no dobra nie tak tajemnicze skoro są następne tomy serii), z narastającym napięciem i w końcu dobrze zrealizowane. Za to zakończenie w Greyu to jakaś pomyłka. Anna prosi Christiana, aby ujawnił przed nią to co najgorsze, by po wszystkim mieć do niego pretensje. Nic, tylko wyrwać sobie włosy z głowy (chociaż nie warto!).

Podsumowanie

„365 dni”  i „50 twarzy Greya”  to produkcje, które doczekały się sporo medialnego szumu, głównie  setek negatywnych recenzji, które tylko napędzały popularność autorek, sprzedaż książek i ostatecznie grono widzów.  Możemy pisać, że filmy te to gnioty, ale nie odmówimy sukcesu ich twórcom, do którego sami się przyczyniliśmy. „Nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili” – prawda?

Obie historie nie należą do wybitnych, jednak w tym poście skupiłam się jedynie na sposobie ich przedstawienia. I jeśli ktoś twierdzi, że to „50 twarzy Greya”  zyskuje na tytuł najgorszego filmu w historii, to niestety był w błędzie. Grey przy „365 dniach” to w moim odczuciu produkcja nakręcona na wysokim poziomie. Ekranizacja polskiego erotyku zawierała wiele podstawowych błędów już na poziomie montażu, które negatywnie odbiły się na całej fabule. Bez znajomości książki widz od pierwszych minut filmu jest zagubiony, a z kolejnymi scenami jego frustracja jedynie narasta. Czy twórcy wyciągną lekcję i popracują na popełnionymi błędami przy ekranizacji drugiego tomu serii? O tym przekonamy się za rok albo dwa.

Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

„Bez zobowiązań” to historia o Majce i Kubie oraz ich niecodziennej umowie. Magda studiuje zarządzanie w Częstochowie, mieszka w akademiku z przyjaciółką i dorabia w pubie. Pewnego wieczoru poznaje tam przystojnego Kubę, który od razu wpada jej w oko. Jednak Magda nie chce angażować się w poważny związek, dlatego zawiera z mężczyzną umowę – że pójdą do łóżka po dziesięciu randach, które pomogą im się lepiej poznać. Kuba przystaje na propozycję, bo i on nie jest zainteresowany poważnym związkiem. Do czasu… Ich znajomość kwitnie – zaprzyjaźniają się, a ich relacja nabiera  cech romantycznych. Po wypełnieniu umowy,  Kuba proponuje Majce zwyczajny związek. Niestety szczęście Majki nie trwa długo, gdy Kuba nieoczekiwanie zrywa ich relację. Co ukrywa Kuba? Jakie tajemnice skrywa ich przeszłość?

Historia Majki zaczyna się bardzo sztampowo i dość nudnie. Sztywny początek, pełen opisów codzienności, wręcz zniechęcał mnie do dalszej lektury. Także postać Majki była nieco przerysowana. Odniosłam wrażenie, że autorka za mocno starała się podkreślić w Majce efekt przemiany z szarej myszki do lwicy salonowej.  Majka wychodzi z cienia, jednak nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Często jej zachowanie potrafiło wyprowadzić mnie z równowagi, a szczególnie jej decyzja względem jednego z bohaterów. Postać Kuby na tle Majki wypadła nieco lepiej, mimo mojej początkowej niechęci. Historia na szczęście rozkręca się w drugiej połowie książki, ale nadal nie jest ona dość intrygująca by przyciągnąć mnie na dłużej.

Na ogół mam szczęście do wyboru debiutanckich powieści i często je polecam. Jednak „Bez zobowiązań” to debiut, do którego nie będę Was zachęcać. Historia dość sztampowa, o rozwleczonym początku, do którego trzeba podejść z dużą dozą cierpliwości. Autorka musi jeszcze popracować nad kreacją bohaterów, by czytelnik mógł się z nimi zżyć emocjonalnie.  Jedynym plusem historii to dobrze poprowadzone zakończenie, które zaskakuje. Takiego zakończenia się nie spodziewałam, jednak nie ratuje ono całej książki.

