• Home
  • O blogu
  • Recenzje książek
    • O książkach
    • Literatura młodzieżowa
    • Fantastyka
    • Romanse
    • Literatura obyczajowa
    • Kryminał/thiller
    • Literatura polska
    • Poradniki
  • Współpraca
  • Moda
    • Stylizacje
    • Porady modowe
  • Lifestyle
  • Polityka Ochrony Prywatności
Kopiowanie zdjęć zabronione! Ikonografiki wykorzystane na stronie pochodzą z serwisu Freepik.com. Obsługiwane przez usługę Blogger.

▪ Mów mi Kate ▪ blog lifestylowo-recenzencki

polska fantastyka

Przyszedł czas na kolejne spotkanie z twórczością Marty Kisiel. Tym razem autorka podzieliła się z czytelnikami kontynuacją serii o przygodach panien Stern. Przed lekturą "Płaczu" koniecznie zapoznajcie się z pierwszym tomem zatytułowanym "Toń", by lepiej zrozumieć świat naszych bohaterów.

Prawda nie zawsze przynosi wyzwolenie, o czym przekonały się Klara, Dżusi i Eleonora. Niedawne wydarzenia odcisnęły piętno na kobietach, które niegdyś nierozłączne, postanowiły pójść własnymi ścieżkami. Jednak los nie pozwolił im długo cieszyć się własnym życiem, gdy okazuje się Eleonora ma kłopoty. Sternówny i ich przyjaciele wyruszają na ratunek zagubionej w zaświatach Eleonorze. Okazuje się, że misja ratunkowa ma swoje drugie dno, a wyprawa w przeszłość po raz kolejny pozostawi po sobie ślad …

Po raz kolejny Marta Kisiel zachwyca swoim warsztatem. „Płacz” to kontynuacja „Toni”, opowiadającej historię Dżusi, Eleonory i Klary. Autorka szybko wkręca czytelnika w bieg zdarzeń, a swobodna narracja niesie go po kartach powieści, odsłaniając stopniowo kolejne okoliczności składające się na zniknięcia Eleonory, by ostatecznie wrzucić go w sam środek bolesnej przeszłości i wydarzeń mających miejsce w Górach Sowich. Przyznam się, że wątek związany właśnie z wydarzeniami z przeszłości (nie zdradzę Wam o co chodziło, by nie psuć przyjemności z czytania) niesamowicie mnie wciągnął, choć jego wyjaśnianie wydało mi się lekko chaotyczne. Naszym bohaterom przyjdzie stanąć oko w oko z niebezpieczną i mroczną siłą zwaną „ćmą” , która miesza świat zmarłych ze światem żywych. Wrocławska drużyna stanie przed ważnym wyborem, ale czy wszystkim uda się wyjść cało z tego starcia?

Drugi tom serii to mieszanka złożonych charakterów i nietuzinkowych osobowości. Zaradna pani Matylda, zawsze przygotowany Karolek, marudny Gerd i wybuchowa Dżusi to zgrany team, który wielokrotnie rozśmiesza nas na kartach powieści. Najjaśniejszą postacią bez wątpienia pozostaje Dżusi, która na tle pozostałych wyróżnia się swoim ciętym językiem i niebanalnymi tekstami. 

„Płacz” to bardzo dobra kontynuacja historii o pannach Stern, od której nie łatwo się oderwać. Autorka z łatwością łączy niewymuszony humor z mocniejszymi akcentami w fabule, co powoduje, że jeszcze chętniej zatapiamy się w scenariusz zdarzeń. Na plus zasługuje pomysł na wątek z wydarzeniami mającymi miejsce w przeszłości w Górach Sowich, który szybko intryguje. Jednak po przeczytaniu „Płaczu” odniosłam wrażenie, że autorka mogła wyciągnąć znacznie więcej z tej historii, a szczególnie zagłębiając się w wątek z podróżą w czasie. Czytelniczy niedosyt pozostał. Mimo to uważam, że warto sięgnąć po „Płacz” i zatopić się w przygodę, której szybko nie zapomnicie.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję 


Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu7
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 11.03.2020
Liczba stron: 318
Tom: III
Cykl: Cykl Wrocławski
7.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze
dla młodzieży

„Schizis” to moje drugie spotkanie z twórczością Mellisy Darwood. Przyznam się, że książka najpierw przykuła moją uwagę świetną okładką. Jednak kiedy już zgłębiłam się w jej lekturę, okazało się, że piękna grafika idzie w parze ze świetnie skrojoną historią. Historią, która nie jest taka, za jaką się wydaje. „Schizis” pozytywnie zaskakuje i łamie serducho.

Marcja to dziewczyn, która doświadczyła już w życiu wiele strachu, bólu i niewiadomej. Od dziecka zmaga się ze swoimi demonami, które atakują ją w najmniej spodziewanym momencie. Teraz Marcja postanawia podzielić się ze światem swoją historią. Zakłada kanał na YouTubie, gdzie zamierza opowiadać o swoich problemach – chorobach, depresji, próbach samobójczych i Cruelli. Celem siedemnastolatki jest osiągnięcie stu tysięcy subskrybentów, a wtedy zdradzi wszystkim widzom brutalną prawdę. 

Początkowo historia Marcji nie wydaje się oryginalna. Jednak jest to błędne pierwsze wrażenie. „Schizis” to nieoczywista opowieść poruszająca bardzo ciężki lecz ważny temat, jakim są choroby psychiczne, a sama historia prowadzi czytelnika do ważnego przesłania, którego początkowo nie dostrzeżecie, a odsłania go świetnie napisany finał.  

Historia Marcji to życie wypełnione chorobą, samobójczymi myślami i podstępnymi szeptami, które odciskają emocjonalne piętno na czytelniku. Mimo ciężkiego tematu, autorce udało się napisać opowieść, w którą szybko się wkręcamy i dynamicznie suniemy po kolejnych stronach książki. Towarzyszymy Marcji w jej „pokręconej codzienności”, widzimy jak zmienia się jej stosunek do życia i ludzi oraz kibicujemy jej w trudnych chwilach, doświadczając złożonych i jakże namacalnych emocji.

„Schizis” to wyjątkowa lektura, która zaskarbiła sobie moje zainteresowanie od pierwszej strony, szybko angażując mnie w  pokręcony świat nastoletniej Marcji. Świat, w którym nie wszystko jest oczywiste... A wisienką na torcie jest zakończenie Schizis! Szokujące, niespodziewane i łamiące serce. Szczerze polecam Wam książkę Melissy Darwood, będącą mieszanką trudnych tematów i nieprzeciętnej historii. Na pewno nie pożałujecie!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Media Rodzina

Fabuła7
Emocje towarzyszące czytaniu9
Ogólne wrażenie8
Kreacja postaci8

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Mdia Rodzina
Data wydania: 25.03.2020
Liczba stron: 320
8.00
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
6 komentarze

 „Bogowie muszą być szaleni” to drugi tom serii o Dorze Wilk autorstwa Anety Jadowskiej i książka, która cieszy oczy świetną okładką. Gdybym oceniała książkę jedynie na podstawie grafiki, kontynuacja o Dorze otrzymałaby maksymalną liczbę punktów. Jednak nie jest tak łatwo. Sięgając po drugi tom serii oczekiwałam fantastycznej historii z wieloma zwrotami akcji. W ostatecznym rozrachunku historia Dory była tylko dobra.

Życie nie szczędzi naszym bohaterom niespodzianek. Tym razem od Dory zależą losy nie tylko jej przyjaciół, ale także całej nadnaturalnej społeczności. Niespodziewanie i wbrew swojej woli Dora zostaje wciągnięta w potyczkę między bogami. W szalonej rozgrywce ucierpią niewinni, chyba że Dorze uda się zjednoczyć wilkołaki, wampiry i magicznych. Dora po raz kolejny namiesza, a przy tym odkryje co nieco o swoim pokręconym drzewie genealogicznym.

Zacznę od mocnych stron historii, którymi są postaci i świat przedstawiony. Autorka już w poprzednim tomie zaskoczyła mnie dobrze skonstruowanym i przedstawionym światem magicznym. Za każdym razem odsłania przed czytelnikiem kolejne elementy magii, coraz to ciekawsze i rozbudzające wyobraźnię czytelnika. Fani Dory, Mirona i Joshuy nie będą zawiedzeni, bo ich relacja kwitnie, a jednocześnie się komplikuje. Podoba mi się, że autorka zaczęła nakreślać głębsze emocje pomiędzy dwójką z nich, co może w przyszłych tomach zaowocuje ostatecznym rozstrzygnięciem „trójkąta”.

Całą historię Dory czytało mi się całkiem przyjemnie. Początek historii Dory i jej przyjaciół zaczyna się całkiem niewinnie, z czasem dochodzą kolejne komplikacje, nowe postaci oraz kolejne elementy świata przedstawionego. Wątki poboczne ładnie uzupełniają główną linię fabularną, tworząc ogólnie dobrze poprowadzoną  historię, która niestety zalicza wpadkę na samym półmetku… Po spotkaniu z upiorną boginią i ukazaniu Dorze tragicznej wizji przyszłości oczekiwałam, że głównej bohaterce przyjdzie stawić czoło naprawdę potężnym istotom i nie obejdzie się bez spektakularnej potyczki. Niestety to spotkanie okazało się mało efektowne, jak na zawadiacką Dorę przystało i bardzo się na nim zawiodłam. Mimo tak nieprzyjemnego obrotu spraw, autorka na zakończenie historii wyciągnęła asa z rękawa, serwując niespodziewany zwrot akcji, który pozytywnie podniósł fabułę z kolan.

Podsumowując „Bogowie muszą być szaleni” Anety Jadowskiej to dobrze napisana książka, z płynnie i lekko poprowadzoną fabułą, w której niestety zabrakło mocnych uderzeń na koniec historii. Złożona charakterystyka postaci i świat przedstawiony to niewątpliwie zalety tej serii, a fabule do dynamicznej i zniewalającej czytelnika jeszcze trochę brakuje. Mam nadzieję, że trzeci tom przyniesie nieco więcej emocji i wzniesie serię na wyższy poziom.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN


Przeczytaj także recenzję I tomu: Złodziej dusz
Poznaj serię o Nikicie: Dziewczyna z Dzielnicy ‖ Cudów Akuszer bogów ‖ Diabelski młyn




Fabuła6
Emocje towarzyszące czytaniu6
Kreacja postaci8
Ogólne wrażenie7

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: SQN
Tom: II
Cykl: Heksalogia o Wiedźmie
Data wydania:
11.03.2020 ( I wyd: 09.01.2013)
Liczba stron: 456
6.75
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Książka E. L. James pt. „50 twarzy Greya” szturmem wdarła się na szczyt międzynarodowych list bestsellerów. Sprzedana w milionach kopii, wyprzedziła takie tytuły jak „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins”  i szybko doczekała się ekranizacji. Nasze polskie podwórko także doczekało się własnej wersji popularnego erotyku. „365 dni” Blanki Lipińskiej zwane także jako „Znakomite połączenie 50 twarzy Greya i Ojca Chrzestnego”. Sama nie zdecydowałam się na przeczytanie książek, jednak na filmy się skusiłam. Najpierw sięgnęłam po „365 dni”, które niedawno zawitało na Netflixa, a potem dla porównania obejrzałam Greya. Teraz postanowiłam podzielić się z Wami moimi odczuciami po obejrzeniu filmów. Czy było aż tak źle?

UWAGA: post zawiera spoilery.

Montaż i realizacja

Kiedy na platformie Netflix pojawił się film na podstawie książki Blanki Lipińskiej, zabrałam się za niego od razu – głównie z czystej ciekawości.  Jednak tego samego dnia nie byłam w stanie obejrzeć go do końca. Sposób w jaki zmontowano film sprawiał, że męczyłam się samym jego oglądaniem. Miałam wrażenie, że oglądam jakiś amatorski i niskobudżetowy teledysk składający się z setki przypadkowych scen (chociaż obecnie większość teledysków jest lepiej zmontowanych i w ciągu trzech minut potrafią przekazać spójną oraz jasną historię,  nie męcząc przy tym widza). Najlepszym przykładem tego chaosu jest ciąg wydarzeń pod koniec filmu, gdzie w jednym momencie pojawia się Massimo, w drugim Laura idzie z nim na zakupy, a w trzecim jest na jakimś ślubie. Co to miało być? Doskonały przykład tego, jak nie powinno robić się filmów.

„50 twarzy Greya” w przeciwieństwie do polskiego konkurenta pod względem montażu jest zrealizowane lepiej. Film  prezentuje jasną fabułę i moim zdaniem dobrze zbudowaną. Wydarzenia następujące po sobie mają sens, są ze sobą powiązane i nie stanowią miksu przypadkowych scen.

O budowaniu relacji

Bohaterowie w „365 dni” nie są mocną stroną filmu. Delikatnie pisząc, główne postaci są pozbawione głębi, a wcielający się w nich aktorzy, nie mają odpowiedniego materiału by wykazać się swoimi umiejętnościami aktorskimi. Postać Massimo to Assasyn a nie sycylijski mafioso. Ten facet pojawia się znikąd i jest zmienny niczym pogoda w kwietniu – w jednym momencie mówi, że nie dotknie Laury bez jej zgodny, a parę minut później chwyta ją za gardło i oznajmia, że jest tylko jego. A co do Laury… Nie potrafiłam jej rozgryźć. Z początku wydaje się twardą laską, która na dzień dobry zgniata facetów małym palcem, lecz później przy Massimo staje się uległą, która nie wie czego chce. Dosłownie.

W przeciwieństwie do „365 dni” w „50 twarzach Greya” w trakcie oglądania obserwujemy, jak między bohaterami budowana jest relacja. Widzimy jak bohaterowie docierają się, jak rodzi się między nimi napięcie seksualne. Mamy dwa charaktery - dominującego Christiana i nieśmiałą Annę, jednak ta Anna nie jest jak Laura. Ona przez długi czas  pogrywa sobie z Christianem, negocjuje warunki umowy, doprowadza go do szału. A Laura? Trochę potupała nóżką by ostatecznie oddać się Massimo.

Czy na pewno szokuje?

Oba filmy mają za zadanie szokować, jednak w moim odczuciu Grey robi to z większą klasą. „50 twarzy Greya” szokuje koncepcją pana i uległej, jednak samemu filmowi daleko do szokującego erotyku, a bliżej do romansidła z udziałem bogatego chłopca, który zamiast na spacer po wesołym miasteczku zabiera dziewczynę na lot własnym helikopterem i do pokoju zabaw bez konsoli. Ekranizacja „365 dni” może i jest odważniejsza, ale niestety niesmaczna, bo między bohaterami nie ma chemii i nawet te romantyczne sceny z widokiem na morze nie są w stanie jej wykrzesać. A zabawy Laury i Massima na jachcie? Pozostawię bez komentarza.

„365 dni” robi TO lepiej!

Czy jest coś za co mogę pochwalić „365 dni”? Tak. To zakończenie, które mnie zaskoczyło. Tajemnicze (no dobra nie tak tajemnicze skoro są następne tomy serii), z narastającym napięciem i w końcu dobrze zrealizowane. Za to zakończenie w Greyu to jakaś pomyłka. Anna prosi Christiana, aby ujawnił przed nią to co najgorsze, by po wszystkim mieć do niego pretensje. Nic, tylko wyrwać sobie włosy z głowy (chociaż nie warto!).

Podsumowanie

„365 dni”  i „50 twarzy Greya”  to produkcje, które doczekały się sporo medialnego szumu, głównie  setek negatywnych recenzji, które tylko napędzały popularność autorek, sprzedaż książek i ostatecznie grono widzów.  Możemy pisać, że filmy te to gnioty, ale nie odmówimy sukcesu ich twórcom, do którego sami się przyczyniliśmy. „Nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili” – prawda?

Obie historie nie należą do wybitnych, jednak w tym poście skupiłam się jedynie na sposobie ich przedstawienia. I jeśli ktoś twierdzi, że to „50 twarzy Greya”  zyskuje na tytuł najgorszego filmu w historii, to niestety był w błędzie. Grey przy „365 dniach” to w moim odczuciu produkcja nakręcona na wysokim poziomie. Ekranizacja polskiego erotyku zawierała wiele podstawowych błędów już na poziomie montażu, które negatywnie odbiły się na całej fabule. Bez znajomości książki widz od pierwszych minut filmu jest zagubiony, a z kolejnymi scenami jego frustracja jedynie narasta. Czy twórcy wyciągną lekcję i popracują na popełnionymi błędami przy ekranizacji drugiego tomu serii? O tym przekonamy się za rok albo dwa.

Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

„Bez zobowiązań” to historia o Majce i Kubie oraz ich niecodziennej umowie. Magda studiuje zarządzanie w Częstochowie, mieszka w akademiku z przyjaciółką i dorabia w pubie. Pewnego wieczoru poznaje tam przystojnego Kubę, który od razu wpada jej w oko. Jednak Magda nie chce angażować się w poważny związek, dlatego zawiera z mężczyzną umowę – że pójdą do łóżka po dziesięciu randach, które pomogą im się lepiej poznać. Kuba przystaje na propozycję, bo i on nie jest zainteresowany poważnym związkiem. Do czasu… Ich znajomość kwitnie – zaprzyjaźniają się, a ich relacja nabiera  cech romantycznych. Po wypełnieniu umowy,  Kuba proponuje Majce zwyczajny związek. Niestety szczęście Majki nie trwa długo, gdy Kuba nieoczekiwanie zrywa ich relację. Co ukrywa Kuba? Jakie tajemnice skrywa ich przeszłość?

Historia Majki zaczyna się bardzo sztampowo i dość nudnie. Sztywny początek, pełen opisów codzienności, wręcz zniechęcał mnie do dalszej lektury. Także postać Majki była nieco przerysowana. Odniosłam wrażenie, że autorka za mocno starała się podkreślić w Majce efekt przemiany z szarej myszki do lwicy salonowej.  Majka wychodzi z cienia, jednak nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Często jej zachowanie potrafiło wyprowadzić mnie z równowagi, a szczególnie jej decyzja względem jednego z bohaterów. Postać Kuby na tle Majki wypadła nieco lepiej, mimo mojej początkowej niechęci. Historia na szczęście rozkręca się w drugiej połowie książki, ale nadal nie jest ona dość intrygująca by przyciągnąć mnie na dłużej.

Na ogół mam szczęście do wyboru debiutanckich powieści i często je polecam. Jednak „Bez zobowiązań” to debiut, do którego nie będę Was zachęcać. Historia dość sztampowa, o rozwleczonym początku, do którego trzeba podejść z dużą dozą cierpliwości. Autorka musi jeszcze popracować nad kreacją bohaterów, by czytelnik mógł się z nimi zżyć emocjonalnie.  Jedynym plusem historii to dobrze poprowadzone zakończenie, które zaskakuje. Takiego zakończenia się nie spodziewałam, jednak nie ratuje ono całej książki.

Za egzemplarz dziękuję




Fabuła6
Kreacja postaci4
Emocje towarzyszące czytaniu5
Ogólne wrażenie6

Informacje dodatkowe


Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 12.02.2020
Liczba stron: 370
5.25
     Ocena końcowa
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

„Prawda. Krótka historia wciskania kitu” to druga książka autorstwa Toma Phillipsa, tak samo zabawna i interesująca jak „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko”. W nowej książce autor wziął na warsztat temat fake newsów, ukazując ich potęgę i fakt, z jaką łatwością na przestrzeni wieków, ludziom przychodziło manipulowanie prawdą. Fake newsy i plotki towarzyszyły człowiekowi zarówno kiedyś, gdy dostęp do informacji był ograniczony, jak i teraz - w dobie niczym nieograniczonego Internetu. Jednak mimo upływu lat, jedno pozostaje niezmienne – nadal mają ogromną moc, zwłaszcza tę niszczycielską.

„Krótka historia wciskania kitu” to zbiór ciekawostek przedstawiony w zabawny i lekki sposób, o których nie dowiesz się w szkole. Większość historii dotyczy przeszłości, kiedy to dementowanie plotek nie przychodziło tak prosto, i nie dotyczyły one prozaicznych problemów gwiazd. Wiele ukazanych w książce fake newsow bardzo mnie zaskoczyło, a także rozbawiło, jak chociażby historia ludzi-nietoperzy zamieszkujących Księżyc. Czy uwierzylibyście w takiego newsa? Zapewne wasz wybuch śmiechu nie miałby końca, lecz ludzie swojego czasu z łatwością dali ponieść się tej mistyfikacji, która ostatecznie okazała się genialnym chwytem marketingowym i była pierwszą prawdziwą demonstracją siły środków masowego przekazu.

Myślicie, że „zawód” trolla to domena XXI wieku? Jeśli tak, to jesteście w błędzie, bo niezwykle pomysłowym trollem był Benjamin Franklin. Zaskoczeni? Ja byłam.  Kto spodziewałby się, że ten człowiek, o którym mówi się na lekcjach historii, doprowadził do upadku swojego konkurenta wydawcy almanachów Titan’a Leeds’a wypuszczając informację o jego rzekomej śmierci i umiejętnie pielęgnując ją w umysłach ludzi.

Podsumowując "Prawda. Krótka historia wciskania kitu" autorstwa Toma Phillipsa to satysfakcjonująca podróż opisująca dzieje fake newsów i siłę ówczesnych mass mediów. Idealna lekcja historii, opowiedziana w dowcipny, lekki i przystępny sposób. Zaletą książki jest to, że opisane w niej historie z łatwością zapadają w pamięć. Jeśli jesteście ciekawi do czego jeszcze posunęli się nasi przodkowie, to zapraszam do lektury. Na pewno nie pożałujecie!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros

Share
Tweet
Pin
Share
5 komentarze
Newer Posts
Older Posts

Autorzy


KATE

Książkoholiczka i niepoprawna marzycielka z zamiłowaniem do mody w rytmie slow.


EMIL

Współautor bloga, kulturalny łasuch i osoba, która stoi za obiektywem.

Follow Me

  • Facebook
  • Instagram

Archiwum

  • ►  2022 (15)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (2)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (22)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
  • ▼  2020 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (1)
    • ▼  kwietnia (6)
      • Płacz - Marta Kisiel [RECENZJA]
      • Schizis - Melissa Darwood [RECENZJA]
      • Bogowie muszą być szaleni - Aneta Jadowska [RECENZJA]
      • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
      • Bez zobowiązań - Paulina Wysocka-Morawiec [RECENZJA]
      • Prawda. Krótka historia wciskania kitu - Tom Phill...
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2019 (59)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2018 (134)
    • ►  grudnia (10)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (9)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (18)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (14)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2017 (116)
    • ►  grudnia (12)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (90)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (11)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (10)
    • ►  czerwca (9)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2015 (105)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (8)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (12)
    • ►  czerwca (13)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ►  marca (8)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (2)

POLECAMY

Stroiciele - Ewa Kowalska [RECENZJA]

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią da...

Skala ocen


1 - Beznadziejna
2 - Bardzo słaba
3 - Słaba
4 – Może być
5 - Przeciętna
6 - Dobra
7 – Bardzo dobra
8 - Rewelacyjna
9 - Wybitna
10 - Arcydzieło

Popularne posty

  • Klątwa Berserkera - Anna Wolf [RECENZJA]
  • 365 dni i 50 twarzy Greya - Co ja zobaczyłam?
  • Czym jest Coachella?
  • Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz [RECENZJA]
  • Pomadki, które warto kupić podczas promocji w Rossmannie

Obserwatorzy

Nasz patronat




zBLOGowani.pl


Czerwona sukienka - blogi o modzie

http://ddob.com/user/index/Estrella


Facebook Twitter Instagram Pinterest Bloglovin

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates