Dom na kurzych łapach - Sophie Anderson [RECENZJA]
Przyznam się, że jako dziecko nie bardzo przepadałam za czytaniem baśni. Wolałam je raczej w formie adaptacji filmowych lub serialowych. Z upływem lat sytuacja ta uległa zmianie i teraz chętnie, mimo swojego wieku, sięgam po baśnie w nowej odsłonie. Ostatni czasy możemy też zauważyć, że autorzy coraz częściej sięgają po znane historie i nadają im drugie, świeże i nowe życie. Wiele z tych retellingów otwiera autorom drogę do sukcesu. Na razie Sophie Anderson ma na swoim koncie dwie książki – "Dom na kurzych łapach", o którym będę teraz pisać oraz „The Girl who Speaks Bear”.
Bohaterką „Domu na kurzych łapach” jest dwunastoletnia Marinka, która marzy o zwyczajnym życiu. Chce mieć przyjaciół, chodzić do szkoły i mieszkać w zwyczajnym domu. Zamiast tego mieszka z babcią w domu na kurzych łapkach, w którym podróżują po całym świecie. Jednego dnia oglądają zachody słońca na plaży a drugiego, wdychają świeże powietrze na górskiej łące. Także jej babcia nie jest typową babcią, lecz Babą Jagą, która przeprowadza zmarłych przez Bramę. Przeznaczeniem Marinki jest zostanie w przyszłości następczynią Baby Jagi tylko, że dziewczynka pragnie kroczyć własną ścieżką. Babcia raz po raz ostrzega Marinkę przed zbytnim oddalaniem się od domu i nawiązywaniem dłuższych relacji z ludźmi. Ale Marinka jest tylko dzieckiem i nie zdaje sobie sprawy, jakie kłopoty może na siebie ściągnąć.
„Domu na kurzych łapach” to przede wszystkim opowieść o dojrzewaniu, skierowana zarówno dla młodszych jak i starszych odbiorców, poruszająca temat wolnego wyboru. Debiutancka historia Sophie Anderson to mieszanka mroku i piękna. W jednym momencie cieszymy się wraz z Marinką, by za chwilę przyjąć w gościnę dusze zmarłych, wysłuchując ich historii życia, by za moment popaść w zadumę nad własnym życiem. Historia Marinki odzwierciedla śmierć i stratę, jednocześnie celebrując radość i ciepło ludzkich relacji.
Sięgając po „Domu na kurzych łapkach” nie spodziewałam się dynamicznej historii, a jednak ona taka jest. Nie brakuje w niej tajemnic, zwrotów w fabule i momentów skłaniających do myślenia. Historia Marinki potoczyła się w niespodziewanym kierunku, zupełnie mnie zaskakując. Myślę, że czytając książkę, będzie tak samo zaskoczeni jak ja, tym jak wybory, Marinki wpłynęły na jej życie. Jedne z nich doprowadziły ją do odkrycia tajemnicy, a inne przyniosły tylko kłopoty i ból.
Podsumowując „Domu na kurzych łapach” to dobrze napisana książka, która ujmuje czytelnika swoją prostotą, a jednocześnie klarownością przesłania, jakie ze sobą niesie. Autorka w ciekawy sposób przedstawiła historię Baby Jagi i domku na kurzych łapkach. Historia Marinki łamie serce i napawa radością. Polecam!
Jedyną rzeczą, która bardzo mnie zniesmaczyła to niekompletny egzemplarz książki, jaki trafił do mnie z wydawnictwa. Niestety nie było mi dane poznać epilogu, gdyż książka nie posiadała wszystkich stron, i nie był to egzemplarz przedpremierowy.
Za egzemplarz dziękuję
Fabuła8
Emocje towarzyszące czytaniu8
Kreacja postaci7
Ogólne wrażenie8
Informacje dodatkowe
Wydawnictwo: Kobiece Young
Data wydania: 29.01.2020
Liczba stron: 328
Tytuł oryginalny: The House with Chicken Legs
7.75
4 komentarze
Okładka jest przepiękna, z kolei po opisie nie jestem przekonana, czy jest to lektura dla mnie. To przykre, że książka dotarła niekompletna...
OdpowiedzUsuńAż przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNo zdecydowanie jest to powieść, którą chciałoby się mieć na półce. Na razie mam zakaz na nowe książki, ale kiedyś może po nia sięgnę, a potem przekażę bratanicom. :) Bardzo ciekawa recenzja i piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
polecam-goodbook.blogspot.com
Bardzo dobrze bawiłam się w trakcie lektury - to przyjemna, urzekająca historia :D
OdpowiedzUsuń