Za egzemplarz dziękuję




Fabuła6
Kreacja postaci4
Emocje towarzyszące czytaniu5
Ogólne wrażenie6

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 12.02.2020
Liczba stron: 370
5.25
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

„Prawda. Krótka historia wciskania kitu” to druga książka autorstwa Toma Phillipsa, tak samo zabawna i interesująca jak „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko”. W nowej książce autor wziął na warsztat temat fake newsów, ukazując ich potęgę i fakt, z jaką łatwością na przestrzeni wieków, ludziom przychodziło manipulowanie prawdą. Fake newsy i plotki towarzyszyły człowiekowi zarówno kiedyś, gdy dostęp do informacji był ograniczony, jak i teraz - w dobie niczym nieograniczonego Internetu. Jednak mimo upływu lat, jedno pozostaje niezmienne – nadal mają ogromną moc, zwłaszcza tę niszczycielską.

„Krótka historia wciskania kitu” to zbiór ciekawostek przedstawiony w zabawny i lekki sposób, o których nie dowiesz się w szkole. Większość historii dotyczy przeszłości, kiedy to dementowanie plotek nie przychodziło tak prosto, i nie dotyczyły one prozaicznych problemów gwiazd. Wiele ukazanych w książce fake newsow bardzo mnie zaskoczyło, a także rozbawiło, jak chociażby historia ludzi-nietoperzy zamieszkujących Księżyc. Czy uwierzylibyście w takiego newsa? Zapewne wasz wybuch śmiechu nie miałby końca, lecz ludzie swojego czasu z łatwością dali ponieść się tej mistyfikacji, która ostatecznie okazała się genialnym chwytem marketingowym i była pierwszą prawdziwą demonstracją siły środków masowego przekazu.

Myślicie, że „zawód” trolla to domena XXI wieku? Jeśli tak, to jesteście w błędzie, bo niezwykle pomysłowym trollem był Benjamin Franklin. Zaskoczeni? Ja byłam.  Kto spodziewałby się, że ten człowiek, o którym mówi się na lekcjach historii, doprowadził do upadku swojego konkurenta wydawcy almanachów Titan’a Leeds’a wypuszczając informację o jego rzekomej śmierci i umiejętnie pielęgnując ją w umysłach ludzi.

Podsumowując "Prawda. Krótka historia wciskania kitu" autorstwa Toma Phillipsa to satysfakcjonująca podróż opisująca dzieje fake newsów i siłę ówczesnych mass mediów. Idealna lekcja historii, opowiedziana w dowcipny, lekki i przystępny sposób. Zaletą książki jest to, że opisane w niej historie z łatwością zapadają w pamięć. Jeśli jesteście ciekawi do czego jeszcze posunęli się nasi przodkowie, to zapraszam do lektury. Na pewno nie pożałujecie!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros

Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze
książka zostań w domu

Dora Wilk prowadzi podwójne życie. W Toruniu jest tylko policjantką, zaś w Thornie wiedźmą. Kiedy w alternatywnym mieście znikają nadnaturalni. Dora od razu zostaje zaangażowana w nowe śledztwo. Na szczęście nie jest z tym sama. Z pomocą przychodzi jej całkiem sympatyczny Miron, wnuk Lucyfera oraz nieśmiały anioł Joshua. Czy Dorze uda się uratować zaginionych? Jakie niebezpieczeństwa czekają na jej drodze? O tym w  pierwszym tomu heksalogii o dorze Wilk pt. "Złodziej dusz"!

Zaczynając książkę, sądziłam że mam do czynienia z kryminałem w stylu fantasy, którego akcja będzie toczyć się w świecie realnym. Jednak akcja szybko nabrała tempa i zwrotu, przenosząc się na ulice alternatywnego Torunia, gdzie Dora zaangażowała się w śledztwo z udziałem magicznych istot. Początkowo byłam trochę zawiedziona, że śledztwo z udziałem Pauliny Kozanek poszło w odstawkę, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie.  Mimo początkowego rozczarowania, szybko wciągnęłam się w historię i pochłonęłam ją w kilka dni. Jeśli chodzi o śledztwo w świecie magicznym, to nie należy ono do skomplikowanych, co na pewno zauważą wytrawni koneserzy kryminałów. Mimo to jest ono spójne i angażujące dla czytelnika, zwłaszcza, że Dora ma okazję skopać kilka tyłków i nie raz popada w tarapaty..

Dużą zaletą „Złodzieja Dusz” jest ciekawie zbudowany system magii, z bogatą gamą postaci, od aniołów, po wilkołaki, wampiry, diabły i elfy (który rozwija się jeszcze lepiej w drugim tomie). Jednak to Dora Wilk stanowi tak zwaną wisienkę na torcie. Oprócz tego, że jest niezwykle charakterną postacią, która potrafi dopiąć swego, dysponuje także nadnaturalnymi zdolnościami. W jej żyłach płynie wybuchowa mieszanka genów, która wielokrotnie daje o sobie znać. Mimo ogromnej ilości postaci muszę przyznać, że autorka poradziła sobie z nimi bardzo dobrze. Każda z nich została wykreowana w przemyślany sposób i na najwyższym poziomie oraz odgrywa konkretną rolę w tej historii. 

Kiedy po raz pierwszy na rynku wydawniczym pojawił się "Złodziej Dusz", wzięcie miały romanse paranormalne. Także w historii Dory nie zabrakło romansu, choć jak na moje oko było go trochę za dużo, przez co przysłonił on nieco główny wątek. Relacja pomiędzy Dorą a Joshuą i Mironem jest dość skomplikowana. Napięcie seksualne pomiędzy nimi narasta z każdą stroną, a powtarzane raz po raz zapewnienia, że są tylko przyjaciółmi, zaczynało mnie już denerwować. Mimo wszystko, stanowią zgrane trio, które nadaje tej historii niepowtarzalnego wyrazu.

Debiutancka powieść Anety Jadowskiej po 7 latach otrzymała drugie życie (pierwsze wydanie - 2012). Swoją przygodę z twórczością autorki rozpoczęłam parę lat temu od serii z Nikitą, która zachęciła mnie do sięgnięcia także po inne książki pisarki. Po ich lekturze wiem, że Aneta Jadowska ma fantastyczny warsztat pisarski i niezwykle dobrze radzi sobie z tworzeniem wymyślnych światów. Dlatego polecam Wam zapoznać się z historią Dory Wilk, bo to naprawdę ciekawy kawałek urban fantasy. Jeśli lubicie książki z serii Kate Daniels Illony Anderws to na pewno polubicie także naszą polską bohaterkę, bo obie serie są w podobnym klimacie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu SQN


Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu6
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: SQN
Cykl: Heksalogia o Wiedźmie
Data wydania:
20.02.2020 ( I wyd: 01.01.2012)
Liczba stron: 464
6.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze

Seriale realizowane na podstawie komiksu to już chleb powszedni. Tym razem Netflix wziął na warsztat komiks autorstwa Joe Hilla (syna Stephena Kinga) i Gabriela Rodrigueza pt. "Locke&Key", wydawanego od 2008 roku do 2014  w Stanach Zjednoczonych.  Co rzadko się zdarza, doczekaliśmy się także polskiego wydania.  Komiks opowiada losy trójki rodzeństwa - Tylera, Kinsey i Bode'ego, którzy po śmierci ojca, przeprowadzają się do Key House. Wkrótce odkrywają, że dom skrywa magiczne klucze, które mają związek ze śmiercią ich ojca.

Serial cieszy się niezwykle dobrą oceną zarówno na zagranicznych portalach, jak i polskich. Także zwiastun na platformie zapowiada dobrą rozrywkę z magią, tajemnicą i mrokiem w tle.  Dlatego bez wahania postanowiłam obejrzeć nowość Netflixa. Czy było warto? Jestem prostym widzem stawiającym na fajnie poprowadzoną akcję, dynamiczne posunięcia i dobry rozwój wątku magicznego, który chce się dobrze bawić oglądając serial. Niestety dla mnie serial okazał się niewypałem, któremu dałabym zaledwie 4 gwiazdki  na 10.

Zaczynając serial byłam zachwycona świeżym tematem na fabułę, nutką tajemniczości i niebezpieczeństwa czyhającego  za rogiem. Jednak z każdym odcinkiem moje zainteresowanie fabułą stawało się coraz słabsze. Dlaczego? To co miało być wątkiem głównym, czyli tajemnicze klucze i sposób ich działania, stały się wątkiem pobocznym, przykrytym problemami nastoletnich bohaterów i gadaniną. Dla jednych ukazanie zagubionych bohaterów w nowej sytuacji jest dobrym posunięciem, lecz dla mnie było tego za dużo. Za dużo gadania, a za mało działania. Z dziesięciu zaprezentowanych odcinków, tylko na czterech nie chciało mi się spać. Były warte obejrzenia, trzymały w napięciu i wnosiły coś istotnego do fabuły. Reszta to opowieść obyczajowa o rodzinie.

Największym mankamentem serialu są zachwiania nastoletnich bohaterów. Nie ma nic gorszego w serialu jak bezsensowne posunięcia bohaterów. Podejmują pochopne decyzje, nie uczą się na błędach, podążają jak ślepi we mgle. Ich decyzje są niezrozumiałe, bezsensowne, wykraczające poza podstawową logikę. Z łatwością tracą zdobyte klucze, podając je na tacy głównemu antagoniście. Jedynie Bode, czyli najmłodszy z rodzeństwa, uczy się na błędach i podejmuje próby  stawienia czoła nadchodzącemu złu.

A co z finałem? Każdy widz czeka na wielki finał, który wbije w fotel i zniszczy go emocjonalnie. Niestety "wielki finał" w Lock&Key to jakieś 15 minut serialu, to kawałek bieganiny naszych bohaterów gdzie na skok adrenaliny nie mamy co liczyć, a zaskakujące zwroty akcji mogę policzyć na palcach jednej dłoni.  Klucze po raz kolejny stają się ładną błyskotką zamiast potężna bronią w rękach bohaterów. Liczyłam, że magię kluczy będziemy odkrywać  i cieszyć się nią w każdym odcinku, a nie przez kilka minut. W finałowym odcinku stały się jedynie ładną błyskotką. 

Podsumowując nowa produkcja Netflixa pt. "Locke&Key" okazała się kolejnym serialem ze zmarnowanym potencjałem, który nie ma nic wspólnego z zapowiadanym horrorem w stylu fantasy. Mozolnie poprowadzona akcja, nieprzemyślane decyzje bohaterów i zepchnięcie wątku kluczy na drugi plan to największe minusy tej produkcji. Na szczęście postać antagonisty obroniła się sama i stała się dobrą zapowiedzią drugiego sezonu.

Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze

Adam Berg powraca w wielkim stylu i z kłopotami na karku! Redaktor Berg zostaje wynajęty przez grupę miliarderów, aby odnaleźć ukryte w czasie wojny skarby na zamku Czocha. Mężczyzna zgadza się bez wahania. Niestety dziennikarskie śledztwo, które miało być zarazem interesującą przygodą, staje się niebezpieczną grą. Okazuje się, że nie tylko Berg szuka drogocennych skarbów. Jego wróg nie odpuści i nie cofnie się przed niczym. W makabryczny sposób ginie jeden z  zleceniodawców Berga, ktoś włamuje się do jego mieszkania i podrzuca narkotyki, podąża za nim nawet do Włoch… Wszystkie ślady wskazują, że prześladowcą jest dobrze znany Bergowi Lucyfer. Czy to możliwe? Adam Berg po raz kolejny wplątuje się w bezlitosną grę na śmierć i życie. Kto z tej gry wyjdzie cało?  Czy Berg wykona zlecenie? Ile warte są skarby zbroczone krwią niewinnych? 

Krzysztof Bochus dał się poznać jako twórca kryminałów, także "Lista Lucyfera" była zachowana w tym gatunku, natomiast nowej książce autora bliżej do powieści sensacyjnej. Choć mamy motyw zabójstwa to mimo wszystko, śledztwo szlakiem zagubionych skarbów jest wątkiem przewodnim historii. Czy to źle? Oczywiście, że nie! Autor wychodzi na przeciw oczekiwaniom czytelników i serwuje im coś nowego. Wychodzi ze swojej strefy komfortu i tworzy historię w nowym klimacie. Historię, która jest niczym tabliczka czekolady. Gdy sięgniemy po pierwszy czekoladowy tafelek, to nie chcemy na nim zakończyć. Historia wciąga i z każdym rozdziałem przynosi czytelnikowi kolejne pytania i angażuje go w pogłębiającą się intrygę. Całość jak zawsze dopełniają dobrze sportretowani bohaterowie.


Od pierwszej strony "Boskiego znaku" zatonęłam w emocjonującej przygodzie, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakujących posunięć. Z rosnącym napięciem obserwowałam zmagania Adama Berga w poszukiwaniu drogocennych precjozów. Autor p oraz kolejny udowodnił, że ma talent do pisania świetnych historii z wątkiem historycznym w tle. Robi to w naturalny sposób, tak że czytając o postaciach z przeszłości, wydarzeniach czy miejscach historycznych, chciałam od razu otworzyć przeglądarkę i dowiedzieć się więcej na ich temat. 

„Boski znak” to rewelacyjna kontynuacja serii z Adamem Bergiem w roli głównej, która wciągnęła mnie od pierwszej strony . Opowieść ta to przeplatanka intrygującego śledztwa z równie fascynującą opowieścią z przeszłości dotyczącą skarbów ukrytych na zamku Czocha.  Autor stopniowo odkrywa przed czytelnikiem karty, pozwalając mu bawić się prowadzonym śledztwem. Krzysztof Bochus po raz kolejny wystawia swojego bohatera na próbę, stawiając go wielokrotnie w niebezpiecznych sytuacjach, co jeszcze bardziej angażuje czytelnika w historię i przeżywanie gamy emocji. Zanim sięgniecie po "Boski znak" przeczytajcie koniecznie pierwszy tom serii, pt. "Lista Lucyfera", który gorąco polecam!

Za egzemplarz dziękuję Autorowi i Skarpie Warszawskiej 




Fabuła8
Emocje towarzyszące czytaniu9
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie9

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Data wydania: 11.03.2020
Liczba stron: 366
8.50
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze
Newer Posts
Older Posts

Autorzy


KATE

Książkoholiczka i niepoprawna marzycielka z zamiłowaniem do mody w rytmie slow.


EMIL

Współautor bloga, kulturalny łasuch i osoba, która stoi za obiektywem.

Follow Me

  • Facebook
  • Instagram

Archiwum

  • ►  2022 (15)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (2)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (22)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
  • ▼  2020 (27)
    • ▼  grudnia (2)
      • Chłopiec z lasu - Harlan Coben [RECENZJA]
      • Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę - ...
    • ►  października (1)
      • Gaz do dechy - Joe Hill [RECENZJA]
    • ►  września (1)
      • Pojedynek złoczyńców o super mocach, czyli Nikczem...
    • ►  sierpnia (2)
      • Nowy Jork bez duszy i toksyczne związki - Zapomnij...
      • Pociągiem do Venorei, czyli recenzja debiutanckiej...
    • ►  lipca (1)
      • Seriale na wakacje dla fanów komiksów i książek
    • ►  czerwca (2)
      • W głębi lasu - Harlan Coben [RECENZJA]
      • Dom Ziemi i Krwi (cz. 1 i 2) - Sarah J. Maas
    • ►  maja (1)
      • To nie jest, do diabła, love story - Julia Biel [R...
    • ►  kwietnia (6)
      • Płacz - Marta Kisiel [RECENZJA]
      • Schizis - Melissa Darwood [RECENZJA]
      • Bogowie muszą być szaleni - Aneta Jadowska [RECENZJA]
      • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
      • Bez zobowiązań - Paulina Wysocka-Morawiec [RECENZJA]
      • Prawda. Krótka historia wciskania kitu - Tom Phill...
    • ►  marca (5)
      • Złodziej dusz - Aneta Jadowska [RECENZJA]
      • Locke&Key - hit czy kit?
      • Boski znak - Krzysztof Bochus [RECENZJA]
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2019 (59)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2018 (134)
    • ►  grudnia (10)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (9)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (18)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (14)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2017 (116)
    • ►  grudnia (12)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (90)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (11)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (10)
    • ►  czerwca (9)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2015 (105)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (8)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (12)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ►  marca (8)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (2)

POLECAMY

Stroiciele - Ewa Kowalska [RECENZJA]

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią da...

Skala ocen


1 - Beznadziejna
2 - Bardzo słaba
3 - Słaba
4 – Może być
5 - Przeciętna
6 - Dobra
7 – Bardzo dobra
8 - Rewelacyjna
9 - Wybitna
10 - Arcydzieło

Popularne posty

  • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
  • Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz [RECENZJA]
  • Pomadki, które warto kupić podczas promocji w Rossmannie
  • [RECENZJA] Sarah J. Maas: Dwór cierni i róż
  • Jak wyglądać szczupło w stroju kąpielowym

Obserwatorzy

Nasz patronat




zBLOGowani.pl


Czerwona sukienka - blogi o modzie

http://ddob.com/user/index/Estrella


Facebook Twitter Instagram Pinterest Bloglovin

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates